Robinson Crusoe była kobietą
Biura podróży proponują coraz bardziej wyspecjalizowane wyjazdy. Przelot i hotel to dla wielu amatorów podróży już za mało. Fundacja Marka Kamińskiego proponuje aktywne wyjazdy – tylko dla kobiet. Razem pływają, wspinają się, poznają lokalną kulturę, religię i kuchnię, a także uczą się afrykańskiego tańca, malują sobie zmywalne tatuaże i... kupują ciuchy i korale.
Biura podróży proponują coraz bardziej wyspecjalizowane wyjazdy. Przelot i hotel to dla wielu amatorów podróży już za mało. Fundacja Marka Kamińskiego proponuje aktywne wyjazdy – tylko dla kobiet. Razem pływają, wspinają się, poznają lokalną kulturę, religię i kuchnię, a także uczą się afrykańskiego tańca, malują sobie zmywalne tatuaże i... kupują ciuchy i korale.
Wyprawa pt. „Robinson Crusoe była kobietą” na Mauritius, była pierwszą tego typu, przygotowaną specjanie dla kobiet przez Fundację. Celem 12-dniowego wyjazdu było praktyczne spełnienie kobiecych marzeń i tęsknot o egzotycznej podróży.
Wiek ani zawód kilkunastu uczestniczek nie miały znaczenia. Liczyło się za to poczucie humoru, nastawienie na wspólne przeżywanie przygody i chęć działania w grupie. - Osiemnaście obcych sobie kobiet zostawia wszystko i leci na koniec świata. Czy rzeczywiście obcych, skoro gna nas gdzieś daleko ta sama siła? – zastanawia się Magda Pannert, uczestniczka pierwszej kobiecej wyprawy.
– Nie każdy wyjazd musi być samotny i ekstremalny – mówi Marek Kamiński, znany polarnik i podróżnik. Propagując od lat ideę odbywania wędrówek po świecie, proponuje także podróżowanie w kobiecych grupach. - W świecie niepewności, niebezpieczeństw i zagrożeń, takiej grupie udaje się stworzyć poczucie bezpieczeństwa - przekonuje.
Same babeczki
- Od lat organizujemy wyjazdy dla kameralnych oraz aktywnych grup w różne regiony świata – mówi Tatiana Chylińska, dyrektor Fundacji. Jak wspomina, osoby poszukujące organizatora wypraw często pytały o wyjazdy prowadzone przez kobiety dla kobiet. - Podczas kolejnej wizyty na Mauritiusie spotkałam grupę „dojrzałych” hindusek – mówi Ewa Cichocka, przewodniczka wyprawy. - Nie czekały, aż zabiorą je mężowie czy dzieci. Pojechały same. Zamarzyłam wówczas, aby trafić tu znów z grupami kobiet z Polski - wspomina.
KIEDY WYMYŚLONO URLOP?
Pierwsza grupa wyjechała w maju br. - Mój mąż nie lubi wyjazdów w ciepłe kraje, a ja jestem ciekawa świata – mówi Halina Banach, „Robinsonka”. – Najpierw szukałam towarzystwa na wyjazd, ale zawsze na przeszkodzie stała praca albo dzieci. Wtedy pomyślałam, może lepiej samej? Może poznam kogoś fajnego? I tak trafiłam do Fundacji.
Według Marka Kamińskiego, kobiety mają nieco inne potrzeby niż mężczyźni. - Myślę, że gdyby to była grupa mieszana nie mogłoby wyzwolić się tyle emocji – mówi podróżnik. Jego zdaniem to w dużej mierze zasługa programu, który dał uczestniczkom możliwość otwarcia się na drugiego człowieka. - Dbał także o detale, dające dobrą atmosferę właśnie dla kobiet. Tzw. program dla wszystkich nie wydałby aż takich owoców – dodaje polarnik.
