Niebezpieczny stan upojenia...
Z wielowiekowych doświadczeń w piciu alkoholu wzięły się określenia, że ktoś ma słabą, a ktoś inny mocną głowę, że ktoś upija się zawartością kieliszka, a dla kogoś innego butelka ta za mało. My zdradzamy stare receptury, dziękki którym trunki nie uderzą Ci do główy w większym stopniu, niż byś sobie życzył...
16.01.2007 | aktual.: 29.06.2010 13:40
Kto nie lubi wypić? Pytanie zdaje się być retoryczne w kraju, w którym statystyczny obywatel konsumuje rocznie około 8 litrów czystego spirytusu. Wprawdzie są nacje wyprzedzające nas w tej konkurencji, ale nie zmienia to faktu, że upodobania do mocnych trunków są u nas jednym z najpopularniejszych “hobby”. Ujawnia się to szczególnie w karnawale, gdy nie ma tygodnia, a czasem i dnia, bez okazji do łyknięcia setki czy pięćdziesiątki jakiegoś napitku.
Z wielowiekowych doświadczeń w piciu alkoholu wzięły się określenia, że ktoś ma słabą, a ktoś inny mocną głowę, że ktoś upija się zawartością kieliszka, a dla kogoś innego butelka ta za mało. Na taką kondycję naszych organizmów składają się różne przyczyny, choć już na wstępie trzeba zaznaczyć, że nie ma osób, które byłyby zupełnie odporne na działanie alkoholu.
Maleńskie cząsteczki alkoholu...
Zmienia on stan psychiczny człowieka niemal zaraz po spożyciu. Dlaczego? Otóż cząsteczki alkoholu są tak maleńkie, że bez trawienia są w stu procentach wchłaniane do krwi i to w ciągu zaledwie 5 minut. Po godzinie, półtorej alkohol osiąga we krwi największe stężenie. Potem jego poziom powoli się obniża, jeśli oczywiście nie pije się nadal.
Z krwią alkohol wędruje do wszystkich narządów, m.in. do mózgu - stąd zmiany w psychice po jego wypiciu. Niestety, organizm nie potrafi wydalić go w niezmienionej postaci. Przemienia go - najpierw w aldehyd octowy, potem w kwas octowy, a na koniec w dwutlenek węgla i wodę. W ten sposób organizm spala od 85 do 95 % alkoholu. Jedynie mała jego resztka jest wydalana z moczem i wydychana z powietrzem.
Od “stanu wskazującego” do narkozy
Ilość spożytego alkoholu decyduje o reakcji nań ludzkiego organizmu. Gdy wypijemy go niewiele i jego stężenie we krwi wyniesie od 0,2 do 0,5 promila, znajdziemy się w “stanie wskazującym na spożycie alkoholu”. Wiemy, co to znaczy. Człowiek rusza się wtedy szybciej, staje się rozmowny, jego ręce same zaczynają gestykulować. Dla większości pijących ten stan jest całkiem przyjemny. Są odprężeni, mają dobry humor, żartują. Ale - uwaga - stają się też skłonni do lekceważenia zagrożeń, przeceniają własne siły, tryskają optymizmem. Taka nadmierna pewność siebie szczególnie niebezpieczna jest dla osób, które w takim stanie odważą się siadać za kierownicą samochodu. Wydaje im się, że są królami szos i że na drodze nie może im się przydarzyć nic przykrego. Stąd bierze się tak dużo wypadków “w stanie wskazującym...” Gdy w ludzkiej krwi znajdzie się od 0,5 do 1 promila alkoholu, to jej właściciel będzie, niestety, nietrzeźwy. Kierowca samochodu nie potrafi wtedy właściwie ocenić odległości i drogi hamowania ani
przewidzieć własnych reakcji. Staje się niebezpieczny - dla siebie i innych.
