Z zemsty zrobi z ciebie pornogwiazdę
Zemsta za zdradę i porzucenie staje się nie tylko łatwiejsza do zrealizowania, ale także coraz wymyślniejsza. Coraz popularniejszą i najbardziej bezwzględną formą zemsty jest udostępnianie prywatnych zdjęć i filmów w internecie. Zazwyczaj uwiecznione są na nich intymne chwile. Do Polski wkracza cyber bullying, zjawisko oczerniania i wyszydzania w sieci, które na Zachodzie zbiera już ponure żniwo.
24.09.2013 | aktual.: 25.09.2013 10:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zemsta za zdradę i porzucenie staje się nie tylko łatwiejsza do zrealizowania, ale także coraz wymyślniejsza. Najbardziej bezwzględną formą zemsty jest udostępnianie prywatnych zdjęć i filmów w internecie. Zazwyczaj uwiecznione są na nich intymne chwile.Do Polski wkracza cyber bullying, zjawisko oczerniania i wyszydzania w sieci, które na Zachodzie zbiera już ponure żniwo.
- Zdradzeni, porzuceni, niekochani potrafią wymyślić naprawdę wysublimowane metody mszczenia się - przyznaje profesor Wojciech Burszta, antropolog z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej. - Miłość równie często jest akumulatorem dobrych, jak i złych uczynków, a pomysły na te złe dzięki internetowi, komórkom i komputerom zyskały niezłego kopa.
Psychologowie twierdzą, że wielu zdradzonych kochanków całkowicie traci zdolność trzeźwej oceny sytuacji. Mężczyźni wolą ugodzić kobietę w jej honor i dobre imię. Tym samym udowadniają (głównie samym sobie), że nie była ich warta. Mściwych facetów, publikujących w sieci intymne zdjęcia i filmy swoich byłych, można znaleźć na pęczki.
- Zastanawia kompletny brak szacunku do kobiety, która na zdjęcia decydowała się kierowana uczuciem - mówi prof. Burszta.
Pornomściciel z Elbląga
Prokuratura przez dwa lata nie mogła sobie dać rady z byłym kochankiem aptekarki Małgorzaty A., który zamienił jej życie w piekło. Kobieta nie chodziła do pracy, wstydziła się wyjść z domu. Wszystko przez stronę internetową o „aptekarce z okienka”, na której Mirosław W. opublikował jej nagie, wyjątkowo intymne zdjęcia z upojnych randek. Całość okrasił wulgarnym opisem seksualnych upodobań.
Dodał imię i nazwisko kobiety oraz miejsca jej pracy i zamieszkania. Napisał też, że Małgorzata A. jest nosicielką wirusa HIV.
Twórca strony nie ukrywał, że zrobił to z chęci zemsty na kobiecie, z którą spędził dziesięć lat. Jak mówił, miała to być kara za jej niewierność i jego zranione uczucia. Mężczyzna nie ograniczył się tylko do zrujnowania życia byłej sympatii.
Wykorzystując internet, skompromitował również jej rzekomych kochanków. Opublikował ich pełne dane personalne wraz z adresami i zdjęciami. Wszyscy zostali przedstawieni jako niedorozwinięci, narkomani i złodzieje. "Panienka lubuje się w przeróżnego typu menelach, im gorszy i brudniejszy, tym lepszy", pisał na stronie Mirosław W.
Link do wspomnianej witryny wędrował z komputera do komputera. Kopia strony znajdowała się na kilku serwerach, w tym także zagranicznych. Jej adres szybko trafił na fora ogólnopolskie. Sprawa trafiła do prokuratury, która postawiła mu zarzut rozpowszechniania treści pornograficznych. Strona jednak długo działała ponieważ Mirosław W. często zmieniał jej adres.
Historia elbląskiej aptekarki była dopiero początkiem tego, co dzisiaj staje się plagą.
Moda na prywatną erotykę
Decydując się na rejestrację igraszek, trzeba być pewnym swojego partnera. Aby jeszcze bardziej upokorzyć byłą partnerkę, część mężczyzn wybiera drastyczną zemstę - obok filmu czy zdjęć zamieszcza dane dziewczyny: imię, nazwisko, telefon, adres, e-mail.
Wszystko to, by ją poniżyć i narazić na ataki ze strony internetowych zboczeńców. Sami mogą wtedy poczuć spełnienie. Skoro ona nie chce być ze mną, to teraz nikt z nią nie będzie, bo wszyscy będą ją traktowali jak „dziwkę".
Kiedy Marka W. z Piły zdradziła dziewczyna, filmy z ich miłosnymi uniesieniami umieścił w internecie. Gdy Magda zobaczyła w sieci film porno ze sobą w roli głównej, zawiadomiła prokuraturę. Marek był jednak sprytny. Do każdej wiadomości dołączył ostrzeżenie, że zawiera ona treści erotyczne. Dzięki temu uniknął oskarżenia o nakłanianie do oglądania treści pornograficznych. Dziewczyna nie dała jednak za wygraną. Pozwała go o zniesławienie. Marek musiał zapłacić byłej kochance 25 tys. złotych.
