Blisko ludziUmowa o dożywocie, czyli jak oszukać własne dzieci. Mąż Marty wykorzystał proceder

Umowa o dożywocie, czyli jak oszukać własne dzieci. Mąż Marty wykorzystał proceder

Umowa o dożywocie, czyli jak oszukać własne dzieci. Mąż Marty wykorzystał proceder
Źródło zdjęć: © 123RF
Aleksandra Kisiel
15.04.2019 12:10, aktualizacja: 15.04.2019 16:41

Po rozwodzie przekazał cały majątek konkubinie tylko po to, by nie płacić alimentów na dzieci. O opiekę na starość nie musi się martwić. Umowa, którą podpisał, uchroni go przed samotnością i biedą.

Odkąd na łamach WP Kobieta ruszył cykl #SamotnyRodzic opisaliśmy dziesiątki historii rodziców, którzy w pojedynkę wychowują dzieci. To opowieści matek, które niczym superbohaterki starają się być w kilku miejscach jednocześnie, by zapewnić swoim dzieciom jak najlepsze dzieciństwo. To historie ojców, którzy w sądach walczą o każdą dodatkową godzinę kontaktów z latoroślami. To wreszcie opowieści o skandalach, przekrętach i "kreatywności" rodziców, którzy chcą wymigać się od obowiązku alimentacyjnego. Jak były mąż Marty, naszej czytelniczki, który od 10 lat nie przekazał ani grosza na utrzymanie dwóch córek i w ogóle nie spędza z nimi czasu.

Przepisał majątek konkubinie

W liście do redakcji Marta opisała mechanizm, jaki wykorzystał jej były mąż.

"10 lat temu skończyło się moje małżeństwo. Początkowo wydawało mi się, że będzie to rozwód po ludzku. Z byłym mężem poszliśmy do mediatora, ustaliliśmy zasady opieki nad naszymi córkami, kwotę alimentów, etc. Gdy przyszło do zatwierdzenia ugody przed sądem, mąż stwierdził, że ze wszystkiego się wycofuje. Zamiast uzgodnionych alimentów w wysokości 1500 zł, powiedział, że jest w stanie płacić 100 zł.

Twierdził, że jest bezrobotny, zagrożony bezdomnością i jeśli będzie musiał płacić alimenty, na jakie zgodził się przed mediatorem, będzie zmuszony z powrotem wprowadzić się do naszego domu. Miał już wszystko zaplanowane, pokazał projekt przebudowy domu tak, żeby stworzyć tam dwa osobne gospodarstwa domowe. Byłam przerażona tą wizją, bo od jego wyprowadzki moje córki były pod opieką psychiatrów. Jego powrót zaprzepaściłby szanse na powodzenie ich terapii".

Oszołomiona i spanikowana Marta zgodziła się na alimenty w kwocie 100 zł. Potem był podział majątku. Mąż wyszedł z niego ze sporą ilością gotówki i działkami. Ona — z kredytem hipotecznym. Złożyła więc wniosek o podwyższenie alimentów. Sprawa toczyła się prawie 4 lata, w których trakcie były mąż, do niedawna prezes dobrze działającej firmy, udawał bezrobotnego biedaka. Na szczęście argumenty kobiety i dowody były silniejsze.

Sąd zasądził alimenty w wysokości 1500 zł. Były płacił je przez kilka miesięcy. Potem płacić przestał. Marta poszła do komornika. "Jakież było moje zdziwienie, gdy komornik wrócił z informacją, że pan X nie ma żadnego majątku. Ani ziemi, jaką dostał przy podziale majątku, ani pieniędzy. Nic. Z czego żyje? Komornik ustalił, że były mąż przepisał cały swój dobytek na konkubinę i w zamian za to podpisał z nią umowę o dożywocie. To taki rodzaj umowy, jaką często podpisują osoby starsze. Przekazują swoje nieruchomości osobie, która w zamian za to zobowiązuje się je utrzymywać, do końca życia. Konkubina mojego byłego męża przystała na takie rozwiązanie.

Oficjalnie on nie pracuje, choć doskonale wiem, że dorabia na czarno, nie płaci podatków, nie ma żadnego dochodu. A ona musi mu zapewnić wikt i opierunek. Wykorzystując takie rozwiązanie mój były mąż, wykpił się z obowiązku dokładania się do utrzymania naszych córek" - wyjaśnia Marta.