Sega, tilaka i mehendi
Wyjazd pilotowały także kobiety. Specjalnie przygotowany program zawierał aktywne formy spędzania czasu. Ideą było pokazanie bardzo różnorodnej wyspy i wyjście daleko poza standard fakultatywnych wycieczek. - W kobiecym gronie podziwiałyśmy rajskie krajobrazy, pierwotną dżunglę, zdobywałyśmy szczyty, pływałyśmy z delfinami i żeglowałyśmy po oceanie – wspomina przewodniczka. Wyjazd to także spotkania z kolonialną tradycją, hinduską i kreolską kulturą. –
Na plaży bezludnej wysepki uczyłyśmy się segi - tańca dawnych niewolników – mówi przewodniczka. - Brałyśmy udział w obrzędach hinduskiej świątyni, a nasze ciała oprócz opalenizny ozdobiły znaki tilaka i mehendi, hinduskie tatuaże z henny – dodaje. Nie bez powodu, nazwa wyprawy jest odniesieniem do kultowego filmu „Seksmisja”. - Choć w naszym przypadku, same nie oznaczało – samotne – mówi Cichocka. – Jeszcze nigdy tak dużo nie śmiałam się w pracy, a żadna grupa nie naładowała mnie taką dawką pozytywnej energii jak „Robinsonki”– dodaje.
- Nie czułyśmy dystansu pomiędzy organizatorami, a uczestniczkami. Widziałyśmy jak rodziły się wzajemna sympatia i troska. To była fajna, babska kolonia dla pełnoletnich.
Osiemnaście wspaniałych
12 dni wspólnie spędzonego czasu wystarczyło, aby nawiązały się sympatyczne przyjaźnie. - Spędzałyśmy ze sobą cały aktywny dzień, ale atrakcją były także wspólne kolacje i długie rozmowy pod gwiazdami – wspomina Chylińska.
Zdaniem Magdy „Robinsonki”, młodość i dojrzałość przenikały się na każdym kroku. - Uzupełniały się, a nie strofowały czy wzajemnie drwiły. Myśmy podziwiały radość życia i piękno trzydziestolatek - trochę pewnie szukając wspomnień, a one – być może czegoś się nauczyły słuchając naszych, nie zawsze wesołych opowieści – dodaje.
Brak męskiego towarzystwa nie stanowił przeszkody. Z nimi jednak byłoby... inaczej. - Mogłyśmy godzinami mierzyć szmatki, bezmyślnie leżeć na piasku, pływać po swojemu - a nie doskonale, bez narażania się na niewątpliwie mądre i słuszne męskie uwagi - wspomina Magda.- Razem piłyśmy rum, tańczyłyśmy, pięłyśmy się w góry i prześcigałyśmy się w kupowaniu naszyjników – wspomina.
- W sumie, z tymi „domowymi” wiozłyśmy koło setki sztuk biżuterii. Nikt (tzn. żaden mężczyzna) nie pukał w tym czasie w zegarek ani we własne czoło... - Czasem tylko bardzo tęskniłyśmy za dziećmi.
Wspomnienia i przeżycia z wyjazdu zmaterializowały się podczas „poobozowego” spotkania w Sopocie. - Oglądałyśmy zdjęcia i filmy w świętojańską noc i znów przeżywałyśmy wspólnie spędzone dni – mówi dyrektor Fundacji. Zdaniem Kamińskiego, spotkanie z „Robinsonkami” było duża niespodzianką. - Czasem udaje się nawiązać więzi pomiędzy uczestnikami wyprawy. W przypadku tych kobiet, byłem zaskoczony intensywnością i siłą tych więzi.
Powodzenie pierwszej wyprawy i zainteresowanie kolejnych uczestniczek spowodowało, że wyprawa „Robinson Crusoe była kobietą” na Mauritius weszła na stałe do kalendarza wypraw, organizowanych przez Fundację (terminy jesienno-zimowe oraz wiosenne). Planowane są także kolejne wyjazdy tylko dla kobiet m.in. na czynne wulkany Sycylii i Wysp Liparyjskich.
mun
Więcej: www.wyprawy.kaminski.pl