Kara za erotyczną cyberprzemoc
Za umieszczenie w internecie filmu erotycznego z byłą dziewczyną odpowie przed krakowskim sądem 23-letni Michał P.
Jak ustaliła prokuratura, mężczyzna nie mógł pogodzić się z odejściem partnerki. Nachodził ją w nowym miejscu zamieszkania, szarpał, domagał się rozmowy, groził jej i jej koleżance. W końcu zamieścił film na portalu społecznościowym, w którym dostępne były dane osobowe byłej dziewczyny. Ofiara o filmie dowiedziała się od znajomej. Na jej prośbę administrator portalu usunął film.
Oskarżenie mężczyzny było możliwe dzięki nowelizacji kodeksu karnego, na podstawie której wprowadzono m.in. karalność za rozpowszechnianie "wizerunku nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej" bez jej zgody. Za upowszechnianie w sieci wizerunku nagiej osoby bez jej zgody grozi do 5 lat.
Z sypialni do internetu
Oczernianie, wyszydzanie lub kompromitowanie ludzi za pośrednictwem internetu jest już prawdziwą zmorą w Europie Zachodniej i za oceanem. Zjawisko to określane jest mianem cyber bullying.
Problem zaczął się kilka lat temu. Najpierw przybrał formę złośliwych i obraźliwych SMS-ów, potem e-maili. Teraz dotyczy głównie witryn internetowych, wpisów na forach dyskusyjnych czy dręczenia przez komunikatory sieciowe. Nękanie w internecie jest o tyle groźniejsze od tradycyjnych pomówień czy plotek, że kompromitujące materiały w krótkim czasie dostępne są dla wielu osób i pozostają w sieci na zawsze, nawet po rozwiązaniu samego konfliktu czy ustaleniu i zdyscyplinowaniu sprawcy. Można zablokować czy usunąć jedną lub kilka stron, ale nie sposób dotrzeć do wszystkich.
Internet zalewają więc roznegliżowane, intymne fotografie, które nigdy nie miały wydostać się poza drzwi sypialni. Opisane imieniem, nazwiskiem i adresem byłej ukochanej.
Tak było w przypadku 20-letniej Kamili z Radomia, o której pisze "Newsweek". Jej zdjęcie opatrzone danymi i niecenzuralnym komentarzem można znaleźć na jednej z amerykańskich witryn, które służą byłym kochankom do dokonywania zemsty.
- Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, kto i dlaczego mógł mi coś takiego zrobić - mówi „Newsweekowi” zszokowana dziewczyna, której bardzo intymne zdjęcie obejrzały w sieci prawie 2 tysiące osób. I obejrzą pewnie kolejne setki, bo kiedy kliknęła przycisk w teorii pozwalający na usunięcie zdjęcia zobaczyła wiadomość, że będzie ją to kosztowało 499 dolarów.
Pornozemsta w sieci
Kobiet z podobnym problemem są na świecie tysiące. Na portalach takich jak MyEx.com czy wcześniej IsAnyoneUp.com oraz Texxxan.com widniały i widnieją setki pornograficznych zdjęć byłych żon, mężów, kochanek i kochanków, które z zemsty umieścili w sieci byli partnerzy - na każdym z nich dziennie pojawia się po kilkaset nowych zdjęć.
Zjawisko to określane jest w Stanach Zjednoczonych jako „pornozemsta”, czyli „revenge porn”.
- Do tej pory skontaktowało się ze mną ponad tysiąc kobiet skrzywdzonych w ten sposób. A pamiętajmy, że wiele osób wstydzi się przyznać, że coś takiego się stało - mówi na łamach Newsweek.pl dr Holly Jacobs, psycholog, która sama jest ofiarą zemsty byłego partnera.
Oprócz specjalnych portali, gdzie można umieścić nagie zdjęcia byłej partnerki, w jednej chwili zamieniając ją w gwiazdkę porno, działają też serwisy hostingowe, gdzie fotografie byłych są powielane, i przerabiane tak, by wyglądały na najostrzejsze porno.
- Szacujemy, że 95 proc. ofiar w ogóle się do tego nie przyznaje – twierdzi Rebekha Wells, inna z poszkodowanych, która podobnie jak, dr Jacobs walczy z tym zjawiskiem. Po tym, jak historie obu kobiet opisały media, zaczęły się z nimi kontaktować skrzywdzone w podobny sposób kobiety z Francji, Izraela czy Kanady. Na założonej przez nie stronie endrevengeporn.com pod postulatem zaprzestania tego typu praktyk podpisało się 5 tys. osób z całego świata.
(gabi)/kobieta.wpl.pl