Przy stężeniu od 1,1 do 1,5 promila alkoholu występują ewidentne objawy upojenia. Osobnik, który się w takim stanie znajdzie, ma spowolnione ruchy, zaczyna mówić niewyraźnie i reaguje o wiele później niż normalnie. Często też staje się drażliwy, zaczepny, skłonny do kłótni i brawury.
Stężenie od 1,6 do 3 promili oznacza stan silnego upojenia. Człowiek bełkoce, zatacza się, ma nieskoordynowane ruchy. Zawartość od 3 do 4,5 promili alkoholu we krwi hamuje funkcjonowanie centralnego układu nerwowego. Serce pracuje słabo, oddech staje się płytki, człowiek łatwo zapada w sen. Bywa, że organizm nie wytrzymuje takiej ilości alkoholu i dochodzi do śmierci osoby, która ją spożyła.
Niebezpieczne upojenie
Stężenie od 4,6 do 7 promil działa jak głęboka narkoza. Może dojść wtedy do porażenia ważnych organów, a zwłaszcza ośrodka oddechowego. Najczęściej to właśnie jest przyczyną śmierci z upojenia.
Słabszy - silniejszy
Ogromne ilości alkoholu wytrzymują głównie nałogowi alkoholicy. Sprawiają wrażenie trzeźwych po dawce, która zwaliłaby z nóg potężnego, ale “normalnego” mężczyznę. Taką odporność nazywa się zwiększoną tolerancją na alkohol, która występuje jedynie w początkowej fazie alkoholizmu. Natomiast wyraźnie mniejsza odporność występuje u ludzi z zaawansowaną chorobą alkoholową oraz przy schzofrenii i padaczce. Nieraz jest to też po prostu indywidualna cecha organizmu, nie spowodowana żadną chorobą. Na mniejszą tolerancję może też wpłynąć przemęczenie, podeszły wiek, stres oraz zażywanie pewnych leków, np. nasennych czy uspokajających. Nawet maleńka dawka alkoholu może spowodować wtedy upicie się. Rady nie zawsze skuteczne
Istnieje wiele “ludowych” recept i sposobów, których stosowanie ma ponoć łagodzić skutki spożywania alkoholu. Nie zawsze okazują się one skuteczne.
- Nie upijesz się, jeśli przed spożyciem alkoholu zjesz tłusty posiłek. To prawda, bo tłuszcz opóźnia wchłanianie się alkoholu. Ale, niestety, nie powstrzyma tego procesu. Alkohol i tak będzie wchłonięty w całości, tyle że potrwa to dłużej i upojenie będzie łągodniejsze. Podobnie jak tłuszcz działa mleko.
- Wódkę należy popijać wodą, gdyż rozpuszcza ona alkohol i zmniejsza ryzyko upicia się. Nieprawda! Woda przyśpiesza wchłanianie alkoholu i tempo upijania się.
- Pijanemu należy podać kawę, gdyż po niej szybciej wytrzeźwieje. W części jest to prawda. Dzięki kawie alkohol nie wydostanie się wprawdzie z organizmu, ale kofeina wpływa pobudzająco na serce i układ oddechowy, co w penym stopniu łagodzi złe skutki działania “promili”.
- Alkohol rozgrzewa, więc jest wskazany przy przemarznięciach. Nic podobnego! Spowoduje tylko rozszerzenie powierzchownych naczyń krwionośnych, co początkowo da uczucie ciepła, ale wkrótce przyczyni się do jego szybkiej utraty.
- Alkohol łagodzi bóle. To prawda, bo zmniejsza wrażliwość na bodźce, ale stan ten trwa krótko, a później dolegliwości stają się o wiele większe.
- Alkohol jest dla ludzi. Oczywiście, że tak, choć prawdą jest też, że doskonale można się bez niego obejść. Jeśli jednak nie mamy aż takiej woli i potrzeby, to spróbujmy chociaż spożywać go z umiarem, pomni niebezpieczeństw, jakie kryją się w niewidocznych, ale zdradliwych “promilach”.