Urbańska wytańczyła sobie wolność

W ciąży za­rze­ka­ła się, że "za­wie­si ka­rie­rę na koł­ku", a miesiąc po uro­dze­niu córecz­ki Na­ta­sza Urbań­ska wróci­ła na sce­nę. I znowu tańczy, tylko teraz już nie pod dyktando Janusza

Obraz
Źródło zdjęć: © mwmedia

W ciąży zarzekała się, że "zawiesi karierę na kołku", a miesiąc po urodzeniu córeczki Natasza Urbańska wróciła na scenę. I znowu tańczy, tylko teraz już nie pod dyktando Janusza. O trudnościach związanych z wystąpieniem w „Tańcu z gwiazdami”, a także o początkach swojej kariery partnerka znanego choreografa zwierza się w wywiadzie dla „Sukcesu”.

SUK­CES: Na wia­do­mość, że po­ja­wi się pa­ni w „Tań­cu z gwiaz­da­mi”, za­wrza­ło na in­ter­ne­to­wych fo­rach. Bo co wśród ama­to­rów ro­bi za­wo­do­wo tań­czą­ca ar­tyst­ka?

Natasza Urbańska: Gdy ktoś mó­wi, jak to mi ła­two, mam ocho­tę za­wo­łać: „Lu­dzie, ja ni­gdy w ży­ciu nie upra­wia­łam tań­ca to­wa­rzy­skie­go! A on się rzą­dzi wła­sny­mi za­sa­da­mi!”. Po wie­lu la­tach pra­cy w te­atrze mu­zycz­nym my­śla­łam, że tre­nin­gi do „Tań­ca z gwiaz­da­mi” nie bę­dą dla mnie nad­zwy­czaj­nym wy­sił­kiem. W koń­cu znam moż­li­wo­ści swo­je­go cia­ła. No i sro­dze się za­wio­dłam!

Po pierw­szym dniu, gdy mi­nę­ło za­le­d­wie 1,5 go­dzi­ny, za­czę­łam pa­trzeć na ze­ga­rek i od­li­czać mi­nu­ty do koń­ca. Te trzy go­dzi­ny na par­kie­cie wy­da­ły mi się ka­tor­gą! Kie­dy mój part­ner, Jan Kli­ment z Czech, po raz pierw­szy krzyk­nął: „Po­praw ra­mę!” – zro­bi­łamwiel­kie oczy. Dziś wiem, że to układ ra­mion i dło­ni, przez ca­ły czas trwa­nia tań­ca nie­ru­cho­mych. Tak, że ja rów­nież do­pie­ro się uczę.

W do­dat­ku mu­szę ła­mać wszyst­kie za­sa­dy, ja­kich uczy­łam się, tań­cząc w mu­si­ca­lu! Np. gdy mój part­ner pod­czas pra­cy nad cza­-czą wo­ła: „Ma­li, ma­li”, czy­li ma­łe krocz­ki, mam mę­tlik w gło­wie. Bo w te­atrze, na sce­nie, by­ło od­wrot­nie. „Sze­rzej, sze­rzej” – Ja­nusz wo­łał do mnie. „Ma być sze­ro­ki ruch”. No a Jan stro­fu­je mnie te­raz: „Co tak sze­ro­ki krok? Ma być ma­ły!”, i buch, wa­li mnie po ko­la­nach, bo ro­bię to nie tak.

Gdy po­my­ślę o pa­ni tre­nin­gu, widzę Jó­ze­fo­wi­cza, w końcu świet­ne­go (i apo­dyk­tycz­ne­go!) cho­re­ogra­fa, któ­ry wszyst­kim dy­ry­gu­je. Co tam part­ner?!

