Swingersi, czyli zdrada kontrolowana
Dla jednych kończy się na jednorazowej przygodzie, inni uzależniają się od tych „spotkań” i nie wyobrażają sobie bez nich życia. Uprawianie seksu z więcej niż jedną osobą to najpopularniejsze marzenie erotyczne, ale tylko niewielu odważa się zabawić w wymianę partnerów. Jak radzą sobie polscy swingersi?
Dla jednych kończy się na jednorazowej przygodzie, inni uzależniają się od tych „spotkań” i nie wyobrażają sobie bez nich życia. Uprawianie seksu z więcej niż jedną osobą to najpopularniejsze marzenie erotyczne, ale tylko niewielu odważa się zabawić w wymianę partnerów. Jak radzą sobie polscy swingersi?
„Nie wiem, czy to jest grzech. Przecież mój mąż wie, co robię i razem dobrze się bawimy” – przekonuje bohaterka głośnego dokumentu „Swingersi”, który kilka lat temu wyemitowała Telewizja Polska. Jednak chwilę później kobieta przyznaje, że w czasie zbliżeń z innymi partnerami nigdy nie patrzy w ich oczy, obawiając się swojej reakcji. „Ale nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktoś podobał mi się bardziej od męża” – zastrzega.
Ta krótka scena znakomicie oddaje plusy i minusy „swingowania”, które od kilku lat zyskuje sporą popularność nad Wisłą.
Impreza z Jaggerem
Świat odkrył tę „zabawę” znacznie wcześniej. Choć orgie seksualne uwielbiano już w starożytnym Rzymie, to za początek ery swingersów przyjmuje się lata 50. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych pojawiła się wówczas gra nazwana „wife swapping”, czyli „wymiana żon”. W trakcie przyjęcia mężczyźni zostawiali klucze do domów, a kobiety losowały, w którym spędzą noc. Zabawa szybko znalazła wielu zwolenników na całym świecie.
W latach 70., wraz z upowszechnieniem filmów pornograficznych, zaczęło przybywać osób poszukujących urozmaicenia życia seksualnego. Jak grzyby po deszczu pojawiały się kluby i stowarzyszenia swingersów. W orgiach, organizowanych w najmodniejszych lokalach brało udział nawet kilkuset uczestników! Wśród nich gwiazdy, np. Mick Jagger. Falę swingowania przyhamowała dopiero epidemia AIDS. Kontakty z przypadkowymi partnerami stały się wtedy zbyt ryzykowne.
Pierwotny instynkt?
Jednak wciąż nie brakuje chętnych do takich praktyk. Także w Polsce. – Z naszych szacunków wynika, że w wymianę partnerów bawi się od 1 do 4 procent wszystkich par. Ten odsetek nie zmienia się od lat, więc to nie kwestia mody, ale potrzeb od zawsze istniejących w niektórych ludziach – tłumaczy seksuolog Andrzej Depko w rozmowie z Wirtualną Polską.
Według specjalistów trudno jest jednoznacznie wyjaśnić przyczyny takich skłonności. Mogą one wynikać np. z drzemiących w nas pierwotnych instynktów (w przyrodzie jeden samiec pokrywa przecież wiele samic), niepełnego zadowolenia z życia seksualnego i zaburzeniach więzi partnerskiej. Nie można zapomnieć o tym, że pewna, niewielka część populacji potrzebuje zwiększonego poziomu pobudzenia w kwestiach intymnych. Z doświadczenia seksuologów wynika, że w Polsce swingersami są zwykle przedstawiciele klasy średniej. – Niezależni finansowo, dobrze wykształceni, często reprezentujący wolne zawody związane z otwartością na ludzi – tłumaczy Andrzej Depko.
Kluby grupowej uciechy
Pod koniec lat 90. w Polsce zaczęło powstawać wiele klubów dla swingersów. „To naprawdę wyjątkowe miejsce, do którego zapraszamy wszystkich, którzy chcieliby w niepowtarzalnej atmosferze i klimacie oddać się grupowym uciechom wraz z innymi osobami o tożsamych upodobaniach erotycznych” – tak reklamuje się jeden z najstarszych tego typu lokali w naszym kraju. Kluby mają zwykle charakter ekskluzywny, wyposażone są nie tylko w sypialnie, ale także dyskotekę, saunę czy jacuzzi. Karta wstępu kosztuje kilkaset złotych. Właściciele lokali zazwyczaj chronią prywatność gości – zabronione jest robienie zdjęć czy kręcenie filmów, nawet telefonami komórkowymi.
W niektórych miejscach stosuje się kolorowe bransoletki, które mają ułatwić nawiązanie kontaktów z innymi uczestnikami zabawy. Kolory sugerują preferencje pary, która w ten sposób deklaruje gotowość do wymiany partnerów. Na niektórych imprezach mogą przebywać duety, inne zabawy dopuszczają również udział singli, którzy jednak płacą zwykle więcej za wstęp. Dla uatrakcyjnienia spotkania organizowanie są występy drag queens czy pokazy tatuażu erotycznego.
Raj dla oszustów
W internecie nie brakuje serwisów zrzeszających swingersów. Obecnie jest to najprostszy sposób na znalezienie par, które chciałyby zabawić się w wymianę partnerów. Użytkownicy tworzą profile, udostępniają zdjęcia i filmy. Niektórzy ograniczają swoje swingowanie tylko do rozmów na czacie i wymiany fotek, inni w sieci umawiają się na spotkania „w realu”. Takie serwisy przyciągają też oszustów i naciągaczy. Tworzą fikcyjne konta, posługując się podobiznami obcych ludzi. Robią to dla zabawy albo, co gorsza, by wyłudzić nagie fotki internautów, które mogą stać się narzędziem szantażu. Bywają też osoby, rejestrujące się na takich portalach, bo podnieca ich prowadzanie pikantnych rozmów z parami zainteresowanymi wymianą partnerów.
Wszystko dla ludzi?
Swingowanie budzi kontrowersje. Świadczą o tym emocjonalne dyskusje na licznych forach internetowych. „Nigdy nie podzieliłabym się z nikim moim facetem. Bardzo go kocham i potrafię sobie wyobrazić, jak bolesny byłby dla mnie widok jego z inną kobietą” – pisze Karolina.
Martyna żyła w szczęśliwym związku, gdy ze swoim partnerem poznali i zaprzyjaźnili się z pewnym mężczyzną. „Kiedyś, gdy był u nas na grillu, pod wpływem chwili wylądowaliśmy we trójkę w łóżku. Mój facet nie był zazdrosny, wręcz przeciwnie – cieszył się z tej przygody. Jednak niedługo później nasz związek się rozpadł. Teraz wiem, że właśnie przez to, że mój partner podzielił się mną z innym, tak jakbym przestała być dla niego ważna. Jeśli się kocha, monogamia jest podstawą” – przekonuje Martyna. „Wszystko jest dla ludzi, tylko na początku trzeba jasno określić zasady. Z żoną bawimy się w to od dłuższego czasu. Na spotkania chodzimy wyłącznie razem i to nas jeszcze bardziej zbliżyło. Nie grożą nam zdrady, bo robimy to wspólnie i jawnie” – pisze Krzysztof.
Szukając satysfakcji
– Ważne, by decyzja była podejmowana świadomie, w układzie partnerskim, bez przymusu i szantażu emocjonalnego – podkreśla Andrzej Depko. Jednak seksuolodzy przestrzegają przed konsekwencjami takich zabaw. Zbyt częste „dodawanie pieprzyku” może spowodować, że „zwykły” seks stanie się zbyt blady i nudny. Bez dopingu nie będziemy osiągać wystarczającego poziomu satysfakcji. Zdarzają się też inne sytuacje – czasem podczas swingowania okazuje się, że z kimś innym jest nam po prostu lepiej. Niektórzy decydują się wtedy na porzucenie dotychczasowego partnera. Efektem współżycia z przypadkowymi osobami może być także choroba albo ciąża. Nie wszystkich przekonują te argumenty. „Czasem robimy sobie przerwę, by zaznać rodzinnej sielanki, wyjechać z dziećmi na niedzielną wycieczkę. Jednak po kilku tygodniach brakuje tych spotkań” – opowiada bohaterka filmu „Swingersi”.
(rn/pho)