Olga Bończyk: uwielbiam jeść i gotować
O wigilijnych smakołykach i przygotowniach do świąt Bożego Narodzenia, rozmawiamy z Panią Olgą Bończyk, czyli doktor Edytą Kuszyńską z serialu "Na dobre i na złe".
08.12.2006 | aktual.: 27.06.2010 18:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rozmowa z Olgą Bończyk, czyli doktor Edytą Kuszyńską z serialu "Na dobre i na złe".
Znana jest pani nie tylko jako doktor Edyta czy przepięknie śpiewająca aktorka, lecz także jako doskonała kucharka i gospodyni...
To prawda, doskonale gotuję. Docenia ten fakt zarówno moja rodzina, jak wszyscy znajomi, których choć raz podejmowałam obiadem lub kolacją. Nigdy nie korzystam z cateringu, ani nie wyręczam się kupując półprodukty.
Skąd takie zamiłowanie do gotowania? Większość aktorek unika kuchni jak ognia...
Wychowałam się na Śląsku. W mojej rodzinie kultywowanie tradycji - w tym także kulinarnych - odgrywało ważną rolę. Nie było mowy o pójściu na łatwiznę, kupowaniu gotowego jedzenia. Bardzo wcześnie nauczyłam się gotować i nigdy nie uważałam tej czynności jako "kary" czy straty czasu. Uważam, że kuchnia to serce domu. Uwielbiam gotować i jeść!
Po pani figurze tego nie widać... Czyżby tradycyjne śląskie kluski były niemile widziane w pani kuchni?
Moja kuchnia pozbawiona jest białego pieczywa, ziemniaków, mąki, słodzonych napojów, słodyczy itd. A więc na co dzień nie ma: kluseczek, pierogów, kopytek, frytek, placków ziemniaczanych, kanapek "zapychaczy", chipsów, czekoladek, ciasteczek itp. Unikam też potraw panierowanych i smażonych. Wynika to nie tylko z dbałości o figurę, ale ogólnie z dbałości o kondycję i zdrowie. Z czego zatem składają się pani posiłki?
Głównymi składnikami przyrządzanych przeze mnie potraw są warzywa i owoce. Zawsze staram się gotować w domu. Często przyrządzam potrawy z kuchni śródziemnomorskiej. Uwielbiam owoce morza. Kto jednak ich nie lubi, może pobawić się mieszankami ziół, które w niepowtarzalny sposób zmieniają smak każdego mięsa czy warzyw. Jeśli chodzi o napoje, odkryłam genialne właściwości oczyszczające czerwonej herbaty. Kuchnia jest moim królestwem. Lubię gotować i wierzę, że umiem gotować skoro znajomi chwalą mnie za oryginalność przepisów. Gotowanie daje mi możliwość eksperymentowania.
A jaki alkohol pani lubi?
Pijam prawie wyłącznie wino i tylko do posiłków. Białe do ryb, drobiu, warzyw, a czerwone do mięsa czerwonego i dziczyzny. Z białych win najbardziej preferuję wina reńskie. Jeśli chodzi o czerwone, mam kilka ulubionych i od dłuższego czasu nie zmieniam swoich upodobań. Zbyt często okazuje się, że nowości, które kupuję, nie smakują nam tak jak te wypróbowane od lat.
Żadnych hamburgerów, piwa, pączków?
Przyznaję się, że uwielbiam pączki - to moja słabość - ale staram się nie jeść ich za wiele. Czasami mam też ochotę zjeść hamburgera, ten "międzynarodowy smakołyk". Wtedy jednak przed oczami pojawia mi się tablica Mendelejewa i ochota mi odchodzi. Wracam wtedy do domu, przygotowuję zapiekane bakłażany z pomidorami, czosnkiem i mozzarellą lub kurczaka w wiśniówce. Wówczas wiem, że mój żołądek jest mi wdzięczny, a ja czuję się doskonale. Odkąd dbam o dietę, prawie wcale nie choruję.
Czy równie rygorystycznie przestrzega pani swoich zasad w święta?
No cóż, przed świętami trudno jest mnie wygonić z kuchni... Lubię przygotować wszystko swoimi rękami. Wtedy nie eksperymentuję, lecz przyrządzam tradycyjne potrawy. Na wigilijnym stole nie może zabraknąć pierogów z kapustą, kapusty z grzybami, barszczu i mojej ulubionej zupy grzybowej, śledzi, a także ciast: murzynka i sernika. Nie liczę potraw, ale jest ich zawsze bardzo dużo, może nawet więcej niż 12... Na Wigilię mam też słabość do karpia. W ciągu roku normalnie tej ryby nie jadam, więc w czasie świąt smakuje mi szczególnie. Jest tylko jeden problem: ktoś musi mi tego karpia dostarczyć, bo ja nigdy nie zdobyłabym się na to, żeby kupić żywego karpia i go uśmiercić... Ale czasami podobno wielbiciele obdarowują panią kiełbasą...
Owszem, zdarzyło się to kiedyś w grudniu przed Świętami Bożego Narodzenia (śmiech). Wsiadałam właśnie do swojego samochodu, a mężczyzna, który zaparkował obok przekładał skrzynki w bagażniku. Spojrzał na mnie i wykrzyknął: "O Boże, pani Olga Bończyk!". Pomiędzy jednym a drugim "och" powtarzał, że bardzo chciałby mi coś dać w dowód uznania i sympatii. Po czym wyjął z jednej z tych skrzynek długą kiełbasę, krakowską podsuszaną. Okazało się, że pracował w zakładach mięsnych....
Jak wyglądają święta u pani w domu?
Przede wszystkim uwielbiam spędzać święta w gronie najbliższych, z rodziną. Równie ważne, co same święta, są przygotowania do nich. Strojenie choinki, przedświąteczne porządki, szukanie prezentów.
To zatem nie przypadek, że swego czasu nagrała pani płytę z kolędami? I że często występuje pani w programach telewizyjnych o świątecznym charakterze?
Uwielbiam słuchać i śpiewać kolędy, ta płyta odzwierciedla moje zainteresowania. Śpiewam je podczas recitali i na różnych koncertach, w programach w okresie świątecznym. Równie chętnie śpiewam je w rodzinnym gronie, przy choince.
Dziękuję za rozmowę.