(śmiech) Nie pa­ni jed­na tak my­śli. Gdy za­czę­ły się pró­by, zna­jo­mi nie­ustan­nie do­py­ty­wa­li się: „No i co Ja­nusz na te two­je tań­ce? Bar­dzo in­ge­ru­je?”. Zda­rzy­ła się za­baw­na sy­tu­acja na tre­nin­gu, gdy ko­lej­na oso­ba do­py­ty­wa­ła się: „Czy Jó­zek bar­dzo się wtrą­ca do wa­szych ukła­dów?”. W koń­cu Ja­nek, cu­dzo­zie­miec, niema­ją­cy po­ję­cia, kim jest Ja­nusz Jó­ze­fo­wicz, za­in­te­re­so­wał się tym. „A cze­mu twój mąż miał­by się wtrą­cać? A dla­cze­go?” – za­czął py­tać. Tym­cza­sem mój mąż kom­plet­nie od­pu­ścił! Obec­nie pra­cu­je nad sce­na­riu­szem do fil­mu „Me­tro”. Kie­dy wra­cam z tre­nin­gu, za­miast py­tać o szcze­gó­ły, rzu­ca tyl­ko: „No i jak tam twój Ja­nek z Ba­zˇin?”. Na­wet gdy usi­łu­ję go wcią­gnąć w dys­ku­sję, de­mon­stru­jąc w do­mu kro­ki, sły­szę: „Na pew­no dasz so­bie ra­dę”. Chwi­la­mi nie wie­rzę włas­nym uszom! Chy­ba prze­szedł ja­kąś nad­zwy­czaj­ną prze­mia­nę i uznał, że czas na mo­ją ar­ty­stycz­ną sa­mo­dziel­ność.

I nie jest za­zdro­sny? „Ta­niec z gwiaz­da­mi” po­łą­czył nie­jed­ną pa­rę, a pa­ni jest jed­ną z je­go głów­nych „atrak­cji”. I fa­wo­ryt­ką!

Jak ma nie być za­zdro­sny, sko­ro ko­cha? (śmiech) A mó­wiąc po­waż­nie, mam wra­że­nie, że po­lu­bił mo­je­go part­ne­ra, mi­mo że, jak stwier­dził, Ja­nek jest przy­stoj­ny. Oczy­wi­ście su­ro­wo oce­nił mój pierw­szy wy­stęp w pro­gra­mie i, nie­ste­ty, jak zwy­kle miał ra­cję.

To nie­zły z nie­go ty­ran, bo na­wet ju­ry pia­ło z za­chwy­tu! Wcze­śniej star­to­wa­ła pa­ni w „Jak oni śpie­wa­ją” i też by­ła afe­ra, że Na­ta­sza śpie­wa za­wo­do­wo! Ma­ło pa­ni zło­śli­wo­ści, że od­wa­ży­ła się pa­ni na „Ta­niec z gwiaz­da­mi”?

Naj­wy­raź­niej! To fakt, obe­rwa­łam wte­dy okrut­nie, choć wszy­scy uczest­ni­cy te­go pro­gra­mu, jak się oka­za­ło, nie tyl­ko śpie­wa­li, ale na­wet jeź­dzi­li ze swo­imi re­ci­ta­la­mi. Ale nie wie­dzieć cze­mu do­sta­ło się tyl­ko mnie i to bo­la­ło. Agniesz­ka Wło­dar­czyk, któ­ra pro­gram wy­gra­ła…

…podobno jed­nym gło­sem?

Tak plot­ko­wa­no, ale mniej­sza o to. Agniesz­ka przez la­ta śpie­wa­ła u nas w Buf­fo ja­ko wo­ka­list­ka i nikt jej te­go nie wy­po­mi­nał! Ja na­wet nie mia­łam do­tąd re­ci­ta­lu, a tu na­gle usły­sza­łam, że je­stem „za­wo­dow­cem”! Wow! W su­mie uzna­łam to za kom­ple­ment, ale śpie­wać wciąż się uczę, da­le­ko mi do te­go, jak na­praw­dę chcia­ła­bym to ro­bić.

Chcia­ła­by pa­ni śpie­wać jak…

Noo, jak na przy­kład Ge­ne Kel­ly! Ostat­nio włą­czy­łam so­bie „Desz­czo­wą pio­sen­kę” i z roz­rzew­nie­niem słu­cha­łam, jak on fe­no­me­nal­nie śpie­wał, pa­trzy­łam, jak bez­błęd­nie tań­czył. Tak wła­śnie bym chcia­ła, no, ale to ab­so­lut­ne mi­strzo­stwo!

