Panom dziękujemy
Kobiety od wieków były wykluczane z męskiego grona. Przyszedł czas na rewanż. Teraz to one tworzą miejsca, do których mężczyźni nie mają wstępu. A jeśli już, to w peruce.
26.10.2007 | aktual.: 27.06.2010 23:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kobiety od wieków były wykluczane z męskiego grona. Przyszedł czas na rewanż. Teraz to one tworzą miejsca, do których mężczyźni nie mają wstępu. A jeśli już, to w peruce.
Tego lata na plaży w Riccione, włoskiej miejscowości wypoczynkowej nad brzegiem Adriatyku, pojawiła się nagle tablica z przekreśloną postacią mężczyzny. „Przestrzeń tylko dla kobiet. Mężczyznom wstęp wzbroniony” – głosił duży biały napis.
– To segregacja płciowa! – oburzyli się natychmiast członkowie Związku Włoskich Plaż, podczas gdy gazety na całym świecie pisały entuzjastycznie o asertywnych Włoszkach, które nareszcie znalazły sposób, aby uwolnić się od nachalnych podrywaczy. Okazało się jednak, że autorem tego niecodziennego pomysłu wcale nie była kobieta. Powstał on w głowie Francesca Di Biase, prezesa Cast Monaco, agencji organizującej co roku konkurs piękności Mrs Muretto. Kobieca plaża była po prostu chwytem reklamowym, który miał wypromować imprezę. Jej nazwę umieszczono nawet na tablicy zabraniającej wstępu mężczyznom.
Di Biase wiedział, że na jego plaży będą się opalać tłumy kobiet. Nic dziwnego. Miejsca tylko dla pań stają się coraz modniejsze. W wielu krajach są już „babskie” restauracje, hotele i siłownie, a nowe wyrastają jak grzyby po deszczu.
Zarobić na singielkach
Miejsca tylko dla kobiet istniały od wieków. Ale powstawały dlatego, że to mężczyźni chcieli je tam zamknąć lub odizolować. Panie odkryły zalety segregacji płciowej dopiero pod koniec XX wieku. To na ich żądanie w 1975 roku władze Meksyku wprowadziły w pociągach przedziały tylko dla kobiet. Miało to chronić Meksykanki przed molestowaniem. Podobne przedziały pojawiły się wkrótce także w Indiach, Rosji oraz Egipcie.
Jeszcze dalej poszła Japonia. W 2000 roku w tokijskim metrze wprowadzono wagony, do których mężczyźni nie mieli wstępu. Ale popyt na kobiece miejsca narodził się tak naprawdę dopiero z modą na singielki. Kobiety niezależne, które wolały robić karierę i zarabiać pieniądze, niż szybko zakładać rodzinę.
WYPRAWY TYLKO DLA KOBIET
Singielki żyją tak, jak dotąd mężczyźni. Zaczęły same chodzić na imprezy i późno z nich wracać. Same też podróżowały. Niestety, często narażone były na męskie zaczepki, musiały też zmierzyć się ze społecznymi uprzedzeniami i znosić współczujące spojrzenia tych, którzy uważali, że dorabiają teorię do swojego staropanieństwa. Marketingowcy szybko wyczuli, że jeśli zadbają o ich komfort, mogą na tym zarobić.
Samiec twój wróg
Kiedy w 2006 roku dwie Brytyjki wpadły na pomysł stworzenia korporacji Pink Ladies, taksówek wożących wyłącznie kobiety, wkrótce mogły pochwalić się aż 10 tysiącami klientek. Nic dziwnego. Według danych brytyjskiej policji co miesiąc aż 10 mieszkanek Londynu, wracających samotnie taksówką, pada ofiarą podających się za kierowców przestępców. Taksówki w różowym kolorze cieszą się tym większym powodzeniem, że prowadzą je wyłącznie kobiety, i to po kursie samoobrony.
O bezpieczeństwo singielek i podróżujących samotnie bizneswomen zatroszczyli się także właściciele hoteli, którzy rezerwują dla nich całe piętra. Jednym z pierwszych, który zaoferował swoim klientkom „kobiece piętro”, był Grand Hotel w Oslo. Kusił pokojami z wielkimi lustrami, matami do ćwiczenia jogi, zestawami niezbędnych kosmetyków, a nawet biblioteczkami z popularną kobiecą literaturą i kolorowymi magazynami. Do tego gwarantował ochronę przed natrętnymi podrywaczami.
Jeszcze dalej posunęła się 46-letnia Szwajcarka Renata Bühler. Wspólnie z koleżanką otworzyła w Berlinie hotel Artemisia, do którego wstęp mają wyłącznie panie. – Klientki doceniają to, że panuje tutaj zawsze spokój i mogą zejść same na drinka do hotelowego baru, nie narażając się na zaczepki pijanych mężczyzn. Czują się tu jak w domu – mówi Renata Bühler.
Kobiecy sen o samodzielnych podróżach ziścił się wraz z powstaniem biur podróży, które swoją ofertę adresują wyłącznie do nich. Singielki mogą teraz jeździć nie tylko do bezpiecznych europejskich miast, ale również tam, gdzie do tej pory bały się zapuszczać same. Z biur tych korzystają też chętnie mężatki, które chcą udowodnić partnerom, że bez nich też doskonale sobie radzą. Na przykład ruszając do Afryki na wycieczkę zorganizowaną wyłącznie dla kobiet przez polskie biuro Safari Travel. Rafting na rwących źródłach Nilu, nocleg w chacie Masajów, wspinaczka na wulkan Longonot. To prawdziwy survival, podczas którego kobiety mogą przekonać się, że dorównują mężczyznom odwagą i wytrzymałością.
Pomysł na stworzenie tego typu usług podsunęły właścicielce biura same klientki. – Przychodziły i pytały, czy nie organizujemy wyjazdów tylko dla kobiet – mówi Jolanta Janke z Safari Travel. Według niej kobiety mogą odpocząć dopiero wtedy, gdy podróżują same. Nie muszą dbać o potrzeby partnera, martwić się, czy jest zadowolony, czy dobrze się bawi.
Veronique Bollet, właścicielka francuskiego biura podróży Femmes du monde, chwali się z kolei, że dzięki organizowanym przez nią egzotycznym wycieczkom jej klientki odkrywają rzeczy, których nie poznałyby w towarzystwie mężczyzn. Kobiety z innych kultur o wiele chętniej dopuszczają je wtedy do swojego grona. Żyjące w poligamicznych związkach mieszkanki Kamerunu opowiadają bez skrępowania, jak radzą sobie w codziennym życiu z innymi żonami, a za to Hinduski chętnie uczą je wiązać sari.
Kiedy oni nie widzą
Kobiety bez mężczyzn czują się po prostu swobodniej. Nie muszą rywalizować o ich uwagę, martwić się, czy dobrze wyglądają, bać się ich krytyki. To dlatego wspólnie budują świat, w którym same dyktują reguły.
„Zero luster, zero makijażu, zero mężczyzn” – brzmi dewiza sieci siłowni tylko dla kobiet stworzonej przez amerykańską firmę the Curves. Jej filie przywędrowały już do Europy. Okazuje się, że kobiety są bardziej skoncentrowane na ćwiczeniach, kiedy z horyzontu znikają mężczyźni. Nic dziwnego. Nie myślą o tym, czy dobrze prezentują się w stroju do ćwiczeń, w dodatku nieumalowane.
Do kobiecych miejsc oprócz singielek przychodzi coraz więcej kobiet, które mają stałego partnera. W swoim gronie mogą rozmawiać na tematy, których nigdy nie poruszyłyby w obecności mężczyzn. – Mężczyźni dyskutują zwykle o sprawach zawodowych, a dla kobiet równie ważne, jak praca, są dom i dzieci. To właśnie pogodzenie życia prywatnego z karierą jest dla nich największym problemem. Dlatego tak dobrze się rozumieją – mówi francuski socjolog Alain Touraine, autor książki „Świat kobiet”.
Dla grupy Francuzek z Bordeaux pretekstem do takich spotkań stała się przynależność do „babskiego” klubu degustacji win Elle&vin. Corinne Hennequin, finalistka konkursu Women Wine Awards, założyła go, kiedy odkryła, że 75 procent kupujących wino we Francji to właśnie kobiety. Swoim klientkom oferuje oczywiście kursy, na których uczą się rozróżniać gatunki i roczniki win, ale każde zajęcia kończą się kolacją i długimi rozmowami. Izraelki postanowiły pozbyć się krępującego męskiego towarzystwa podczas zakupów. Mimo że centrum handlowe w Tel Awiwie na pierwszy rzut oka wygląda jak każde inne, nie widać tutaj czekających pod sklepem bądź snujących się między stoiskami znudzonych panów.
– Mężczyźni? Po prostu ich nie wpuszczam – uśmiecha się stojąca przy wejściu 29-letnia Wana Borka, emigrantka z Rumunii, od niedawna zatrudniona tutaj jako ochroniarz. Tym, którzy nie zrozumieli, że kobiety chcą swobodnie wybierać przez cztery godziny kolor pomadki i przymierzać bez końca sukienki bez wysłuchiwania komentarzy na ten temat, potrafi wyperswadować wejście do centrum. – Czasami muszę krzyczeć i odpychać tych najbardziej upartych, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że mężczyźni są tu niemile widziani – opowiada.
