Mężczyzna przez 20 lat codziennie przychodził na grób żony
Kiedy w 1993 roku zmarła żona Rocky’ego Abalsamo, odeszła również cząstka jego samego. Byli małżeństwem przez 55 lat. Mężczyzna do końca życia nie mógł poradzić sobie z tragedią. Przez 20 lat codziennie przychodził na grób i rozmawiał ze swoją małżonką.
29.01.2014 | aktual.: 30.01.2014 09:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy w 1993 roku zmarła żona Rocky’ego Abalsamo, odeszła również cząstka jego samego. Byli małżeństwem przez 55 lat. Mężczyzna do końca życia nie mógł poradzić sobie z tragedią. Przez 20 lat codziennie przychodził na grób i rozmawiał ze swoją małżonką. Prawie nie jadł i nie pił. Jego samotność skończyła się 22 stycznia. Odszedł z tego świata w wieku 97 lat i został pochowany przy swojej ukochanej.
Rocky jest przykładem tego, że prawdziwa miłość nie umiera nigdy. Kiedy jego piękna żona, Julia „Julita” Abalsamo, odeszła z tego świata, codziennie chodził na cmentarz. Przynosił zdjęcia i inne pamiątki, żeby podzielić się z nią wspomnieniami.
Poznali się, kiedy byli jeszcze nastolatkami, w kawiarni w ich rodzinnym Buenos Aires. Rocky siedział odwrócony do Julity plecami. Usłyszał jednak, jak rozmawia z przyjaciółkami o duszy, życiu i szczęściu. Jeszcze zanim ją zobaczył, wiedział, że musi ją poznać.
- Była czystą miłością – wspominał w wywiadzie udzielonym w 2000 roku. – Jej uroda była tylko dodatkiem, nagrodą.
We wrześniu 1937 roku pierwszy raz się pocałowali. Rocky co roku świętuje to zdarzenie. Pobrali się w kwietniu kolejnego roku. Mieli córkę Angelę i syna Roque.
W 1971 roku małżeństwo przeprowadziło się wraz z dziećmi do Stanów Zjednoczonych. Zamieszkali w Bostonie. Tam przeżyli wiele wspaniałych wspólnych chwil.
Julita zmarła w 1993 roku po operacji serca. Została pochowana na miejskim cmentarzu. Małżeństwo Julity i Rocky’ego trwało 55 lat.
Rocky spędzał przy grobie żony całe dnie. Przychodził rano, kiedy otwierano cmentarz, i wychodził krótko przed zamknięciem. Codziennie, bez względu na warunki atmosferyczne. Siadał na rozkładanym krzesełku i rozmawiał z małżonką.
Wkrótce ludzie przychodzący na cmentarz zaczęli go rozpoznawać. W 2000 roku zrobiło się o nim głośno w całym stanie. „The Boston Globe” przeprowadził nawet z nim wywiad.
- Ona jest częścią mnie, dlatego tutaj jestem – mówił Rocky. – Kiedy siedzę na cmentarzu, czuję się lepiej. Nie dobrze, ale lepiej. Robię to dla Julity i dla mnie.
Każdego poranka przychodził na grób i oznajmiał: „Już jestem!”. Siadał na swoim małym krzesełku i wspominał dawne czasy. Rzadko jadł lub pił, głównie z szacunku, ale też dlatego, żeby nie musieć korzystać z łazienki. Czasami wznosił mały toast z okazji jakiejś rocznicy, np. 20 grudnia, kiedy Julita miała urodziny.
Wkrótce ludzie przychodzący na cmentarz zaczęli go rozpoznawać i podziwiać jego postawę. Przynosili mu posiłki, buty, kapelusze. Na grób Julity zanosili kwiaty i małe ceramiczne rzeźby. Rocky opowiadał im różne historie. Dzielił się swoja przeszłością, przekazywał mądrości dotyczące życia i miłości.
Rocky przychodził na grób codziennie aż do 2005 roku, kiedy jego syn zginął w wypadku samochodowym. Chociaż nadal regularnie odwiedzał Julitę, więcej czasu spędzał z cierpiącą rodziną. – Myślę, że wtedy uświadomił sobie, że czasami musimy pożegnać przeszłość i żyć dalej – mówi jego córka, Angela.
Ostatni raz na cmentarzu był w lipcu 2013 roku. Potem ciężko zachorował. Zmarł 22 stycznia tego roku w szpitalu w Bostonie. Został pochowany obok swojej ukochanej.
- Najpiękniejszą rzeczą u mojego ojca było to, że potrafił cieszyć się chwilą. Żył dniem dzisiejszym, nie myślał o jutrze – stwierdziła Angela.
Tekst: na podst. Dailymail.co.uk/(sr/mtr), kobieta.wp.pl