Ale za to czy­tam, że to pa­ni za­gra głów­ną ro­lę w fil­mo­wej wer­sji mu­si­ca­lu „Me­tro”. To co praw­da nie „Desz­czo­wa pio­sen­ka”, ale też hit.

(śmiech) Czy­ta­ła pa­ni, że ja za­gram? Aku­rat! Jak wszy­scy, pój­dę po bo­że­mu na ca­sting, a Ja­nusz nie bę­dzie sen­ty­men­tal­ny – wy­bie­rze dziew­czy­nę z ca­łą pew­no­ścią naj­lep­szą. Pa­mię­tam, jak cięż­ko mu­sia­łam pra­co­wać, by za­słu­żyć na głów­ną ro­lę w „Me­trze”. Zo­sta­łam przy­ję­ta do Buf­fo w wie­ku 17 lat ja­ko tan­cer­ka, ale od po­cząt­ku ma­rzy­łam, by śpie­wać i tań­czyć jed­no­cze­śnie. Wte­dy ro­bił to w te­atrze je­dy­nie Ja­nusz, po­za tym obo­wią­zy­wał „po­dział ról”.

Po­wie­dzia­łam so­bie: „Ja wam jesz­cze po­ka­żę”, i za­czę­łam na­ukę nie­mal od ze­ra. Sie­dem lat za­ję­ła mi pra­ca nad gło­sem, nim Ja­nusz do­pu­ścił mnie do mi­kro­fo­nu. Od­twór­czy­ni głów­nej ro­li roz­cho­ro­wa­ła się i to by­ła mo­ja szan­sa. Za­gra­łam An­kę. Po­szło nie­źle, ale do per­fek­cyj­ne­go wy­ko­na­nia, ja­kie­go wy­ma­gał Ja­nusz, by­ło bar­dzo da­le­ko.

Dla­te­go po ja­kimś cza­sie zwy­czaj­nie mi ro­lę ode­brał. Usły­sza­łam: „Nie, ko­cha­na, nie ro­bisz po­stę­pów, wy­rzu­cam cię z »Me­tra«, wró­cisz, jak na­uczysz się śpie­wać”. Dla mnie to był ko­niec świa­ta! Bła­ga­łam, za­pew­nia­łam, że na pew­no wszyst­ko po­pra­wię. Nic z te­go. Mi­nę­ło wie­le mie­się­cy cięż­kiej ha­rów­ki, nim znów mo­głam wy­stę­po­wać.

Ale chy­ba nie by­li­ście jesz­cze wte­dy pa­rą?

(śmiech) Ależ by­li­śmy. I nie mia­ło to żad­ne­go zna­cze­nia, bo Ja­nusz po­tra­fi od­dzie­lić ży­cie pry­wat­ne od za­wo­do­we­go. A wo­bec mnie za­wsze miał znacz­nie więk­sze wy­ma­ga­nia niż wo­bec in­nych, by nie być po­są­dzo­nym o …dziś to był­by już chy­ba ne­po­tyzm? I ja go ro­zu­miem.

Usi­dli­ła pa­ni fa­ce­ta, o któ­rym mu­sia­ła wie­dzieć, że ma opi­nię play­boya i nie jest z tych, co z tą jed­ną aż po grób. Nie ba­ła się pa­ni nie­for­mal­ne­go związ­ku? Ro­dzi­ce nie ostrze­ga­li?

Za­ko­cha­łam się, więc co by­ło ro­bić? Na po­cząt­ku ukry­wa­łam przed ro­dzi­ca­mi nasz zwią­zek. Oni rów­nież do­brze się orien­to­wa­li, że to fa­cet „po przej­ściach”… No, ale przy­szedł mo­ment, w któ­rym po­zna­li Ja­nu­sza i chcie­li usły­szeć, ja­kie ma „za­mia­ry” wo­bec ich cór­ki. Wte­dy Ja­nusz po­wie­dział wprost: „Ko­cham Na­ta­szę i na pew­no jej nie skrzyw­dzę. Zro­bię wszyst­ko, by by­ła szczę­śli­wa”. Za­cho­wał się wspa­nia­le i od tam­tej po­ry wza­jem­ne re­la­cje mo­ich ro­dzi­ców i Ja­nu­sza są bar­dzo do­bre.