Polska tylko dla kobiet
Miejsca bez mężczyzn znaleźć także można w Polsce. Od 2003 roku w Warszawie działa Dojrzewalnia Róż – Ośrodek Rozwoju Osobistego Kobiet założony przez trzy przyjaciółki: psychoterapeutkę Lucynę Wieczorek, absolwentkę zarządzania Ewę Panufnik i pedagog Dorotę Gawron. Na organizowanych tam kursach i warsztatach kobiety uczą się między innymi, jak skutecznie wykorzystywać swoje możliwości, być asertywną i radzić sobie w sytuacjach stresowych w pracy.
– Dwa razy w roku organizujemy też specjalny festiwal – PROGRESSteron. Ma on zachęcać kobiety do wyjścia z domu, dbania o siebie, odpoczywania i dzielenia się swoimi doświadczeniami z innymi kobietami. Chciałyśmy, aby poczuły się silniejsze, nawet jeśli właśnie straciły pracę albo rzucił je facet – opowiada Lucyna Wieczorek, dyrektor do spraw programowych w Dojrzewalni Róż. Jej zdaniem społeczeństwo nie zachęca kobiet do stawiania czoła trudnym sytuacjom zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Wie, o czym mówi, bo doświadczyła tego na własnej skórze, kiedy kilka lat temu padła prowadzona przez nią firma.
– Zamiast słów zachęty do spróbowania jeszcze raz, słyszałam tylko, że nie warto więcej zakładać własnego biznesu, skoro już raz się nie udało.
WYPRAWY TYLKO DLA KOBIET
Kursy i warsztaty w Dojrzewalni Róż zostały stworzone z myślą o kobietach, ale mężczyzn, gdyby chcieli tu przyjść, nikt nie wyrzuci. Ich obecność, ale pod jednym warunkiem, akceptują także właścicielki Klubokawiarni Babie Lato w Częstochowie i Lublinie. Panowie muszą przed wejściem założyć kolorową perukę. Zwykle potulnie się na to godzą albo omijają kawiarnię szerokim łukiem. Wiedzą już, że próba buntu na nic się nie zda. Kiedyś jeden z klientów odmówił założenia peruki i kelnerka nie chciała go obsłużyć. Poczuł się dyskryminowany i wytoczył właścicielkom kawiarni sprawę w sądzie. Przegrał ją, a Babie Lato miało darmową reklamę, bo o tej historii napisały wszystkie gazety.
Klubokawiarnię Babie Lato założyło aż 38 zaprzyjaźnionych kobiet. Trzy lata temu podczas imienin jednej z nich postanowiły, że otworzą „babską” kawiarnię. Razem podpisały umowę spółki z o.o. i zostały jej udziałowczyniami. Umowa jest tak skonstruowana, że dopóki kawiarnia będzie istnieć, nigdy nie przejdzie w męskie ręce. Jeśli, na przykład, jedna z jej właścicielek rozwiedzie się, były mąż nie otrzyma jej udziałów.
Rewanż czy potrzeba?
Czy, tworząc „babskie” miejsca, kobiety nie chcą odegrać się na mężczyznach za czasy, kiedy nieustannie wykluczali je z życia społecznego i zamykali w domu? Alain Touraine wyjaśnia to zjawisko inaczej. Kobiety nadal czują się tłamszone przez mężczyzn. Nawet w czasach, kiedy wywalczyły sobie niezależność, robią kariery, a swoje problemy mogą wypłakać w gabinecie psychologa. Dlatego potrzebują od czasu do czasu odpocząć od ich towarzystwa. – I nic dziwnego. Przecież przez wieki zabraniali im mówić „ja”, a o tym trudno tak szybko zapomnieć – tłumaczy Alain Touraine.
Mężczyźni nie chcą się pogodzić z tym, że powstają miejsca tylko dla kobiet. Grupa Japończyków z Osaki założyła komitety protestacyjne i posunęła się do okupacji kobiecych wagonów. W Europie panowie zadowalają się na razie kąśliwymi uwagami na forach internetowych. Jeśli jednak to zjawisko będzie szybko się rozpowszechniać, prawdziwy problem ze współczesnymi Amazonkami zaczną mieć państwa z niskim przyrostem naturalnym. Bo dzięki miejscom tylko dla kobiet na pewno nie przybędzie dzieci.