Blisko ludziZapominają o dziecku, skazując je na śmierć. "To może się przytrafić każdemu"

Zapominają o dziecku, skazując je na śmierć. "To może się przytrafić każdemu"

Zostawienie dziecka nawet na chwilę w rozgrzanym aucie może być dla niego śmiertelnie niebezpieczne - zdjęcie ilustracyjne
Zostawienie dziecka nawet na chwilę w rozgrzanym aucie może być dla niego śmiertelnie niebezpieczne - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Anna Kraynova
Iwona Wcisło
27.06.2022 16:04, aktualizacja: 28.06.2022 09:48

Szczecińska prokuratura wszczęła postępowanie ws. śmierci półtorarocznego Szymona. 22 czerwca jego matka prawdopodobnie zapomniała zostawić go w żłobku i pojechała do pracy. Chłopiec spędził kilka godzin w rozgrzanym samochodzie. Kobieta odkryła swoją dramatyczną pomyłkę, kiedy próbowała odebrać syna ze żłobka. Usłyszała, że Szymona nie było tam tego dnia. Wtedy dopiero zobaczyła jego ciało w foteliku na tylnym siedzeniu. Co za rodzic zapomina o swoim dziecku? - zapyta niemal każdy z nas. Prawda okazuje się przerażająca.

Eksperci nie mają wątpliwości. Taka sytuacja może się przytrafić każdemu. Wystarczy, że umysł spłata nam figla. Scenariusze mogą być różne, finał niestety zazwyczaj jest taki sam: uświadomienie sobie pomyłki, szaleńczy bieg do samochodu i odkrycie najgorszej rzeczy na świecie. Takiej, po której życie już nigdy nie będzie takie samo.

- Wszyscy możemy się tak zachować. Nie jesteśmy lepsi od rodziców, którzy zapominają o dzieciach w samochodach. Choć lubimy tak o sobie myśleć. Efekt bycia lepszym niż przeciętnie powoduje, że uważamy się za lepszych od innych. Pojawia się też nierealistyczny optymizm, który utwierdza nas w przekonaniu, że złe rzeczy spotykają innych. To nie jest prawda - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS Wojciech Kulesza, psycholog społeczny.

Gdyby tylko skręcił w lewo

Kristie Reeves-Cavaliero i jej mąż Brett wstali później niż zwykle. Mimo to znaleźli chwilę na wspólną zabawę z roczną córeczką Sophie, którą pieszczotliwie nazywali Ray Ray. Po śniadaniu Kristie ubrała dziewczynkę w uroczą sukienkę w drobne kwiaty i czule pożegnała, zapinając w foteliku samochodowym w ciężarówce Bretta.

Chwilę po tym, jak wyruszyli, Sophie zasnęła. Wtedy zaczął się ich koszmar. Brett minął skręt w lewo. Ten, za którym w odległości 300 m znajdował się żłobek. Zamiast tego skręcił w prawo, w stronę biura. Dlaczego? To pytanie prześladuje ich do dziś. Mężczyzna kontynuował jazdę do pracy, święcie przekonany, że córka została w żłobku.

Kilka godzin później Kristie spotkała się z Brettem w jego biurze, skąd ruszyli na lunch jej samochodem. Po drodze rozmawiali o córce, o tym, jak pięknie wyglądała w sukience w kwiaty. Nagle Brett zamarł. Zaczął w panice skanować swoją pamięć i nie potrafił sobie przypomnieć momentu, w którym zostawia córkę w żłobku.

Zawrócili do biura, łamiąc po drodze wszystkie przepisy. W międzyczasie zadzwonili do kierownika Bretta z prośbą o sprawdzenie jego ciężarówki. A także do żłobka. Ich najgorsze przewidywania okazały się prawdą. Ray Ray spędziła w rozgrzanym samochodzie trzy godziny.

Gdy dotarli na miejsce dziewczynka jeszcze żyła, ale wydawała z siebie bulgoczące dźwięki i miała trudności z oddychaniem. Kierownik przeprowadzał resuscytację, czekając na przyjazd pogotowania. Niestety, Sophie nie udało się uratować. Tego samego dnia Brett trafił do szpitala po próbie samobójczej.

Obraz córki, która tracąc przytomność podczas resuscytacji, ostatni raz spojrzała im w oczy, będzie ich prześladował do końca życia. Podobnie jak pytania, co by było, gdyby Brett skręcił wtedy w lewo? Albo gdyby ktoś zadzwonił ze żłobka z pytaniem, dlaczego Ray Ray się nie zjawiła?

Torba z tyłu

Karen Osorio dostała telefon od zdenerwowanego męża. Mężczyzna chciał odebrać ze żłobka ich 15-miesięczną córeczkę, Sophie, ale okazało się, że jej tam nie ma. Wystarczyła sekunda, by w głowie kobiety zakiełkowała przerażająca myśl. Puściła się biegiem w stronę firmowego parkingu. Na miejscu odkryła szokującą prawdę. "Wtedy ją zobaczyłam. Była w samochodzie" - czytamy na stronie amerykańskiej organizacji Kids and Cars.