To praw­da, że trzy­krot­nie pro­sił pa­nią o rę­kę – za­wsze we Flo­ren­cji?

Oj, to nie tak. Flo­ren­cja to na­sze ulu­bio­ne miej­sce na zie­mi, ma­my tam swo­je uko­cha­ne ulicz­ki, skle­pi­ki i czę­sto tam jeź­dzi­my. Za­wsze jest sza­le­nie ro­man­tycz­nie, i to za­słu­ga Ja­nu­sza. Ale gdy po­je­cha­li­śmy tam w ubie­głym ro­ku i wresz­cie mi się oświad­czył, zro­bi­ło się… śmier­tel­nie po­waż­nie. By­li­śmy aku­rat w ma­lut­kim, wą­ziut­kim – jak to we Flo­ren­cji – skle­pi­ku, a on ru­nął na ko­la­na, wy­cią­gnął pier­ścio­nek z bry­lan­tem i po­pro­sił mnie o rę­kę. Oprócz nas w skle­pie by­ły jesz­cze trzy oso­by, któ­re po­ry­cza­ły się ze wzru­sze­nia wraz ze mną. To by­ła sce­na jak z fil­mu, za­wsze bę­dę ją pa­mię­tać.

A po tej po­ezji przy­szła pro­za, choć jed­no­cze­śnie wiel­kie szczę­ście. Zo­sta­ła pa­ni ma­mą – kup­ki, zup­ki, noc­ne wsta­wa­nie „wy­pchnę­ły” z ka­len­da­rza po­dró­że do Flo­ren­cji. Tro­chę żal?

Zu­peł­nie nie. Coś za coś. A o noc­nym wsta­wa­niu wiem tyl­ko z cu­dzych opo­wie­ści – mam dziec­ko anio­ła, choć nikt mi nie wie­rzy, że od uro­dze­nia Ka­lin­ka prze­sy­pia ca­łe no­ce. Nie wiem, co to kol­ki, któ­re spra­wia­ją, że dziec­ko wciąż bu­dzi się z krzy­kiem, itp. Ja wi­dzę wiecz­nie ro­ze­śmia­ną od ucha do ucha bu­zię i gdy po­dej­dę, za­wsze sły­szę: „Cha, cha, cha!”. Mam ja­kieś nie­zwy­kłe dziec­ko! Wi­dzę w Ka­lin­ce Ja­nu­sza, choć mo­ja ro­dzi­na upar­cie twier­dzi: „No, ca­ła Na­tasz­ka! Uśmie­cha się jak Na­tasz­ka”.

W cią­ży mó­wi­ła pa­ni, że „za­wie­sza ka­rie­rę za­wo­do­wą na koł­ku” i ca­ła po­świę­ca się dziec­ku. A mie­siąc po po­ro­dzie wró­ci­ła pa­ni do te­atru. Te­raz do­szły tre­nin­gi i „Ta­niec z gwiaz­da­mi”! A obiet­ni­ca?

(śmiech) Nie tyl­ko wy­rod­na mat­ka, ale też kłam­czu­cha? To praw­da, cią­ża spra­wi­ła, że bar­dzo spo­wol­ni­łam swój rytm ży­cia. W nic się nie an­ga­żo­wa­łam po­za pla­no­wa­niem ży­cia dziec­ku. I wy­da­wa­ło mi się, że gdy ma­ła się uro­dzi, już tak zo­sta­nie. Tym­cza­sem kie­dy po­ja­wi­ła się na świe­cie, wró­ci­ła Na­ta­sza „sprzed cią­ży”. Zno­wu po­czu­łam, że mu­szę szyb­ko szli­fo­wać for­mę, wziąć się za na­gra­nie so­lo­wej pły­ty… „Fa­la” ma­cie­rzyń­skich uczuć, ja­ka się po­ja­wi­ła wraz z ma­leń­stwem, wciąż mi to­wa­rzy­szy, ale je­stem też go­to­wa po­dej­mo­wać no­we wy­zwa­nia. No i czu­ję się roz­dar­ta. Jak pę­dzę na tre­ning czy do te­atru, już naj­chęt­niej wra­ca­ła­bym do ma­łej! Choć gdy nie ma Ja­nu­sza, w do­mu jest nia­nia al­bo mo­ja ma­ma, więc wiem, że Ka­lin­ka ma świet­ną opie­kę. Do cza­su „Tań­ca z gwiaz­da­mi” zni­ka­łam tyl­ko na czas spek­ta­klu – nie by­ło mnie ja­kieś trzy go­dzi­ny – więc kom­bi­no­wa­łam, by ma­łą na­kar­mić przed wyj­ściem, a po spek­ta­klu
pę­dzi­łam na ko­lej­ne „pla­no­we” kar­mie­nie. Te­raz jest znacz­nie trud­niej. Ale na czas „Tań­ca…” prze­nie­śli­śmy się z na­szej uko­cha­nej wsi z po­wro­tem do War­sza­wy, bo szko­da tra­cić ty­le cen­nych mi­nut na do­jaz­dy, gdy w do­mu cze­ka ma­lu­szek. Ku­pi­łam już so­bie na­wet CB Ra­dio! Wiem, gdzie na dro­dze czy­ha­ją na mnie „mi­siacz­ki”! Gdy tyl­ko mo­gę, zmie­niam więc tra­sę na „bez­ra­da­ro­wą” i bez­kar­nie gnam, noo… spo­ro km na go­dzi­nę. Za to w zboż­nym ce­lu. (śmiech)

Po­ka­za­ła się pa­ni na­ga w za­awan­so­wa­nej cią­ży na okład­ce jed­ne­go z ma­ga­zy­nów. Se­sja sty­li­zo­wa­na na gło­śne zdję­cia z udzia­łem De­mi Mo­ore by­ła pięk­na, jed­nak wzbu­dzi­ła kon­tro­wer­sje. Nie mia­ła pa­ni żad­nych opo­rów?

Ma­my po­noć opi­nię kon­tro­wer­syj­nej pa­ry, więc po co to zmie­niać? (śmiech) Mia­łam spo­ro cza­su, by prze­my­śleć tę pro­po­zy­cję, i wspól­nie uzna­li­śmy, że jest cie­ka­wa, choć – to fakt – kon­tro­wer­syj­na. I mo­że to ostat­nie zde­cy­do­wa­ło? Po­za tym wszy­scy pa­mię­ta­ją okład­kę z De­mi Mo­ore – nie by­ła wy­uz­da­na, choć od­waż­na. Z mo­ją se­sją by­ło po­dob­nie. Zro­bio­no pięk­ne ak­ty, na któ­rych za­sło­ni­łam się tu i ów­dzie. Po fak­cie do­sta­łam mnó­stwo e-ma­ili i li­stów od ko­biet; pi­sa­ły, że te­raz wie­rzą, że ko­bie­ta w cią­ży mo­że być pięk­na, że ema­nu­je cie­płem, ra­do­ścią. I ta­ki był nasz za­miar. Nie ża­łu­ję tej se­sji.

Lu­bi pa­ni kon­tro­wer­sje, ale dla „Play­boya” nie zgo­dzi­ła się pa­ni po­zo­wać. Dla­cze­go?

Bo to aku­rat ro­bią nie­mal wszyst­kie dziew­czy­ny, któ­re do­sta­ją tę pro­po­zy­cję, więc gdzie tu kon­tro­wer­sja? (śmiech)

Prze­nie­śli­ście się z War­sza­wy na wieś. To praw­da, że mąż wspa­nia­le się tam od­na­lazł? Sły­sza­łam m.in. o ku­rach, ja­kie ho­du­je.

