Urodzić w czasie wojny. "Można zapomnieć o procedurach"
- Nawet na naszej granicy zdarzało się, że udzielana była pomoc kobiecie z aktywnym krwawieniem z dróg rodnych, która trzymając półtoraroczne dziecko na ręce, zasłabła w kolejce - mówi w rozmowie WP Kobieta Ewa Piekarska-Dymus, prezeska Polskiej Misji Medycznej. W Ukrainie jest obecnie 265 tys. kobiet w ciąży, z czego 80 tys. w ostatnim trymestrze. Stoją one przed dramatycznym dylematem - rodzić w owładniętej wojną Ukrainie czy uciekać do Polski.
Fedor urodził się w Kijowie. On i jego matka, 32-letnia Wiktoria, mieli szczęście. Poród przebiegał bez komplikacji, a chłopiec urodził się zdrowy. Jednak nie był to zwyczajny poród. Dziecko przyszło na świat w schronie. Wiktoria urodziła drugiego dnia inwazji Rosji na Ukrainę. Pierwszym, co mały Fedor zobaczył, był sufit piwnicy kijowskiego szpitala. Pomieszczenia pamiętającego czasy sowieckie, zimnego i mokrego.
- Trzymałam go na rękach w schronie i mówiłam: Masz szczęście, jesteś wyjątkowy, urodziłeś się w Ukrainie, jesteś nowym Ukraińcem - relacjonowała Wiktoria na łamach "The Guardian". Jej zdjęcia z małym Fedorem obiegły świat, inicjując serię symbolicznych fotografii z wojny w Ukrainie.
9 marca do puli zdjęć symboli dołączyły dwa kolejne, również przedstawiające kobiety, matki. Oba powstały po bestialskim ostrzelaniu kliniki położniczej w Mariupolu. Na jednym z nich widać ubraną w piżamę, otuloną kołdrą ciężarną, która trzymając reklamówkę w dłoni, zbiega po zagruzowanych schodach szpitala. Widniała na nim Marianna Podgurskaya. Ukraińska modelka i blogerka, która przed wybuchem wojny chętnie dzieliła się w sieci przygotowaniami do przyjścia na świat dziecka. Kobieta musiała zmierzyć się nie tylko z traumą ucieczki przed rosyjskimi bombami, ale również z falą hejtu. Zarzucono jej, że zdjęcie zostało upozorowane, a ona jedynie "odegrała rolę".
Szczęśliwie dziecko Marianny przyszło na świat krótko po bombardowaniu, całe i zdrowe. - Marianna urodziła córeczkę. Wszystko jest w porządku, ale obecnie w Mariupolu jest bardzo zimno, a bombardowanie nie ustaje - poinformowała Olga Tokariuk, badaczka z The Centre for European Policy Analysis.
Tyle szczęścia nie miała trzecia bohaterka ikonicznej fotografii. Ta, którą czterech mężczyzn wynosiło na noszach z ruin szpitala w Mariupolu. "Pierwsza ciężarna dziewczyna z fotorelacji z miejsca bombardowania Szpitala Dziecięcego nr 3 w Mariupolu, wyprowadzona na noszach, nie przeżyła. Zmarło także jej nienarodzone dziecko. Potwierdza to fotograf Eugene Maloletka, który zrobił zdjęcia dla AP" - napisała Asya Dolina, dziennikarka "Voice of America".
Urodzić w schronie...
Według danych ONZ w Ukrainie jest obecnie 265 tys. kobiet w ciąży, z czego 80 tys. w trzecim trymestrze. - Są w samej końcówce ciąży, czyli w okresie, kiedy - od 36. tygodnia - zakłada się, że ciąża jest donoszona. Należy mieć na uwadze, że stres może przyspieszyć akcję porodową. Każda z ciężarnych jest w stanie wymagającym ciągłego wsparcia lekarzy i kontroli stanu zdrowia - mówi w rozmowie z WP Kobieta Ewa Piekarska-Dymus, prezeska Polskiej Misji Medycznej. - Ukraińscy medycy stają przed karkołomnym wyzwaniem. W tamtejszych warunkach można zapomnieć o schematach czy procedurach, które znamy z polskich szpitali. Po prostu nie ma takich możliwości. Personel musi działać z tym, co ma.
