Sylwia Reichel-Wilczewska - najsilniejsza kobieta w Polsce
Oto najsilniejsza kobieta w Polsce. Na jednym treningu przerzuca kilkanaście ton. Sylwia Reichel-Wilczewska wygrała mistrzostwa Polski i będzie reprezentować nasz kraj w walce o tytuł najsilniejszej kobiety świata na mistrzostwach w Stanach Zjednoczonych, organizowanych przez Arnolda Schwarzeneggera.
20.11.2014 | aktual.: 20.11.2014 13:11
Oto najsilniejsza kobieta w Polsce. Na jednym treningu przerzuca kilkanaście ton. Sylwia Reichel-Wilczewska wygrała mistrzostwa Polski i będzie reprezentować nasz kraj w walce o tytuł najsilniejszej kobiety świata na mistrzostwach w Stanach Zjednoczonych, organizowanych przez Arnolda Schwarzeneggera. Prywatnie szczęśliwa żona i trenerka swojego męża.
- Podkreśla pani, że chce być wielka i mieć dużą masę mięśniową. Przeciwnie niż większość kobiet na tej planecie. Skąd u pani to oryginalne pragnienie?
- Podchodzę do estetyki ciała pod innym kątem. Dbam o nie, ale w inny sposób niż większość kobiet. Niektóre z nich czują się bardzo dobrze, kiedy są szczupłe. Obecny kanon piękna przewiduje, że tkanka tłuszczowa musi być na niskim poziomie - jak u modelek. Ja czuję się najlepiej, gdy poziom tkanki tłuszczowej też jest niski, ale do tego dochodzi widoczna i rozbudowana muskulatura. Oczywiście oprócz wyglądu największą przyjemność sprawia mi to, że jestem silna.
- Ile pani wyciśnie, podniesie?
- Codziennie na treningu przerzucam kilkanaście ton. Strongwoman to połączenie, gdzie pożądanych jest kilka rodzajów siły, ale też wytrzymałość. Jeśli chodzi o podnoszenie sztang, jestem silniejsza od większości mężczyzn, którzy zaczynają trenować, a nawet od tych, którzy ćwiczą od lat.
- Jak zdarza im się reagować na te dysproporcje?
- Spędziłam dziesięć lat trenując sporty walk. Potem przeszłam do sportów siłowych. Kobieta trenująca zawodowo inne dyscypliny jest w stanie wprowadzić kogoś w błąd i powiedzieć, że na przykład jest nauczycielką. Ja od razu zwracam uwagę budową mojego ciała.
Budzę zainteresowanie – często pozytywne, ale czasami negatywne. Nie zdążę nic powiedzieć, a na ulicy czy na plaży z powodu mięśni przyciągam spojrzenia. Spotykam się z tym codziennie. Nikt mi tego w oczy nie powiedział, ale widzę nawet na podstawie komentarzy umieszczanych w internecie, że dla przeciętnego mężczyzny jest to kontrowersyjne.
- Może po prostu wywołuje kompleksy?
- Tak to odbieram. Na co dzień przebywam w środowisku mężczyzn, którzy trenują sporty siłowe. Dla nich nie jestem ani za silna, ani za duża. Oni przewyższają mnie kilkakrotnie jeśli chodzi o siłę, muskulaturę. Muszę powiedzieć, że wysportowanym facetom bardzo podobają się kobiety, które ćwiczą. Oni doceniają tę pracę, zupełnie inaczej spoglądają na ciało i dostrzegają mankamenty pań, które nie trenują, nie dbają o siebie.
To działa też w drugą stronę. Mężczyzna, który pozwala sobie mnie obrażać, jest dla mnie przykładem osoby słabej, leniwej i zakompleksionej. Nie mam z tym żadnego problemu.
- Pani trenuje razem z mężem.
- Mam już swojego wybranka i nie muszę zwracać uwagi na to, jak reagują na mnie inni panowie (śmiech). Mój małżonek jak najbardziej mnie wspiera, sam jest zawodnikiem. Dawid był moim masażystą i fizjoterapeutą od początku mojej kariery i przygody ze sportem. W momencie, gdy zostaliśmy parą, złapał bakcyla i pokochał sporty siłowe. Teraz jestem jego trenerką. Wynikają z tego różne zabawne sytuacje. Na zawodach strongmanów, podczas których startował Dawid, spiker mówił przez mikrofon, że żona udziela ostatnich wskazówek mężowi. Wszyscy się śmiali.
- I co na to mąż?
- Na początku musiał długo pracować nad tym, jak walczyć ze swoimi słabościami, a nie ulegać kompleksom i mówić, że ta kobieta jest za duża. Sam wie, jak długą i trudną drogę musiał przebyć, by przegonić mnie jeśli chodzi o siłę. Pokazuje moc swojego charakteru. Kiedy słyszę od kogoś negatywne komentarze, staram się nie odpowiadać, bo wiem, że jest to podyktowane słabszym charakterem.
- Czy kobiety również pani dokuczają, obrażają, a może zazdroszczą?
- Zauważyłam, że u kobiet wzbudzam jeszcze większą ekscytację, zarówno jeśli chodzi o pozytywne, jak i negatywne komentarze. Niektóre podziwiają moją pasję, zainteresowania i przybijają pod tym pieczątkę. Dla większości jestem wynaturzeniem, na które nie mogą patrzeć. 80 proc. pań podpisuje się pod stwierdzeniem, że nie chciałoby wyglądać jak ja.
W Grudziądzu, gdzie mieszkam, trenuję wiele kobiet i „wypuszczam” dziewczyny na zawody fitness bikini. W tej dyscyplinie liczy się gracja, harmonia ciała. Zawodniczki na scenie są kobiece, wręcz wystrojone. Mają pełen makijaż, idealnie ułożoną fryzurę, paradują w butach na wysokich obcasach. Ja uczę je poruszać się z gracją na szpilkach, uśmiechu, wszystkich tych istotnych atrybutów kobiecości. Też się tym zajmuję.
Dużo kobiet mnie poznało i chętnie przychodzą pracować pod moim okiem. Nauczyły się, że pod wpływem ćwiczeń nie będą wyglądały tak jak ja. Na to naprawdę potrzeba lat wyrzeczeń, bardzo ciężkiego treningu siłowego i predyspozycji genetycznych. Ale zdarzają się też panie, które obawiają się wziąć udział w moich treningach, ponieważ myślą, że po pół roku czy roku nadmiernie się rozrosną, co jest praktycznie niemożliwe.
- Ile wyrzeczeń kosztowało panią dojście do punktu, w którym jest pani teraz, zdobycie tytułów, szansa na mistrzostwo świata?
- Całe moje życie jest podporządkowane treningom, sportowi. Można powiedzieć, że na szali stawia się rodzinę. Nie mogę jej założyć. Dla mnie numerem jeden jest trening i chęć zdobycia najważniejszego tytułu. Odsuwam na bok wszelkie myśli o macierzyństwie, rodzinie z gromadką dzieci. Wszystko postawiłam na jedną kartę.
Nie inaczej było w trakcie studiów. W ciągu tych lat odmawiałam sobie nawet chodzenia na imprezy. Tak samo jeśli chodzi o kwestię trzymania diety. Mój małżonek musi się dostosowywać do mojego trybu życia. Udało mi się trafić na mężczyznę, który wszystko rozumie i akceptuje.
Gdyby tak nie było, byłabym dziś sama, ale i tak dążyłabym do swojego celu. Oddałam siebie w stu procentach sportowi. Zawodnikiem jest się cały czas, nie tylko na sali treningowej.
- Co by pani doradziła kobietom, które mają kompleksy na punkcie swojego wyglądu, sylwetki, ciągle katują się nowymi dietami?
- Po pierwsze zasugerowałabym, żeby osoby, które mają kompleksy, skontaktowały się z profesjonalnym instruktorem, który doradzi, jak mądrze z nimi walczyć. Działanie na własną rękę często powoduje, że idziemy w złym kierunku, marnujemy czas bez szans na oczekiwane efekty. Nie wolno się bać treningu siłowego i wzmacniającego, który najlepiej kształtuje sylwetkę. Należy podkreślić, że wykonywanie ćwiczeń siłowych nie powoduje nadmiernego rozrostu masy mięśniowej. Na pewno nie po pół roku czy roku ćwiczeń.
Trening siłowy, wzmacniający fajnie kształtuje sylwetkę, powoduje szybsze spalanie tkanki tłuszczowej. Samo bieganie czy wykonywanie cardio sprawia, że zrzucamy wagę, ale nie ujędrniamy naszego ciała w taki sposób, jak to powinno wyglądać. Na przykład trening siłowy powoduje uniesienie pośladków, piersi, znikanie cellulitu. Ciało wygląda dobrze bez ubrania. Zachęcałabym większość pań, żeby przełamały strach i zaczęły trenować, ale pod okiem instruktora. Na pewno będą zadowolone.
- Jako pierwsza kobieta w Polsce będzie pani walczyć o tytuł najsilniejszej kobiety na świecie na mistrzostwach w Stanach Zjednoczonych, organizowanych przez Arnolda Schwarzeneggera. Jak się pani przygotowuje?
- Są to najbardziej prestiżowe zawody na świecie. Trenuję codziennie do granic swoich możliwości. Cały czas jestem na etapie poszukiwania sponsora, kompletowania sprzętu. To stres, który nie powinien towarzyszyć sportowcowi, ale niestety realia są zupełnie inne. To mnie rozprasza od osiągnięcia celu, jakim jest zdobycie medalu. Mistrzostwa odbędą się w marcu 2015 roku w stanie Ohio. Polskę będzie reprezentować trzech mężczyzn i ja.
Rozmawiała Katarzyna Gruszczyńska/(kg)/(mtr), kobieta.wp.pl