Fak­tycz­nie, Ja­nusz osza­lał na punk­cie wsi i eko­lo­gicz­nej żyw­no­ści. Po­wo­li za­mie­nia się w far­me­ra! Ku­ry to nic, ma­my na­wet ko­zy i opa­no­wa­li­śmy sztu­kę ro­bie­nia naj­praw­dziw­sze­go ko­zie­go se­ra. Py­cha! Ja­nusz z za­pa­łem ro­bi też na­lew­ki z ma­lin, je­żyn, orze­chów. Ob­ło­żył się fa­cho­wy­mi książ­ka­mi, czy­ta, a po­tem z po­wo­dze­niem prak­ty­ku­je.

Nie­ba­wem za­cznie pa­nią za­chę­cać do pie­cze­nia chle­ba!

Nie za­cznie, już sam się za to wziął – na ra­zie jest na eta­pie zgłę­bia­nia taj­ni­ków pie­kar­skich! Ma­my na­wet w do­mu spe­cjal­ny piec chle­bo­wy, ale na pierw­szy bo­che­nek jesz­cze przyj­dzie chy­ba po­cze­kać. Przy­glą­da­my się z Ka­lin­ką po­czy­na­niom ta­ty – mam wra­że­nie, że Ja­nusz naj­chęt­niej nie ru­szał­by się w ogó­le z do­mu!

Ten dom to naj­praw­dziw­szy XIX­-wiecz­ny dwo­rek. Czy­tam, że „nie­przy­zwo­icie bo­ga­ci Na­ta­sza i Ja­nusz ku­pi­li go za cięż­kie mi­lio­ny”. Za bar­dzo cięż­kie?

Bar­dzo. W koń­cu obo­je pra­co­wa­li­śmy na to na­praw­dę cięż­ko przez wie­le lat.

Mam ra­cję, twier­dząc, że wa­sze wza­jem­ne re­la­cje przy­po­mi­na­ją te z ga­tun­ku „mistrz i uczen­ni­ca”?

Od nie­go się uczę. W tym, co robi ja­ko twór­ca­ cho­re­ograf, tan­cerz czy re­ży­ser, jest naj­lep­szy! Przez la­ta był mo­im gu­ru, po­tem, gdy zo­sta­łam je­go asy­stent­ką, za­czę­łam już mieć wła­sne zda­nie. Ale o ile sta­wiam się cza­sem w pry­wat­nym ży­ciu, przy­zna­ję – w za­wo­do­wych spra­wach zwy­kle go słu­cham. Po pro­stu wie le­piej – nie­mal za­wsze ra­cja jest po je­go stro­nie. Na szczę­ście ma­my po­dob­ne gu­sty, zwy­kle po­do­ba­ją nam się po­­dob­ne kli­ma­ty i po­dob­ne spra­wy nas draż­nią.

A w czym „po­sta­wi­ła się” pa­ni ostat­nio?

Hm… Sta­wiam się w spo­sób dy­plo­ma­tycz­ny, za to sku­tecz­ny. Ja­nusz bar­dzo nie lu­bi zmian. Pierw­szy z brze­gu przy­kład – la­ta­mi uży­wa tych sa­mych za­pa­chów i na­mó­wie­nie go na no­wy, na­wet naj­wspa­nial­szy, to kar­ko­łom­ne za­da­nie. Trze­ba więc dzia­łać pod­stę­pem. Gdy ku­pu­ję no­wy, za­wsze na po­cząt­ku na­rze­ka, krę­ci no­sem i krzy­wi się. „Nie, ja wo­lę ten po­przed­ni, wiesz, już się przy­zwy­cza­iłem, nie bę­dę go zmie­niać”. Do­bra, my­ślę so­bie, zo­ba­czy­my. Cho­wam wszyst­kie wo­dy, ja­kich uży­wał. No i po­wo­li, po­wo­li prze­ko­nu­je się do no­we­go za­pa­chu. Z ko­niecz­no­ści. Po ja­kimś cza­sie sły­szę: „Mia­łaś ra­cję, jest na­praw­dę nie­zły”. A zda­rza się, że w ogó­le za­po­mi­na, że nie­daw­no nie chciał na­wet o nim sły­szeć!

A mó­wią, że Jó­ze­fo­wicz bez prze­rwy ste­ru­je swo­ją żo­ną! Ja­ko przy­kład przy­wo­łu­ją sy­tu­ację z fi­na­ło­we­go pro­gra­mu „Jak oni śpie­wa­ją”, gdy po wy­gra­nej Wło­dar­czyk, wbiegł na sce­nę i za­brał pa­nią z niej. Był zły, że nie pa­ni wy­gra­ła?

Ra­czej wzbu­rzo­ny tym, jak mnie po­trak­to­wa­no. Gdy ogło­szo­no na­zwi­sko zwy­cięż­czy­ni, wszy­scy rzu­ci­li się w stro­nę Agniesz­ki, od­wra­ca­jąc się do mnie ple­ca­mi. Ktoś na sce­nie mnie po­pchnął, czu­łam się fa­tal­nie! Bo­gu dzię­ki, że Ja­nusz za­in­ter­we­nio­wał, bo ja nie by­łam w sta­nie zro­bić jed­ne­go kro­ku! Wy­czuł, co się ze mną dzie­je. Za­wsze wy­czu­wa. Je­ste­śmy ra­zem już pra­wie 12 lat, a w sierp­niu ob­cho­dzi­li­śmy pierw­szą rocz­ni­cę ślu­bu. Ka­me­ral­nie. W na­szym wła­snym do­mu. Ja ze­rwa­łam Ja­nu­szo­wi ró­żę z przy­do­mo­we­go ogród­ka, a on po­da­ro­wał mi kwiat sło­necz­ni­ka.

Żad­ne­go kosz­tow­ne­go dro­bia­zgu, dia­men­to­we­go na­szyj­ni­ka, nic z tych rze­czy?

Nie ocze­ku­ję od Ja­nu­sza dia­men­tów. Zresz­tą one już by­ły. Chcę tyl­ko dwóch rze­czy – mi­ło­ści i uczci­wo­ści. Choć ja­kiś ma­ły, ma­leń­ki dia­men­cik… raz na ja­kiś czas, chy­ba nie za­szko­dzi?

Wydanie internetowe

Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

Jego pierwsza żona pochodziła z Rosji. Dziś związany jest z kimś innym
Jego pierwsza żona pochodziła z Rosji. Dziś związany jest z kimś innym
Pojawiła się na gali Emmy. Tak wygląda po latach
Pojawiła się na gali Emmy. Tak wygląda po latach
Wskoczyła w suknię z "nagim" dołem. Wow to mało powiedziane
Wskoczyła w suknię z "nagim" dołem. Wow to mało powiedziane
Potwierdzili związek. Minge nie gryzła się w język
Potwierdzili związek. Minge nie gryzła się w język
Zaczynają szukać schronienia. Co zrobić, gdy pojawią się w domu?
Zaczynają szukać schronienia. Co zrobić, gdy pojawią się w domu?
Była jego żoną przez 46 lat. Zmarł dwa miesiące po diagnozie
Była jego żoną przez 46 lat. Zmarł dwa miesiące po diagnozie
Imię wymiera. Nosi je tylko 13 Polek
Imię wymiera. Nosi je tylko 13 Polek
To imię noszą tylko dwie Polki. Ma wyjątkowe znaczenie
To imię noszą tylko dwie Polki. Ma wyjątkowe znaczenie
Jego imię to rzadkość. Nosi je tylko czterech Polaków
Jego imię to rzadkość. Nosi je tylko czterech Polaków
Ma glejaka IV stopnia. "Wchodzimy w kolejny etap tej walki"
Ma glejaka IV stopnia. "Wchodzimy w kolejny etap tej walki"
Nowy sposób oszustów. Tak przejmują telefon
Nowy sposób oszustów. Tak przejmują telefon
Coraz mniej bliskości w związkach. Naukowcy biją na alarm
Coraz mniej bliskości w związkach. Naukowcy biją na alarm