"Moje dziecko właśnie umarło, moje dziecko właśnie umarło" - Karen ledwo była w stanie wydusić te słowa dyspozytorowi telefonu alarmowego. "Zostawiłam ją w samochodzie. Nie żyje".

Państwo Osorio postanowili przekuć swoją tragedię w działanie. Stworzyli kampanię Bag in the back (Torba z tyłu - z ang.), która ma na celu uświadamianie problemu i promowanie zachowań zwiększających bezpieczeństwo dzieci w samochodach.

Ich recepta wydaje się prosta: wystarczy zostawić na tylnym siedzeniu, obok dziecka torbę, portfel, telefon komórkowy czy inny niezbędny przedmiot. Sięgając po niego, zauważymy dziecko i dzięki temu unikniemy tragedii. A jeśli nie sięgniemy, bo zapomnimy, to jest spora szansa, że zauważymy jego brak i wrócimy się do samochodu szybciej niż po ośmiu godzinach pracy.

Nieprzewidziane konsekwencje

Trzy dekady temu zjawisko zostawiania dzieci w samochodzie przez nieuwagę było stosunkowo rzadkie. Jednak na początku lat 90. eksperci stwierdzili, że przednie poduszki powietrzne stanowią zagrożenie dla dzieci i zalecili przeniesienie fotelików na tylne siedzenie. A dla jeszcze większego bezpieczeństwa te dla najmłodszych kazano odwrócić tyłem do kierunku jazdy. Chyba nikt nie przewidział wtedy tragicznych konsekwencji utraty dziecka z pola widzenia. W końcu - co za rodzic zapomina o dziecku?

Okazuje się, że może się to zdarzyć każdemu. Zapominają rodzice w każdym wieku i pod każdą szerokością geograficzną. Ojcowie i matki, biedni i bogaci, roztargnieni i idealnie zorganizowani, od pracowników fizycznych po lekarzy i prawników. Statystyki są nieubłagane.

Janette Fennell, która prowadzi organizację Kids and Cars, lobbuje na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa dzieci w samochodach i prowadzi jedną z najsmutniejszych baz danych w Stanach Zjednoczonych. Dowiadujemy się z niej, że od 1998 r. do 20 czerwca 2022 r. w wyniku udaru cieplnego po zostawieniu w samochodzie w USA zmarło już 913 dzieci, średnio ok. 40 rocznie. Ale o takich przypadkach słyszymy też w Polsce, każdego roku od wiosny do jesieni.

Wg danych zebranych w USA, prawie 53 proc. to dzieci, o których zapomniano, niecałe 26 proc. dostało się niepostrzeżenie do samochodu, a 20 proc. zostało świadomie zostawione w samochodzie przez rodziców. Pozostały odsetek przyczyn nie jest znany.

Najgorszy przypadek, jaki zna? "Dziecko wyrwało sobie wszystkie włosy, zanim umarło" - wyznała Janette Fennell w rozmowie z Washington Post.

Jak to możliwe, że rodzice zapominają o dziecku?

- Za tą sytuacją stoją dwa powiązane mechanizmy: automatyzm i bezrefleksyjność. Praktycznie cały czas działamy w trybie autopilota, który umożliwia nam normalne funkcjonowanie. Gdybyśmy się skupiali na wszystkim, to niczego nie bylibyśmy w stanie zrobić, bo pochłaniałoby nas nawet wiązanie sznurówki. Musimy się bardzo namęczyć i skupić, żeby z niego wyjść - tłumaczy psycholog Wojciech Kulesza.

- Niestety, czasami sprowadza nas to na manowce. Potrafimy jechać samochodem i nie pamiętać trasy. Nie pamiętamy, czy na pewno zamknęliśmy drzwi na klucz. Podobna sytuacja może się zdarzyć, gdy jedziemy z dzieckiem. Automatycznie pokonujemy znaną trasę, a naszą uwagę zaprząta coś innego. Pomijamy jeden etap - zostawienie dziecka w żłobku czy przedszkolu, i niczego nieświadomi docieramy do pracy – dodaje ekspert.

Według Wojciecha Kuleszy duży wpływ może mieć również kwestia zawężenia uwagi. Wystarczy, że wydarzy się w naszym życiu coś, co zaabsorbuje naszą uwagę, np. czeka nas ważne spotkanie lub właśnie pokłóciliśmy się z partnerem. Wtedy automatyzują się inne czynności, a nasza uwaga skupiona jest na tym wydarzeniu.

Janette Fennell z Kids and Cars rozmawiała z wieloma rodzicami, którzy doprowadzili do śmierci swojego dziecka, zostawiając je w samochodzie przez pomyłkę. W rozmowie z Washington Post stwierdziła, że na ich temat panuje błędne przekonanie: "Są to zazwyczaj kochający rodzice. Tacy, którzy kupują zamki i bramki zabezpieczające dla dzieci". Mówi, że te wypadki są błędami pamięci, a nie wynikiem braku miłości.

Syndrom zapomnianego dziecka

Po raz pierwszy terminu "syndrom zapomnianego dziecka" użył prof. David Diamond z University of the Free State. Jego ofiarami padają szczególnie ciche lub śpiące dzieci, umieszczone w fotelikach na tylnych siedzeniu pojazdu, poza zasięgiem wzroku rodzica. Na skutek automatyzacji codziennych czynności, rutyny i skupienia uwagi na zadaniach, które trzeba wykonać w niedalekiej przyszłości, dorosły zapomina o dziecku, które ma w samochodzie.

- Mamy w mózgu pewnego rodzaju automatycznego pilota, który pozwala nam dotrzeć z punktu A do punktu B bez myślenia o tym. To hamuje naszą świadomą uwagę o tym, że mamy dziecko w samochodzie. To jest naprawdę tragiczne, że rodzice są przekonani, że zostawili dziecko w przedszkolu albo żłobku — opisywał David Diamond w wywiadzie dla CBS Morning.

W rozmowie z Washington Post dodał, że "jeśli jesteś w stanie zapomnieć o telefonie komórkowym, potencjalnie jesteś w stanie zapomnieć o swoim dziecku".

"Tylko na chwilę"

O ile nieświadome zostawienie dziecka w samochodzie możemy tłumaczyć mechanizmami, które zachodzą w naszym umyśle, to dla zostawienia dziecka (i zwierzęcia) w samochodzie "tylko na chwilę", zwłaszcza w upalny dzień, nie ma żadnego usprawiedliwienia. A i o takich przypadkach coraz częściej donoszą media wraz ze wzrostem temperatury powietrza.

25 czerwca rodzice zostawili trzylatka i pięciolatka w aucie zaparkowanym w pełnym słońcu przed Dworcem Centralnym w Warszawie. Jak podaje stołeczna policja, chłopcy mieli wyraźne problemy z oddychaniem i byli rozpaleni. Dzięki reakcji przypadkowego przechodnia funkcjonariusze wybili szybę w pojeździe i przekazali dzieci załodze pogotowia ratunkowego.

Zaledwie dzień później, czyli 26 czerwca, w Poznaniu matka zostawiła roczne dziecko "na chwilę" w samochodzie i udała się do sklepu na zakupy. Szczęśliwie przez uchylone okno przechodnie usłyszeli jego płacz i zainterweniowali, prawdopodobnie ratując mu życie.

Zostawiając w samochodzie człowieka lub zwierzę w słoneczny dzień narażamy je na utratę zdrowia lub nawet życia. Szczególnie zagrożone są niemowlęta, których mechanizmy termoregulacyjne nie są jeszcze w pełni ukształtowane.

Z badań przeprowadzonych przez zespół naukowy z Arizona State University wynika, że w 37-stopniowym upale temperatura powietrza w samochodzie w ciągu godziny osiąga około 50 st. C, zamieniając pojazd w śmiertelną pułapkę.

W takich warunkach 13,4-kilogramowe dziecko po niespełna 30 min ma temperaturę 38 st. C, a po godzinie – ponad 40 st. C. Dochodzi wtedy do przegrzania organizmu i wystąpienia udaru cieplnego, którego śmiertelności jest na poziomie 40 proc. Zatem dziecko w nagrzanym samochodzie może umrzeć w ciągu zaledwie 40 minut!

Co ważne, aby temperatura wewnątrz pojazdu osiągnęła ekstremalną wysokość, wcale nie musi być pozostawiony w pełnym słońcu, a na zewnątrz nie muszą panować upały. Niebezpieczna jest nawet temperatura 20 st. C.

Jak reagować, gdy widzimy dziecko (lub zwierzę) zamknięte w samochodzie?

Kiedy widzimy pozostawione w samochodzie dziecko, natychmiast reagujmy – liczy się każda minuta. Upewnijmy się, czy w pobliżu nie ma opiekuna dziecka, ale pamiętajmy, że to nie czas na intensywne poszukiwania.

Zacznijmy od sprawdzenia, czy drzwi lub bagażnik auta są otwarte. Jeśli nie, przystępujemy do działania. Gdy dziecko jest na tyle duże, że może samodzielnie otworzyć drzwi, nawiążmy z nim kontakt. Jeśli śpi, spróbujmy obudzić, stukając mocno w szybę lub karoserię.

Gdy samodzielne otarcie drzwi przez dziecko nie jest możliwe, a opiekuna wciąż nie ma, nie zastanawiajmy się długo - tylko wybijmy szybę. W tym przypadku nie musimy się obawiać konsekwencji prawnych (dotyczy to również zwierząt). Najlepiej wybrać szybę boczną, jak najbardziej oddaloną od dziecka.

Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.