Obraz
© 123RF

Przechytrzył system

Umowa, jaką notarialnie zawarł jej mąż, jest (w teorii) zupełnie legalna. Umowa o dożywocie jest rodzajem umowy cywilnoprawnej uregulowanej w art. 908-916 Kodeksu cywilnego. W umowie dożywocia właściciel nieruchomości zobowiązuje się przenieść jej własność na nabywcę. Nabywca w zamian za to zobowiązuje się zapewnić zbywcy lub bliskiej mu osobie dożywotnie utrzymanie. Stronami takiej umowy może być każdy. Nie ogranicza się wyłącznie do osób spokrewnionych. Umowa o dożywocie najczęściej jest wykorzystywana przez właścicieli gospodarstw rolnych i osoby starsze, które w zamian za zbycie się nieruchomości, zyskują gwarancję utrzymania lub renty. Były mąż Marty, teoretycznie, przechytrzył system.

Przypadek Marty konsultuję z mec. Dorotą Kupper, z Centrum Prawa Rodzinnego. - Gdyby pani Marta złożyła wniosek o egzekucję zaległych alimentów, zanim jej były mąż podpisał umowę o dożywocie, sprawa byłaby zupełnie prosta. Komornik ustaliłby majątek, rozpoczął egzekucję z nieruchomości i doprowadził ją do końca, nawet gdyby w międzyczasie właściciel, czyli były mąż, zawarł notarialnie umowę o dożywocie. Jako że to nie nastąpiło, sprawa zaczyna się komplikować — tłumaczy mecenas Kupper.

Zastanawiam się, czy Marta bądź jej córki (jedna jest już pełnoletnia) może dochodzić egzekucji długu od konkubiny. Mecenas Kupper stanowczo zaprzecza. Konkubina jest, w świetle prawa osobą obcą. I jako taka nie może być pociągnięta do odpowiedzialności, nawet jeśli czerpie korzyści z tytułu umowy o dożywocie, która mówi o zaspokojeniu podstawowych potrzeb "dożywotnika", a nie, o spłacaniu jego zobowiązań.

Jednak nawet tak trudny przypadek, nie jest beznadziejny. W grę wchodzi skarga pauliańska, na podstawie której można podważyć prawomocność umowy zawartej między byłym mężem Marty a jego partnerką. Dlaczego? Bo podpisując umowę pan X świadomie działał na szkodę swoich wierzycieli – w tym przypadku córek. Miał świadomość, że ma dług alimentacyjny i że zbycie nieruchomości utrudni wyegzekwowanie spłaty długu.

Marta nie zdecydowała się jeszcze na takie rozwiązanie. Jej starsza córka, która studiuje, więc nadal należą jej się alimenty, próbowała na własną rękę wyegzekwować od ojca jakiekolwiek pieniądze. Bezskutecznie. Przyparta do muru prawie dwa lata temu złożyła do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa nie alimentacji. Złożyła zeznania na policji. I czekała. Czeka nadal.

W sprawie nic się nie ruszyło, choć dług alimentacyjny jej ojca przekracza 70 000 zł. Prawo wymyślone przez obecnego ministra sprawiedliwości, które miało być batem na rodziców uchylających się od obowiązku łożenia na utrzymanie dzieci, działa wybiórczo. Rozmawiając z innymi samotnymi, rodzicami często słyszę, że sąd umarza postępowanie, albo wydaje wyrok w postaci pouczenia czy zobowiązania do płacenia bieżących alimentów. A nawet jeśli oskarżony jest uznany za winnego i wymierza mu się maksymalny wymiar kary: pozbawienie wolności i tak nie poprawia sytuacji finansowej jego dzieci, bo osoba osadzona, prawie na pewno nie będzie płacić alimentów.

Umowa o dożywocie to jeden z bardziej kreatywnych sposobów na uniknięcie odpowiedzialności za własne dzieci. O przypadkach przepisywania majątku na rodziców czy dzieci z kolejnego związku, zatrudnieniu na czarno i fikcyjnym bezrobociu czytałam nie raz. O tym, iż rodzice w takiej sytuacji często są pozostawieni sami sobie — również.

Fundusz alimentacyjny przekazuje pieniądze rodzicom tylko, gdy nie przekraczają progu dochodowego w wysokości 725 zł na osobę. Jesienią ma on być podwyższony do kwoty 800 zł. Ale nie jest tu stosowana zasada "złotówka za złotówkę", więc rodziny, które próg ten przekroczą choćby o 1 zł, tracą prawo do pomocy. Rząd Prawa i Sprawiedliwości poświęcił sporo czasu i pieniędzy (podatników) na stworzenie rozwiązań, które miałyby ułatwić życie miliona dzieci, które nie dostają alimentów. Jak na razie żadna z wprowadzonych już zmian nie zadziałała tak, jak powinna, a historia Marty i jej córek jest tego koronnym przykładem.

Historia Marty cię poruszyła? Jesteś samotnym rodzicem? Opisz swoją historię na dziejesie.wp.pl