Oznacza to, że w najbliższych tygodniach w ogarniętej wojną Ukrainie przyjdzie na świat 80 tysięcy dzieci. Wiele z nich nie będzie miało szczęścia, by urodzić się w normalnych okolicznościach. Prowizorycznymi porodówkami stały się piwnice i schrony. - To jest bardzo trudna sytuacja ze względu na, chociażby sterylność, którą trudno zachować. Sama toaleta pępka, która jest czymś prostym i oczywistym w normalnych warunkach, tam jest wyzwaniem - podkreśla Piekarska-Dymus.
Jednak problemem są nie tylko środki opatrunkowe, lecz cała organizacja podziemnych porodówek. - Należy pamiętać o braku dostępu do energii elektrycznej, która w miejscach zbombardowanych jest znacznie ograniczona. Po względem wyposażenia ważne są generatory prądotwórcze, agregaty, do których można podpiąć maszyny ratujące życie - wyjaśnia.
- Słyszymy o kobietach, które rodzą w takich warunkach i mają szczęście, że nie było komplikacji. Bo gdyby było potrzebne cięcie cesarskie, to nie byłoby lekarza, który mógłby je przeprowadzić. Ten stres, którego doświadczają ciężarne, może wpłynąć na ich stan zdrowia, doprowadzić do poronienia, komplikacji, rozwoju chorób przewlekłych lub ich zaostrzenia - mówi prezeska Polskiej Misji Medycznej.
Niektóre noworodki wymagają specjalistycznej opieki, której nie da się zapewnić w warunkach schronu, a transport do odpowiednio wyposażonych placówek nie zawsze jest możliwy. - Wcześniaków czy dzieci z wadami nie da się ewakuować. Personel medyczny musi radzić sobie w bardzo trudnych warunkach. Jeśli nie ma inkubatorów, to ważne jest jakiekolwiek minimum, czyli chociażby materacyki grzewcze, które zapewnią odpowiednią temperaturę dzieciom – zaznacza Piekarska-Dymus.
- Od początku konfliktu jesteśmy w kontakcie z Towarzystwem Neonatologicznym i odpowiadamy na potrzeby 26 oddziałów neonatologicznych w Ukrainie. To, co możemy robić, to wyposażać tamtejsze szpitale. Wysyłać leki, środki opatrunkowe, sprzęt do ratowania życia, ale też organizować pomoc medyczną w bezpiecznym rejonie blisko granicy – zapewnia Ewa Piekarska-Dymus.
Wszystko po to, by zapewnić pomoc ciężarnym Ukrainkom. Tym, które zostały w kraju, ale też tym, które podjęły dramatyczną decyzję o ucieczce. Ogromny stres i wycieńczenie spowodowane wielogodzinną ucieczką, a później kilkunastogodzinne oczekiwanie na granicy nie pozostają obojętne dla przebiegu ciąż uchodźczyń.
- Nie dysponujemy danymi na temat liczby poronień w Ukrainie, ale docierają do nas takie informacje. Nawet na naszej granicy zdarzało się, że udzielana była pomoc kobiecie z aktywnym krwawieniem z dróg rodnych, która trzymając półtoraroczne dziecko na ręce, zasłabła w kolejce. Dlatego uruchamiany cztery punkty pomocy medycznej po ukraińskiej stronie na przejściach w Korczowej, Budomierzu, Hrebennem i Dorohusku. Tam będą postawione kontenery medyczne, będzie stały dyżur medyków - mówi Piekarska-Dymus.
...czy urodzić na uchodźstwie?
Wśród przybyłych do Polski Ukrainek jest wiele ciężarnych. - Według naszych informacji codziennie około 22-25 kobiet w ciąży docierających do Polski wymaga pomocy lekarskiej. Opieka porodowa w polskich szpitalach jest dla nich bezpłatna. Są szykowane dla nich ulotki w języku ukraińskim, są strony internetowe w ich języku, z których mogą czerpać informacje. Są też organizacje w Polsce, które pomagają Ukrainkom, które urodziły lub będą rodzić już w Polsce – zapewnia prezeska Polskiej Misji Medycznej.
Fakt, że do Polski trafiło wiele ciężarnych Ukrainek, potwierdza w rozmowie z WP Kobieta Natalia Jakubowska, koordynatorka Gminnego Centrum Pomocy Ukrainie w Nadarzynie, które ma pod opieką około 3 tys. uchodźców, większość z nich to kobiety z dziećmi. - Kobiet od 6. miesiąca ciąży jest około setki. Większość z nich ma już przynajmniej jedno dziecko, a często dwoje lub troje. O tym, ile dokładnie ciężarnych Ukrainek trafiło do Polski, jeszcze nie wiadomo. Liczba może być dużo większa, niż nam się wydaje. - Dostajemy różne dary od sponsorów. Ostatnio trafił do nas cały karton testów ciążowych, co wydawało nam się nam dość zabawne. Co ciekawe, testy zniknęły z półek w 2 dni - opowiada Jakubowska.
Jak się okazuje, wiele ciężarnych Ukrainek ma pod opieką nie tylko własne dzieci. - Bardzo często są to też kobiety, które są w ciąży, a uciekając, biorą ze sobą również nie swoje dzieci. One są stamtąd wysyłane na przykład ze swoją czwórką, piątką dzieci oraz dziećmi np. siostry czy szwagierki, które zdecydowały się zostać na miejscu i walczyć. Bo ogrom Ukrainek zostaje, żeby walczyć. Więc te ciężarne zostają oddelegowane do wyjazdu do Polski z dziećmi z całej rodziny. To jest ogromny heroizm tych kobiet - podkreśla Jakubowska.
Wiele z nich ma za sobą przeżycia, o których szybko nie zapomną. - Przyjechała do nas Lena w 7. miesiącu ciąży z 4-letnim chłopcem. Śliczny ten chłopiec, przesympatyczny. W Iwanofrankowsku na jej oczach został zastrzelony mąż. Na oczach jej i syna. Chłopiec przyjechał w ogromnej traumie. W naszej gminie mamy lokalnego kota Felka, o którego wszyscy dbamy. I ten chłopiec, który nie mówił, nie jadł, nie chciał się bawić, jak zobaczył tego kota, to zaczął go ściskać i dopiero pierwszy raz w Polsce się uśmiechnął. Rozpłakałam się, jak to zobaczyłam - mówi koordynatorka nadarzyńskiego Centrum Pomocy Ukrainie.
Pierwsze dzieci uchodźczyń z Ukrainy już się urodziły. 8 marca, dokładnie w Dzień Kobiet, w szczecińskim szpitalu przyszła na świat Nikol. - Urodziła się w 40. tygodniu ciąży poprzez cesarskie cięcie, ważąc 3,1 kg, mierząc 54 cm i otrzymując trzy dziesiątki w skali Apgar. Już za dwa dni będzie mogła udać się do swojego nowego domu, w którym z niecierpliwością wyczekuje siostrzyczki starszy brat Kiril i tata Andrzej – poinformował szpital Zdroje.
Mama Nikol, pani Maluina, tydzień przed porodem uciekła z Odessy. Zabrała 8-letniego syna i ruszyła samochodem w stronę polsko-ukraińskiej granicy. Miała szczęście, bo jej mąż zaledwie miesiąc wcześniej przyjechał do Szczecina, gdzie znalazł lokum i pracę. Para nie sądziła, że tak szybko znów się spotka, jednak okoliczności wojny, paradoksalnie, w tym przypadku połączyły rodzinę.
- Większość kobiet chce wrócić do Ukrainy. One nie chcą zostawać w Polsce, ani jechać gdzieś dalej. My mamy kontakty za granicą w krajach, gdzie tzw. socjal jest o wiele lepszy niż w Polsce, jak Anglia, Holandia, Belgia, ale nie ma chętnych. Te kobiety czekają na to, że ten koszmar zaraz się skończy, a one będą mogły wrócić do swoich mężów, do swoich rodzin - mówi Natalia Jakubowska.
Ukraińskie mamy urodziły już w wielu miastach Polski: Przemyślu, Chełmie, Hrubieszowie. Ich dzieci przyszły na świat w szpitalach. W dobrych warunkach, otoczone opieką medyczną. Te, które rodzą się w Ukrainie, nie mają tyle szczęścia. Jednak ich matki nie tracą nadziei, że ich dzieci, choć urodzone w czasie wojny, dorastać będą w czasach pokoju.
Wiktoria, która urodziła w schronie w Kijowie, liczy na to, że okoliczności, w których przyszedł na świat Fedor, wkrótce staną się jedynie anegdotą. - Nie chcę, żeby znał prawdziwą wojnę - powiedziała.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl