Pracuje w Dziecięcym Telefonie Zaufania. Jest poruszona tym, co słyszy od ukraińskich dzieci
- Opisują dźwięki spadających bomb, wybuchów, latających nad głowami samolotów. Kiedy tego słucham, to wiem, że zarówno te dzieci, jak i dorośli, doświadczyli naprawdę czegoś strasznego. Słychać, że są w ogromnym szoku - mówi Aleksandra Maciopa, psycholog udzielająca wsparcia w języku ukraińskim w Dziecięcym Telefonie Zaufania Rzecznika Praw Dziecka. Od 2 marca, pod numerem 800 12 12 12, można uzyskać wsparcie w języku ukraińskim i rosyjskim.
Marta Kosakowska, WP Kobieta: Jak często dzwoni telefon?
Aleksandra Maciopa, psycholog: Bardzo często. Bywa, że w czasie dyżuru nie mam chwili wytchnienia. Dzwoni wiele osób z Ukrainy, które szukają pomocy psychologicznej. W tej chwili na infolinii pracuje dwóch psychologów i prawnik, którzy udzielają pomocy w języku ukraińskim i rosyjskim. Odkąd uruchomiliśmy możliwość wsparcia w tych językach, praca jest bardzo intensywna. Bo tej pomocy trzeba udzielać bardzo dużo.
Pani podnosi słuchawkę, i mówi...?
"Dzień dobry! Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka. Jak mogę pomóc?".
I co się dzieje dalej?
Często jest tak, że nawet nie zdążę zadać pytania "Jak mogę pomóc?", a osoby dzwoniące same zaczynają mówić. Słyszę w ich głosie determinację. One wiedzą, że natychmiast potrzebują wsparcia.
Kto jest po drugiej stronie?
Różnie. Czasem dzieci, a czasem rodzice.
Jak zaczynają rozmowę?
Większość bardzo podobnie. Pytają, czy dodzwonili się na telefon, w którym mogą dostać wsparcie w języku ukraińskim. Jeżeli dzwonią dzieci, to mówią, że chcą wrócić do Ukrainy, że tęsknią za domem. Rodzice pytają, czy to jest normalne, że ich dziecko stało się agresywne, ma napady płaczu lub zamknęło się w sobie. Pytają, skąd takie zachowania się biorą. Nie rozumieją tego, bo wcześniej dziecko się tak nie zachowywało.
Co jeszcze mówią dzieci?
Dzieci często czują się zagubione. Sytuacja, w jakiej się znalazły, jest dla nich nowa i trudna zarazem. Doświadczają silnego stresu związanego z nagłą przeprowadzką. Mają poczucie, że to nie one powinny przyjechać do Polski, bo ich koledzy z Ukrainy są w dużo gorszej sytuacji. Mają poczucie winy, że ich znajomi zostali tam, gdzie toczy się wojna, że nie udało im się uciec. Czują się źle z tym, że są już bezpieczni w Polsce, a ich rówieśnicy nadal są w niebezpieczeństwie. Mają z nimi kontakt przez internet, więc czują strach. Niektóre dzieci przyjechały do Polski bez rodziców, co napawa je jeszcze większym lękiem.
Dzwonią dzieci, które przyjechały do Polski same?
Było takich telefonów sporo. Dzieci zostały wysłane do rodziny czy znajomych w Polsce, a rodzice zostali w Ukrainie.
Zdarza się, że ktoś milczy do słuchawki?
Tak. Zdarza się, że ktoś dzwoni i mówi: "Nie wiem od czego zacząć".
I co pani mówi takiej osobie?
Pytam: "Co skłoniło cię, żeby do nas zadzwonić?". Po takim pytaniu ludzie powoli zaczynają odpowiadać. Ale to raczej rzadkość, większość z tych osób ma tak silną potrzebę uzyskania pomocy, że bez problemu mówią o tym, z czym się mierzą. Zwykle dostali numer od kogoś, więc wiedzą, po co dzwonią.
O czym chcą rozmawiać?
Czasem rodzice opowiadają, że ich dzieci mają koszmary senne, nie chcą jeść. Niektórzy mówią, że dzieci mają trudność z adaptacją w polskiej szkole. Pytają, jak mogą pomóc swojemu dziecku w nowej sytuacji. Dzwonią też osoby, żeby zasięgnąć informacji, dopytać o pomoc doraźną. Większość z nich to osoby bardzo zagubione, które nie wiedzą, że pewne zachowania – czy to u nich, czy u ich dzieci – to naturalna reakcja na nienaturalną sytuację. To wszystko są reakcje na ostry stres, traumatyczne doświadczenia, przez które przeszli.
Jakie trudności napotykają dzieci w szkołach?
Głównie jest to bariera językowa. Skarżą się, że na lekcjach nie rozumieją nauczycieli, a na przerwach - kolegów i koleżanek. Bardzo mnie poruszyła rozmowa z sześciolatkiem, którego zapytałam: "Co jest dla ciebie najtrudniejsze? Czy może szkoła ci się nie podoba?". On odpowiedział: "Szkoła mi się bardzo podoba. Koledzy i koleżanki są super. Tylko że nic nie rozumiem". To ostatnie zdanie wypowiedział bardzo smutnym tonem. Zapamiętałam tę rozmowę.
Poziom emocji w tych rozmowach musi być bardzo wysoki…
Tak, pojawiają się silne emocje. Przede wszystkim jest w nich ogromny lęk. Mówią na przykład o tym, że tata został w Ukrainie, więc boją się o jego życie i zdrowie. Słychać w nich smutek, przygnębienie, zagubienie. Są też dzieci, które są bardzo skryte, małomówne. One czasami potrzebują tylko dobrego słowa.
Rodzice skłaniają je, by zadzwoniły?
Tak, czasem rodzice przekazują dziecku słuchawkę, a ja słyszę tylko: "Jest mi trudno, ale nie chcę teraz rozmawiać. Nie wiem, co mam powiedzieć". To też jest naturalne. Wtedy mówię rodzicom, żeby dali dzieciom czas.
Czyli nie zmuszać, raczej łagodnie zasugerować taką rozmowę?
Zdecydowanie. Można podsunąć karteczkę z numerem. Zapewnić, że jest możliwość uzyskania wsparcia w języku ukraińskim. Ale to dziecko powinno samo zadecydować, że chce zadzwonić i wyrzucić z siebie te złe emocje.
Czy były historie, które szczególnie zapadły pani w pamięć?
Tak, są to historie o tym, jak wyglądała ich ucieczka z Ukrainy. Opowiadają o tym, że przyjechali do Polski z jedną torbą, nie mają tu niczego. Jechali pełnym pociągiem, większość drogi stali, bo nie było miejsc siedzących. Dzieci płakały, były w ogromnym napięciu, strachu. Ciągle dopytywały, co z nimi będzie. Opowiadają, co widziały.
A co widziały?
Czołgi na ulicach, obrazy tego, jak wszyscy uciekali do schronów. Opisują dźwięki spadających bomb, wybuchów, latających nad głowami samolotów. Kiedy tego słucham, to wiem, że zarówno te dzieci, jak i dorośli, doświadczyli naprawdę czegoś strasznego. Słychać, że są w ogromnym szoku.
Zdarza się, że rozmowa przestaje być anonimowa?
Rozmowy są anonimowe, jeśli osoba dzwoniąca nie zgłasza myśli czy zamiarów samobójczych. Natomiast, jeśli coś takiego się pojawia i oceniamy to jako zagrożenie zdrowia i życia, musimy interweniować, żeby ratować dziecko.
Zdarzały się takie sytuacje z ukraińskimi dziećmi?
Czasem płaczą do słuchawki?
Tak, zdarzały się płaczące matki, które bały się o swoje dziecko i rozpaczliwie szukały pomocy. Było też kilka telefonów płaczących dzieci, które mówiły, że nie potrafią się zaadaptować. Bywa, że płaczą, bo tęsknią domem, za ojcem, który został w Ukrainie.
Ile lat miało najmłodsze dziecko, które zadzwoniło?
Najmłodsze dziecko, z którym rozmawiałam, to sześciolatek. Zadzwoniła jego babcia, która przekazała mu słuchawkę. A najmłodsze dziecko, które samo zadzwoniło, miało 12 lat.
Nastolatki mają inne problemy?
W sytuacji wojny te trudności i doświadczenia są zazwyczaj podobne. Mogą różnić się tym, że zazwyczaj młodsze dzieci nie rozumieją sytuacji, w jakiej się znalazły, a starsze – rozumieją ją w znacznie większym stopniu, poza tym mają telefony, internet, czyli dostęp do wielu informacji. Boją się, że nie będą mogły wrócić do Ukrainy, a na przykład miały zaplanowane egzaminy do szkół wyższych. Doskwiera im tęsknota i żal, że ktoś im odebrał dotychczasowe życie. To tak, jakby ktoś odebrał im część tożsamości, którą sobie budowali.
Większość chce wrócić?
Zdecydowanie tak. Mają swoje plany w Ukrainie.
A co mówią te młodsze dzieci?
Że tęsknią za tatą, że chciałyby spać w swoim pokoiku, że tęsknią za swoim łóżeczkiem. Mówią, że ten pokoik, który teraz mają, nie jest ich.
Co pani im mówi na koniec rozmowy?
Mówię: "Jeśli kiedykolwiek pojawi się jeszcze jakaś trudność lub coś, o czym chciałbyś porozmawiać, to ja tu jestem i czekam. Zawsze postaram ci się pomóc".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.