Pierwszy polski Marsz Puszczalskich!
Zaczęło się od seksistowskiego komentarza jednego policjanta, a skończyło na jednym z najgłośniejszych zjawisk światowego feminizmu. Chociaż nie, trudno powiedzieć, żeby ta akcja miała jakiś koniec. Slut Walks pojawiają się już wszędzie (Kanada, RPA, Niemcy, Indie) i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie zniknęły. 1 października w Gdańsku odbędzie się pierwszy polski Marsz Puszczalskich.
28.09.2011 | aktual.: 29.09.2011 11:56
Zaczęło się od seksistowskiego komentarza jednego policjanta, a skończyło na jednym z najgłośniejszych zjawisk światowego feminizmu. Chociaż nie, trudno powiedzieć, żeby ta akcja miała jakiś koniec. Slut Walks pojawiają się już wszędzie (Kanada, RPA, Niemcy, Indie) i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie zniknęły. 1 października w Gdańsku odbędzie się pierwszy polski Marsz Puszczalskich.
Skąd nazwa akcji? W styczniu tego roku kanadyjski konstabl Michael Sanguinetti wygłosił wykład na uniwersytecie w Toronto, gdzie próbował wytłumaczyć, w jaki sposób uniknąć można napadu i gwałtu. „Nie należy ubierać się jak puszczalska” wytłumaczył policjant, nie mając pojęcia, że tym określeniem wywoła wielką burzę i zainicjuje szaleństwo, które rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie na całym świecie.
Już w kwietniu w Toronto odbył się pierwszy Slut Walk, który zwrócić miał uwagę na wiktymizację wtórną ofiar gwałtu, które nie dość, że cierpiały przez swojego oprawcę, to jeszcze oskarżone zostały o prowokowanie bandyty. Bo miały za krótką spódniczkę. Albo za obcisłą bluzkę. „Sama się o to prosiła” - to argument usprawiedliwiający sprawcę, bo przecież jak miał się oprzeć tak ubranej kobiecie. To było silniejsze od niego.
Zdaniem wszystkich protestujących takie tłumaczenie jest niedopuszczalne. Dziewczyny pojawiają się na marszach często ubrane (albo i rozebrane) wyzywająco, ostro. A towarzyszą im transparenty z takimi hasłami jak „NIE znaczy NIE”, „To ubranie, a nie zaproszenie” albo „Gdyby mój strój był zaproszeniem, ubrana byłabym w kopertę”.
POLECAMY:
W Gdańsku także będą hasła, np. „Chodzi o szacunek”, „Mam prawo nosić dekolt” czy „Nikt nie zasługuje na gwałt”. A prowokujące stroje?
- Nie zachęcamy, żeby stroje były przesadnie obsceniczne – mówi Dobrochna Świątek, współorganizatorka wydarzenia. - Przewiduję, że ludzie nie przyjdą ubrani bardziej wyzywająco niż w piątkowy wieczór, kiedy idą zabawić się do klubu. Bo w tym wszystkim o to właśnie chodzi: dziewczyna, która chce poczuć się atrakcyjna i po prostu ładnie się ubiera, kiedy spotka się z przemocą seksualną, może usłyszeć, że „zasłużyła sobie”, bo miała niewłaściwy strój.
Dobrochna o idei Marszów Puszczalskich przeczytała w „Wysokich Obcasach”.
- Pomysł mi się spodobał i zaczęłam szukać informacji o organizatorach takich akcji w Polsce. Ale nie znalazłam. Dlatego postanowiłam zająć się tym sama.
Gdański Marsz Puszczalskich organizuje wspólnie z koleżanką, Nadzieją Wiarbouską. Pomagają także osoby z zaprzyjaźnionych organizacji, a także organizatorki Manify w Gdańsku. Zgłosiły się niektóre partie. Jednak dziewczyny postanowiły, że akcja pozostanie zbiorowym protestem osób prywatnych, a nie manifestacją polityczna.
Czy są już pierwsze reakcje na ich kontrowersyjny pomysł?
- Na naszej stronie na Facebooku pojawiły się różne komentarze, nie zawsze przychylne, dostaję także maile od osób, które nie rozumieją chyba o co w Slut Walks chodzi, ale ludzie przesyłają również słowa poparcia.
Jaką przewidują frekwencję?
- 100, może 150 osób.
Czy przewidywania się sprawdziły, sprawdzić można w sobotę o g. 15 pod kinem „Krewetka”. Tam Marsz Puszczalskich wystartuje, a zakończy się w okolicach fontanny Neptuna.
(ma)