"Szukają jakiejkolwiek pracy, na cito". Ukrainki układają sobie życie w Polsce
- Nie liczę na pracę zgodną z wykształceniem, bo mój język polski jest na poziomie komunikatywnym. Poza tym, na razie jestem tak przerażona wojną, że nawet nie chciałabym iść do tak odpowiedzialnej pracy. Muszę to wszystko sobie poukładać na spokojnie. Na razie poszukuję czegoś prostszego: sprzątanie, magazyn, sklepy - mówi w rozmowie z WP Kobieta Inna Soroka, uchodźczyni z Ukrainy. Ukrainki, po traumie ucieczki przed wojną, budują nowe życie w Polsce. Jedne tymczasowo, inne - być może na stałe.
- Z wykształcenia jestem inżynierem. W Ukrainie pracowałam w fabryce w laboratorium. Później przyjeżdżaliśmy z mężem do pracy dorywczej w Polsce. Chcieliśmy zarobić na własne mieszkanie w Ukrainie. Udało się. Kupiliśmy nowe mieszkanie w Iwano-Frankowsku, zaczęliśmy je remontować - relacjonuje w rozmowie z WP Kobieta Inna Soroka.
Jednak radość Innej i jej męża z mieszkania nie trwała długo. W Ukrainie wybuchła wojna. Małżonkowie przeżyli ogromny stres. Obawiali się, czy ich wysiłek związany z zarobieniem na własne M, nie pójdzie na marne. - Nasze mieszkanie mieści się przy lotnisku wojskowym, więc kiedy zaczęła się wojna, stresowaliśmy się, czy budynek przetrwa, bo bombardowali to miejsce. Ale na szczęście nadal stoi - mówi z wyraźną ulgą.
Wyższe wykształcenie ma też Irina, która w Ukrainie zostawiła nie tylko męża i mieszkanie, ale też karierę zawodową. - Z wykształcenia jestem lekarką. Mam specjalizację z pediatrii i onkologii. Pracowałam jako dyrektorka prywatnego szpitala onkologicznego, prowadziłam również prywatne studio kosmetologiczne – opowiada w rozmowie z WP Kobieta Irina Galenko.
Irina bardzo dobrze mówi po polsku. Co więcej, ma nostryfikację dyplomu (procedura uznawania dyplomu ukończenia studiów wyższych zdobytego na uczelni w innym kraju), którą zrobiła 10 lat temu. Problem w tym, że dokument został w Charkowie. - Zwróciłam się do Uniwersytetu Medycznego, żeby odzyskać go z archiwum i czekam, żeby złożyć wniosek do Ministerstwa Zdrowia, by uzyskać pozwolenie na pracę w zawodzie, ale to trwa i nie wiadomo, jaki będzie finał - tłumaczy.
Praca potrzebna na cito
- Ukrainki szukają dosłownie jakiejkolwiek pracy, często poniżej kwalifikacji, bo chcą pracy na cito albo nie mówią po polsku. Odbieramy kilkaset telefonów dziennie (nasz rekord to 500), non stop prowadzimy rozmowy rekrutacyjne - mówi w rozmowie z WP Kobieta Karolina Szleszyńska, wiceprezeska zarządu międzynarodowej agencji zatrudnienia Gremi Personal.
Wcześniej do agencji zgłaszały się głównie migrantki zarobkowe, które były przygotowane do przyjazdu do Polski, np. wcześniej uczyły się podstaw języka, miały rozeznanie w sytuacji na rynku pracy. - Obecnie kobiety wyjechały z Ukrainy w popłochu. Reprezentują różne zawody, mają różny poziom wykształcenia - wyjaśnia Szleszyńska.
Dla większości największą barierą jest brak znajomości języka. Te, które znają polski lub angielski, dostają pracę w swojej branży, ale większość bierze to, co jest, czyli proste prace opiekuńcze, personel na zapleczu sklepów czy stanowiska w hotelach (gastronomia, sprzątanie). Te, które znają polski w stopniu komunikatywnym, od ręki podejmują pracę jako opiekunka osoby starszej lub niepełnosprawnej, kasjerka czy sprzedawczyni.
- Nie liczę na pracę zgodną z wykształceniem, bo mój język polski jest na poziomie komunikatywnym – przyznaje Soroka. - Poza tym na razie, jestem tak przerażona wojną, że nawet nie chciałabym iść do tak odpowiedzialnej pracy - wyjaśnia. - Muszę to wszystko sobie poukładać na spokojnie. Na razie poszukuję czegoś prostszego: sprzątanie, magazyn, sklepy. Ważne, żeby grafik był taki, żeby mieć też czas dla córki, która potrzebuje wsparcia, by przystosować się do nowej sytuacji. Ciężko jej, bo niczego nie rozumie w szkole. Będę szukać jej kursu języka polskiego, żeby mogła się uczyć - zapewnia.
W Polsce nie brakuje inicjatyw, które mają ułatwić Ukrainkom z dziećmi znalezienie pracy. Jedną z nich jest portal nana.wioski.co. To miejsce, które ma pomóc ukraińskim kobietom podjęcie pracy jako opiekunka. Pomysł jest taki, że ukraińska mama może do pracy przyjść ze swoim dzieckiem. Wszystko po to, aby rodzina po tylu przeżyciach nie musiała się rozdzielać. - Tylko w pierwszym dniu uruchomienia portalu około 50 rodzin zadeklarowało się jako poszukujące opiekunek, które mogłyby przychodzić do pracy z własnymi dziećmi. Jest to niebywale empatyczne i ułatwiające start w nowym kraju. Nie wszystkie ukraińskie maluchy są gotowe, by pójść do żłobka czy przedszkola. To jest całkowicie naturalne, że po tylu przejściach chcą być blisko mam - wyjaśnia Paulina Rożenek.
Pracować, by zarabiać
W zależności od tego, czy i kiedy dyplom Iriny zostanie uznany, będzie mogła podjąć w Polsce pracę jako lekarka. - Oferty są, ale na razie nie mam prawa wykonywania zawodu - przyznaje. - Biorę pod uwagę pracę w innym zawodzie, np. kosmetologa, ale nie tylko. Bardziej niż na zawodzie zależy mi na wynagrodzeniu, które pozwoli mi wynająć mieszkanie w Warszawie i utrzymać siebie, i syna – mówi Irina Galenko, która jest zdana wyłącznie na siebie. Jej mąż został w Ukrainie.
Koszt wynajęcia mieszkania to przynajmniej 2,5 tys. zł, do tego dochodzą pozostałe wydatki na utrzymanie dwóch osób. - Ja jestem taka, że dla mnie praca to praca, nie ma znaczenia jaka. Jak robiłam nostryfikację, to pracowałam nawet na kasie. Ale teraz mam siedmioletniego syna, którego muszę utrzymać, więc nie mogę iść do takiej pracy, bo tam się niewiele zarabia. Czekam na pracę, która pozwoli mi normalnie żyć - wyjaśnia Galenko.
Inna Soroka przyznaje, że nie liczy na wysoką pensję, ale pracować chce, bo pieniądze są potrzebne. - Nie mam wygórowanych oczekiwań finansowych. Na szczęście mam męża, który pracuje i opłaca mieszkanie. Mamy trochę oszczędności, ale jeśli w najbliższym czasie nie znajdę pracy, to one szybko się skończą - mówi.
Poszukiwanie pracy też kosztuje
- Znajoma pielęgniarka opowiadała, że wydała już tysiąc złotych na załatwienie papierów: prawnik, tłumaczenia etc. związanych z podjęciem pracy w Polsce – relacjonuje Irina. - Dlatego ta pomoc Polaków: ubrania, środki higieny, to jest bardzo przydatne, bo zdejmuje z nas wydatki - mówi. - Ja i mój syn przyjechaliśmy w zimowych ubraniach, w tym, co mieliśmy na sobie. Więc ważne było to, że dostaliśmy odzież. Jedna pani podarowała mi eleganckie ubrania, w których mogę chodzić na rozmowy kwalifikacyjne, czy później do pracy, bo nawet nie miałabym się w co ubrać. Musiałabym wszystko kupować - podkreśla.
Praca tymczasowa czy stała?
- Szukam pracy na pół roku, może rok. A jeżeli syn poszedłby tu do szkoły, to może i zostałabym w Polsce. Charków jest prawie zniszczony, więc nawet jak wojna się skończy, to może nie będzie, gdzie wracać. Mój mąż pojechał właśnie sprawdzić, co z naszym mieszkaniem - mówi Galenko.
Odmienne podejście ma Inna, która zdecydowanie chce wracać do Ukrainy. - Jestem bardzo wdzięczna za pomoc i wsparcie Polaków. Przyjechaliśmy tu z nadzieją, że wojna szybko się skończy i niedługo wrócimy. Nie chcemy już też przyjeżdżać na zarobki do Polski. Kupiliśmy mieszkanie - tak, jak chcieliśmy. Teraz chcemy jak najszybciej w nim zamieszkać - mówi Inna Soroka.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl