Blisko ludzi"Człowiek zaczyna czuć się wepchnięty siłą do samotności". Dr Woydyłło-Osiatyńska wyjaśnia

"Człowiek zaczyna czuć się wepchnięty siłą do samotności". Dr Woydyłło-Osiatyńska wyjaśnia

Od kilku dni Polacy pozostają w swoich domach, takie są zalecenia. Coraz częściej pojawiają się głosy, że okres dwóch tygodni zostanie wydłużony. Wśród osób, które mieszkają same, są tacy, którzy już teraz dotkliwie odczuwają brak kontaktu z drugim człowiekiem.

"Człowiek zaczyna czuć się wepchnięty siłą do samotności". Dr Woydyłło-Osiatyńska wyjaśnia
Źródło zdjęć: © East News

Wśród nich jestem też ja, autorka tego tekstu. Jestem sama, zamknięta w domu od ponad tygodnia. Nie licząc telefonów, spotkałam się zaledwie z kilkoma osobami – zamieniłam dwa zdania z kasjerką w sklepie, przywitałam się z dostawcą jedzenia oraz kolegą, który zgodził się mnie odwiedzić. Dni w pustym mieszkaniu mijają dziwnie.

Z czasem człowiek zaczyna mieć wrażenie "zamknięcia w bunkrze". Niby są media społecznościowe, mam również telefon i w każdej chwili mogę do kogoś zadzwonić. Mam jednak poczucie, że taki kontakt jest niepełny. Nie widzę czyjejś mimiki, gestów, nie czuję wszystkich bodźców, interakcji. Pracuję zdalnie i zaczyna mi brakować choćby cudzych kroków w korytarzu.

"Dziecko, to nie jest zdrowe, aby przez tak długi okres nie mieć kontaktu z innymi ludźmi. Tygodnie mogą przerodzić się w miesiące" – stwierdziła mama mieszkająca w miejscowości oddalonej o 200 km od Warszawy. Podobne zdanie mieli przyjaciele, którzy dopytywali się o moje samopoczucie. A to nie jest tak, że jest źle. Jest po prostu inaczej.

Tygodnie z dala od rodziny

W podobnej sytuacji jest Robert. Zmieniał pracę, gdy nagle ogłoszono kwarantannę. Wcześniej prowadził bardzo aktywny tryb życia, biegał, uprawiał sport i chętnie spotykał się ze znajomymi. Wynajmował mieszkanie ze współlokatorem w mieście liczącym powyżej 300 tys. mieszkańców.

– Ja i mój współlokator nie jesteśmy specjalnie zżyci i raczej się mijamy. Mamy dobre relacje, ale inny tryb życia. On rzadko pojawia się w domu, a gdy już przychodzi, zazwyczaj odwiedza go dziewczyna – opowiada.

Od czasu ogłoszenia pandemii koronawirusa Robert stara się nie wychodzić z domu, o ile nie jest to konieczne. Jego rodzina mieszka w różnych, oddalonych od siebie miejscowościach. Bliscy również zaczęli się o niego martwić.

– Był telefon czy wiadomość na Messengerze z cyklu "jak tam, czy dobrze się czujesz?". Rodzina martwi się o mnie, ale nie panikuje. W moim przypadku padł pomysł, żebym wrócił w rodzinne strony, ale nie uznałem, aby to była bezpieczna opcja – przyznaje.

Robert ma świadomość, że pandemia może potrwać nawet kilka miesięcy. Czuje się samotny i chce, aby sytuacja jak najszybciej wróciła do normy, ale jest też realistą.

– Uważam, że jak my Polacy mądrze podejdziemy do tematu, to w maju u nas może się to już unormować, ale to też ważne, by nie chodzić po mieście czy w skupiskach ludzi. Staram się być dobrej myśli – podkreśla. – Teraz mam czas na refleksję i przemyślenia. Staram się jakoś produktywnie wykorzystywać ten czas. Miałem już dwie rozmowy rekrutacyjne przez Skype'a i planuję zacząć udzielać korepetycje online z języka angielskiego. Jestem z natury osobą otwartą, a epidemia bardzo ogranicza kontakt z drugim człowiekiem. Przykładowo, w tym okresie będzie też utrudnione zawieranie związków i nawiązywanie nowych znajomości. Ludzie siedzą w domach, bo przecież nie pójdą do kawiarni z potencjalnie zarażoną osobą – zauważa Robert.

Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska jest przekonana, że epidemia nie skończy się za dwa tygodnie. Radzi zaakceptować zaistniałą sytuację i dostosować się do panujących podczas kwarantanny warunków.

– Obecnie możemy zjeść obiad z kimś, kto mieszka na innym kontynencie. Przecież mamy kamerki, możemy prowadzić wideorozmowy. Sami rozpoznajmy nasze potrzeby. Jest masa różnych chatów w internecie i kół zainteresowań, co więcej, w podobnej sytuacji jak my jest wiele osób. Mamy dziś naprawdę ogromny luksus komunikacyjny i nikt nie jest od komunikacji odcięty. Korzystajmy z tego i bądźmy odpowiedzialni.

Życie w kwarantannie to codzienne sinusoidy

Piotr większość życia mieszka sam, dlatego brak drugiej osoby w mieszkaniu nie jest dla niego niczym nowym. Przed kwarantanną prowadził jednak bardzo towarzyski tryb życia.

– Mieszkam w dogodnej lokalizacji i mój dom jest zazwyczaj miejscem spotkań znajomych. Stąd wszędzie jest blisko, chętnie zapraszam ludzi, organizujemy wieczorki towarzyskie. Zazwyczaj codziennie ktoś się przewinie, a teraz kompletnie nikogo nie ma – mówi.

Firma Piotra w zeszłym tygodniu nakazała pracownikom pracę zdalną. Od tego czasu mężczyzna był na spacerze z jednym kolegą i raz przyszła do niego koleżanka, aby pożyczyć niezbędny do pracy sprzęt. Reszta jego kontaktów z ludźmi ograniczyła się do krótkiej rozmowy ze sprzedawcami, kurierami oraz dostawcami jedzenia.

– Ludzie nie pytają mnie, jak to znoszę. Chyba wyszli z założenia, że wszystko jest w porządku, ale nie jest. Życie w kwarantannie to codzienne sinusoidy. Rano jest w porządku, bo zaczynam dzień pracą. Widzę na kamerze twarze swojego zespołu, więc poranki są fajne, powiedziałbym nawet, że najbardziej mobilizujące, ale im dłużej trwa dzień, tym gorzej – przyznaje. – Gdy pracuję, nie myślę o tym, że jestem sam, ale potem przychodzi druga połowa dnia i zaczyna się kombinowanie.

Piotr próbuje kogoś zagadać. Proponuje wyjście na spacer lub zaprasza znajomych do siebie zapewniając, że przy dwuosobowych spotkaniach ryzyko zarażenia jest przecież znikome.

– Przekonuję ludzi, ale każdy się boi i woli siedzieć w domu. Nawet te spacery, na które już udało mi się wyciągnąć znajomych, trwały krótko. Przyznam szczerze, jestem zdołowany. Najgorzej jest koło godziny 19. Ogarnia mnie przygnębiający nastrój. Włączam film, wypijam kilka piw, próbuję nie myśleć i wówczas czuję się trochę lepiej – twierdzi.

– Rodzina nie interesuje się mną w kontekście tej samotności, ponieważ od pół roku borykają się z większym problemem. Mój ojciec ma ponad 70 lat i jest ciężko chory. Fizycznie ledwo daje radę i większość poprzedniego roku spędził w szpitalu. Gdy moja rodzina myśli o koronawirusie, to raczej w kontekście tego, aby ojciec się nie zaraził. Nie będę ukrywał, że przewiduję najgorszy scenariusz. Mama pracuje w sklepie, gdzie ma ciągły kontakt ludźmi. Żadnych maseczek. Brak rękawiczek. To nie skończy się dobrze. Rodzina liczy, że on to przetrwa. Kontaktuje się ze mną tylko wtedy, gdy potrzebuje pieniędzy i wtedy pomagam. To strasznie smutne. Chciałbym, żeby on przeżył, ale jestem realistą.

Piotr jest przekonany, że epidemia w najlepszym wypadku potrwa około 2-3 miesięcy. Ciężko mu zaakceptować fakt, że przez ten okres będzie zamknięty w domu.

– Jeśli faktycznie zastosujemy się do zasad i zostaniemy w domach, to lipiec i sierpień wyobrażam sobie jako zupełne szaleństwo. Wiele osób jest w takiej sytuacji jak ja i będzie chciała odreagować. Już wyobrażam sobie lato pełne przeżyć, związków, rozstań, emocji - ludzie zwariują. Biorę jednak pod uwagę gorszy scenariusz, w którym taka sytuacja potrwa i z pół roku – mówi. – Nie potrafię wyobrazić sobie siebie zamkniętego w mieszkaniu przez kolejne miesiące. Wiem, że to nieodpowiedzialne podejście, ale boję się, że mogę nie dać rady i w końcu wbrew zakazowi będę coraz częściej wychodził z domu.

Dr Woydyłło-Osiatyńska zwraca uwagę na fakt, że nasze nawyki i przyzwyczajenia utrwalają się, szczególnie gdy stanowią jakąś formę przyjemności lub satysfakcji. Teraz osobom, które prowadziły bujniejsze życie towarzyskie, odebrano część bodźców.

– Nasze zmysły nie odbierają tylu sygnałów pobudzających i człowiek zaczyna czuć się wepchnięty siłą do samotności. To jest naturalna reakcja – tłumaczy ekspertka. – Na tym etapie rozwoju, taka sytuacja jak epidemia koronawirusa zdarzyła się pierwszy raz. Mamy internet, telefony, możemy komunikować się bez obawy, że zarazimy drugą osobę. W zaistniałej sytuacji radziłabym myślenie o produktywnym funkcjonowaniu każdego dnia. Nauka gotowania, ponowne przeczytanie zgromadzonych książek, podjęcie internetowych kursów językowych, trzeba podejść do życia zadaniowo – proponuje.

Psycholog zaleca rozwagę

W innej sytuacji z kolei są osoby starsze, które często bywają także samotne. Paradoksalnie, one mogą lepiej znieść czas kwarantanny niż młodzi ludzie. Doktor psychologii Ewa Woydyłło-Osiatyńska zauważa, że ludzie w podeszłym wieku, którzy mieszkają sami, a rodziny niespecjalnie są z nimi zintegrowane, są przyzwyczajone do samotnego stylu życia.

– Czasem gdzieś wyjdą, usiądą na ławce w parku i do kogoś zagadają. Bywa, że do tego ogranicza się ich kontakt z drugim człowiekiem. Teraz mamy do czynienia z sytuacją pewnego zagrożenia, więc tych wyjść czy dodatkowego spacerowania gdzieś jest mniej, ale te osoby są przyzwyczajone do obcowania z samym sobą. Nie organizują spotkań, przyjęć, herbatek. Nie wychodzą do kina, teatru, na tańce. Jest taka grupa, która wyłączyła się z życia towarzyskiego – zauważa ekspertka.

To, że osoby starsze przywykły do braku stałego kontaktu z innymi ludźmi nie oznacza jednak, że epidemia koronawirusa jest dla nich łatwą sytuacją.

– W mediach słyszy się różne, przygnębiające informacje. Osobom starszym, mającym do nich dostęp, też udziela się atmosfera bólu, grozy, śmierci, mają prawo się bać. Ja w takiej sytuacji radziłabym skupienie się na konkretnych czynnościach – proponuje. – Mogą oglądać telewizję, ale zamiast koncentrować się jedynie na treściach związanych z epidemią, mogą obejrzeć film. Teraz odświeżają również sztuki telewizyjne, które cieszyły się niegdyś dużym zainteresowaniem.

Ewa Woydyłło-Osiatyńska wyjaśnia również, w jaki sposób można dodać otuchy osobom starszym i samotnym.

– Można im zaproponować, by dzwoniły do różnych znajomych, na przykład co trzy godziny, ale podczas rozmowy nie skupiały się jedynie na temacie koronawirusa. Warto porozmawiać o tym, co ostatnio przeczytały, która książka się podoba czy jaki film ich zainteresował – wymienia doktor psychologii. – W sytuacji, gdy np. mamy samotną babcię czy mamę w podeszłym wieku, warto do niej zadzwonić i poprosić o przepis na jakieś danie. Podając go, poczuje się potrzebna, na chwilę oderwie się od przygnębiających myśli. Musimy mieć na uwadze, co dla danej osoby jest łatwiejsze, ciekawe. Jak zabraknie tematów, można nawet poopowiadać sobie sny. Dzięki takim działaniom wyciągniemy te osoby z poczucia osamotnienia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (314)