Blisko ludziSanatoria odsyłają kuracjuszy do domów. "Nikt z obsługi nawet nie zaproponował pomocy"

Sanatoria odsyłają kuracjuszy do domów. "Nikt z obsługi nawet nie zaproponował pomocy"

Sanatoria odsyłają kuracjuszy do domów. "Nikt z obsługi nawet nie zaproponował pomocy"
Źródło zdjęć: © Getty Images
22.03.2020 13:57, aktualizacja: 22.03.2020 17:37

Kuracjusze muszą opuścić sanatoria. "Gdy mama pakowała rzeczy przyszła do niej pielęgniarka i kazała jej podpisać dokument, w którym stwierdza, że opuszcza sanatorium na własne życzenie, z obawy przed koronawirusem" – opisuje Monika Auch-Szkoda.

15 marca NFZ poinformował, że uzdrowiska zostają zamknięte w związku z rozporządzeniem Ministra Zdrowia z dnia 13 marca 2020 r. w sprawie ogłoszenia na obszarze Polski stanu zagrożenia epidemicznego. Wówczas zalecano odwołanie zaplanowanych kuracji i przełożenie realizacji skierowania na późniejszy termin. Natomiast zajęcia kuracjuszy, którzy przebywali aktualnie w ośrodkach, miały odbywać się zgodnie z zasadami bezpieczeństwa. Po ogłoszeniu stanu epidemii w Polsce, sytuacja się zmieniła.

Sanatoria odsyłają kuracjuszy do domów

Monika Auch-Szkoda na swoim profilu na Facebooku opisała warunki, w jakich poinformowano jej matkę o nakazie opuszczenia sanatorium. Za jej zgodą publikujemy treść posta.

Turnus miał trwać od 3 do 31 marca i jeszcze 20 marca zapewniano, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem. Jednak 21.03 w trakcie obiadu nakazano kuracjuszom opuścić ośrodek.

"Dziś w trakcie obiadu dyrektorka ośrodka poinformowała czterdzieści kilka osób, że do jutra do obiadu muszą opuścić sanatorium. Rozumiem, że weszło takie rozporządzenie, sytuacja jest wyjątkowa. Skandalem jest to, co wydarzyło się później" – napisała córka kuracjuszki.

"Gdy mama pakowała rzeczy, przyszła do niej pielęgniarka i kazała jej podpisać dokument w którym stwierdza, że opuszcza sanatorium na własne życzenie z obawy przed koronawirusem" – kontynuuje i wyznaje, że jej mama nie zgodziła się na podpisanie dokumentu, przekreśliła nieprawdziwą treść i ręcznie dopisała, że powodem jest zamknięcie placówki.

"Pielęgniarka nie zgodziła się na taki zapis, więc mama powołała się na treść rozporządzenia. Ponieważ odmówiono jej kopii dokumentu, wykonała mu zdjęcie telefonem (mimo sprzeciwu pielęgniarki, która później napisała na nim, że pacjentka dodała własną treść i wykonała zdjęcie" – dodaje.

Kiedy matka Moniki dopytywała o procedury i mówiła, że chciałaby mieć możliwość skorzystania z kolejnego turnusu za 3 lata, pielęgniarka zapytała ją, skąd wie, że za trzy lata będzie jeszcze żyła. Sytuacja mocno zestresowała kuracjuszkę. "Gdy z nią rozmawiałam była roztrzęsiona. Mówiła, że chce już tylko spokojnie wrócić do domu" – wyznaje Monika.

Kobieta po konsultacji z NFZ zdecydowała się zgłosić nadużycie dyrekcji ośrodka oraz telefonicznie udzielić instrukcji pielęgniarce na temat odpowiedniego zachowania w powyższej sytuacji.

"Sytuacja nie jest łatwa. Nie każdy mógł sobie z dnia na dzień znaleźć transport. Autobusy zawiesiły kursy, pociągi też zmieniły rozkłady. Nikt z obsługi nawet nie zaproponował pomocy. Moja mamusia jest już w domu. Ale co z innymi kuracjuszami? Czy kogoś to w ogóle interesuje?" – zapytała.

NFZ powołując się na rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie ogłoszenia na obszarze Polski stanu epidemii informuje: "zobowiązuje się świadczeniodawców do "zaprzestania udzielania świadczeń opieki zdrowotnej w rodzaju lecznictwo uzdrowiskowe, pacjentom przebywającym ma leczeniu." Jednocześnie Narodowy Fundusz Zdrowia prosi o "udzielenie wszelkiej pomocy pacjentom, która przyczyni się do ich bezpiecznego i sprawnego powrotu do miejsca zamieszkania, poprzez umożliwienie kuracjuszom korzystania z pokoi i posiłków do czasu zorganizowania przez nich transportu powrotnego do domu oraz pomoc przy zakupie drogą elektroniczną biletów powrotnych."

Zobacz także: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta