Płakała, że ją boli. Trenerka nie miała litości. "To dobrze. Znaczy, że działa"
- Miałyśmy cały czas pracować nad ciałem. W czasie oglądania telewizji miałyśmy siedzieć w szpagacie, cały czas się rozciągać. Kiedy z płaczem mówiłam trenerce, że mnie boli, słyszałam: "To dobrze. Znaczy, że działa" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Maja Staśko, aktywistka i dziennikarka, która jako dziecko trenowała gimnastykę artystyczną. - Sport niesie ze sobą blaski i cienie. Zawsze jest ryzyko, że coś pójdzie nie tak — tłumaczy Sandra Kalinowska, psycholożka sportowa.
08.06.2022 | aktual.: 08.06.2022 17:06
Sukces Igi Świątek, uznawanej obecnie na najlepszą tenisistkę świata, przypieczętowało sobotnie zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym Roland Garros. Dojście do takiego poziomu zajęło 21-letniej Polce kilkanaście lat, bo Iga po raz pierwszy stanęła na korcie jako kilkulatka. Jak powiedziała w jednym z wywiadów, często stawała przed wyborem: spotkać się z koleżankami po szkole czy iść na trening? Wtedy wybór nie wydawał się taki oczywisty. - Nie wiedziałam, co sport może mi dać — powiedziała.
- Sporo pracuję z młodymi tenisistami. Wielu z nich w wieku 13-14 lat marzy, by wygrać Wimbledon. To jest ich cel, na którym się skupiają — mówi w rozmowie z WP Kobieta Sandra Kalinowska, psycholożka sportu, która prowadzi treningi mentalne.
- Nie odbieram im tego marzenia. Mówię, że to fajna wizja, ale skupiam się na tym, co dany zawodnik robi dziś. Zadaję też pytania, które dają im do myślenia, dzięki czemu sami zaczynają oceniać, czy to jest realne — wyjaśnia.
Świątek dziś raczej nie żałuje swojego wyboru. Jednak nie wszyscy młodzi sportowcy mogą powiedzieć to samo. W wyścigu o karierę sportową startuje wiele dzieci. Niektóre odpadają już w przedbiegach, a inne biegną, dopóki starczy im siły. Czy po latach żałują poświęceń?
"Jak nie pójdę na trening, to świat się zawali"
- Zaczęłam trenować hokej na trawie trochę przypadkiem i to dość późno, bo w wieku 13 lat. Trafiłam do klasy sportowej w gimnazjum o tym profilu. Trenowałam cztery razy w tygodniu popołudniami. Do tego dochodziły oczywiście treningi w czasie lekcji, wyjazdy na mecze co drugi weekend, a do tego na zgrupowania – opowiada Wiola Adamczyk w rozmowie z WP Kobieta.
Przyznaje, że sportowa pasja wiązała się z wieloma poświęceniami. - Nieraz rezygnowałam z wyjść, z nauki, z odpoczynku, z wyjazdu nad wodę w wakacje, bo ważniejsze były przygotowania do mistrzostw - mówi. Gorzkich doświadczeń było więcej. - Każda przegrana była goryczą, a najgorsze były mistrzostwa, na których zajmowałyśmy czwarte miejsce. W sporcie czwarte miejsce znaczy "najgorsze" - wyjaśnia.
Porażki źle znosiła również Katarzyna (imię zmienione – przyp. red.), która przez siedem lat trenowała judo. - Najgorsze było poczucie przegranej w zawodach. Żeby go nie doświadczać, odmawiałam spotkań towarzyskich, "bo trening", odpuszczałam imprezy, urodziny, rezygnowałam z przyjemności na rzecz zawodów. Nie chciałam też tłumaczyć mojej trenerce, dlaczego nie było mnie na treningu. Czułam nieustanną presję, poczucie, że jak nie pójdę na trening, to świat się zawali — tłumaczy.
O licznych poświęceniach mówi także Maja Staśko. - Gimnastyka artystyczna była ważną częścią mojego życia. Zaczęło się od wizyty w cyrku, kiedy to jako czterolatka zafascynowałam się akrobatkami. Poprosiłam mamę, żeby zapisała mnie do cyrku. Tak trafiłam na zajęcia gimnastyki artystycznej, a później - do szkoły sportowej. Ta pasja trwała do 13. roku życia — relacjonuje.
Zobacz także
Przez te lata poznała smak zwycięstw i porażek, ale też wyrzeczeń, bez których o sukcesie w sporcie można tylko pomarzyć. - Nasze ciała miały być dyscyplinowane, wiotkie i szczupłe. Nie mogłyśmy jeść za dużo węglowodanów. Byłyśmy uczone, że trenerki patrzyły nam w talerze, kiedy jadłyśmy. O słodyczach w ogóle nie było mowy – dodaje Maja Staśko.
- Miałyśmy cały czas pracować nad ciałem. W czasie oglądania telewizji miałyśmy siedzieć w szpagacie, cały czas się rozciągać. Uczyli nas też ignorowania bólu, przekraczania granic własnego ciała. Kiedy z płaczem mówiłam trenerce, że mnie boli, słyszałam: "To dobrze. Znaczy, że działa" - opowiada aktywistka.
Sport to zdrowie?
- Dziś nic nie mam z tego poświęcenia. No może poza problemami zdrowotnymi — śmieje się Wiola Adamczyk. - Lata treningów zaowocowały u mnie problemami z biodrami, nawracający problem z nadgarstkiem. Zawsze słyszałam od lekarzy, że to skutek specyficznego ustawienia dłoni w hokeju – zwierza się.
- Zdarzało się też, że nawet kiedy szłam na spotkanie towarzyskie, nie mogłam nic zjeść. W judo obowiązują kategorie wagowe, więc na drugi dzień czekało mnie ważenie przed zawodami. Musiałam się zmieścić w kategorii. Ciągle padało pytanie: "Dlaczego niczego nie jesz?" - opowiada Katarzyna.
- Pamiętam, że było mi głupio. Czułam żal, że nie mogę niczego smacznego zjeść przed zawodami. Co więcej, zawsze przed zawodami musiałam "zrobić wagę", czyli zbić ją. Za każdym razem było to wykańczające psychicznie i fizycznie – nie ukrywa kobieta. - Dzień przed zawodami jadłam tylko coś słodkiego lub piłam tylko pół szklanki wody. Wkradła się ortoreksja, paniczny lęk przed przytyciem oraz problemy z akceptacją ciała.
O zaburzeniach odżywiania otwarcie mówi też Maja Staśko. Przyznaje, że przyczyniły się do tego wymogi, jakie narzucano jej jako młodej gimnastyczce. - Dla mnie zjedzenie czegoś jest dużym sukcesem. Wmawiano nam, że głodzenie się jest formą dyscypliny, przekroczeniem granic własnego ciała — tłumaczy.
- To rodziło w nas ogromne poczucie winy. Wpłynęło to też na patrzenie na kobiecość — mówi i przytacza historię jednej ze swoich koleżanek gimnastyczek: - Pierwsza z dziewczynek, która dostała okres, została wykluczona. W świecie gimnastyki oznaczało to, że źle trenowała, ponieważ gimnastyczki zwykle bardzo późno zaczynają menstruować ze względu na intensywne treningi — mówi Staśko.
- Poza tym biłyśmy się po piersiach, żeby one nie były takie duże, nie rosły, bo przeszkadzały na planszy, przeszkadzały w przewrotach. Kobiecość była postrzegana jako zagrożenie kariery gimnastyczki — dodaje.
- Są pewne dyscypliny, w których trening może być wyniszczający. Należą do nich na przykład gimnastyka artystyczna. Pracując z takimi osobami, często słyszę: "Nigdy już nie chcę mieć nic wspólnego z gimnastyką" - mówi psycholożka. - Gimnastyka jest dyscypliną, w której zawodniczki wystawiane są na ciągłą ocenę. Jeśli oprócz tego nałoży się na to nieodpowiednie podejście rodziców, problemy w szkole, może się okazać, że sport okaże się niechlubną kartą — przyznaje.
Perfekcjonistyczne podejście Mai Staśko do treningów nie pozostało bez konsekwencji dla jej zdrowia.
- Choruję też na nerwicę, muszę brać leki przeciwdepresyjne, muszę uważać na autopoświęcenie, do którego przyzwyczaiła mnie gimnastyka. Mam też problemy z kolanami, bo stawy są bardzo przeciążone przez rozciąganie - mówi Staśko.
"Spowiadałam się z tego, że nie umiem przegrywać"
Wiola zaczęła doceniać, co daje jej sport, dopiero kiedy przyszły pierwsze poważne sukcesy. - Dopiero kiedy dostałam się do swojej pierwszej kadry Śląska, zaczęłam lubić ten sport. Niestety godziny treningów i poświęceń nie przełożyły się na zawodowstwo, a co za tym idzie – na pieniądze. W Polsce zawodowo kobiety nie mają szans rozwinąć się w hokeju na trawie, ponieważ na tym sporcie nie da się zarobić — tłumaczy Adamczyk.
- Wiem, że wiele dziewczyn gra w zagranicznych klubach. Ja nigdy takiej szansy nie dostałam — dodaje.
- Wiele rzeczy mnie ominęło, a w późniejszych latach moje poświęcenie nie przynosiło na zawodach żadnych efektów. Później zaczęłam przegrywać niemal każde zawody, co było dla mnie dramatem. Mimo starań, poświęcenia i wyrzeczeń efektów nie było. Czułam się z tym bardzo źle i wycofywałam się — przyznaje Katarzyna.
Młodzi sportowcy, którzy nie odnoszą sukcesów, często są pozostawieni sami sobie. - Nikt nie uczył nas, jak radzić sobie z porażkami. Dlatego porażka zawsze bolała tysiąc razy bardziej niż sukces cieszył. Sukces miał być normą — opowiada Staśko. - Porażka była wyłomem i oceną mnie jako osoby. Nie było wsparcia psychologicznego czy psychiatrycznego.
- Kiedy ponosiłam porażkę, słyszałam: "Widocznie za mało ćwiczyłaś. Musisz postarać się bardziej". Ciągle była presja, nacisk, chodziło o to, by stworzyć robota, który ma wygrywać — relacjonuje. Staśko miała tak duże trudności w zaakceptowaniu kiepskich wyników, że spowiadała się z nich w konfesjonale.
- Kiedy chodziłam do spowiedzi jako dziewczynka, zawsze spowiadałam się z tego, że "nie umiem przegrywać" - opowiada. Niestety z ust duchownego nie usłyszała słów ukojenia.
- Pewnego dnia ksiądz powiedział mi: "Ale to nie jest grzech! Z tego nie musisz się spowiadać". Poczułam, że zbagatelizował mój problem, że moje emocje są nieistotne – wyznaje Staśko.
Porażka czyni mistrza?
- Po porażce najlepiej usiąść wieczorem i na spokojnie omówić mecz, a następnie wyciągnąć wnioski, nad czym trzeba popracować i iść dalej. Następnego dnia trzeba pójść na trening i pracować normalnie – radzi Sandra Kalinowska.
- Często spotykam się z surową oceną rodziców. Najczęściej ma to miejsce po zawodach. Zadowolenie, a raczej jego brak, który pojawia się po porażce, często przez młodych zawodników odbierany jest jako presja — mówi psycholożka sportu.
- Dla sportowców jest ważne, co rodzice powiedzą po zawodach. Często krzywdzące jest milczenie po przegranej. Widać, że rodzic jest niezadowolony, nie komentuje. To często odbierane jest jako kara, która podcina skrzydła młodemu zawodnikowi – przekonuje psycholożka sportu.
- Zdarzają się też nieprzemyślane komentarze np. "Mogłaś zrobić to lepiej", "Dzisiaj to totalna porażka". Staje się to krzywdzące, kiedy jest ogólne bez konkretu, bez stawiania zadań, co poprawić. Czasem takie słowa padają zupełnie nieświadomie i w emocjach, które też przecież targają rodzicami. Niestety może to mieć negatywny wpływ na psychikę młodego sportowca. Jest odbierane jako globalna ocena "Jestem do niczego" - wyjaśnia.
Wiola Adamczyk, choć nie została zawodową hokeistką, nie zrezygnowała ze swojej pasji. - Obecnie trenuję rekreacyjnie w męskiej drużynie Old Boys. Dlaczego w męskiej? Bo hokej wciąż jest mało popularny wśród kobiet w Polsce. Na cały kraj jest zaledwie pięć kobiecych zespołów. Sport dał mi też coś pozytywnego. Przede wszystkim nauczył mnie rozładowania złych emocji, ale też samozaparcia i dyscypliny – dodaje.
Katarzyna, zniechęcona brakiem sukcesów, całkowicie zrezygnowała z judo. - Pomimo tych niefajnych rzeczy judo pozwoliło mi przekraczać granice możliwości mojego ciała, zwiedziłam trochę świata, nauczyłam się pokory i wytrwałego dążenia do celu – twierdzi.
Maja Staśko również dostrzega pozytywny wpływ sportu na jej życie, choć nie ćwiczy już gimnastyki artystycznej. - Widzę, z jaką lekkością się poruszam, chodzę, jak łatwo uczę się nowych choreografii. Myślę, że mój feminizm nie byłby też tak silny, gdybym nie spędziła tylu lat w typowo kobiecym środowisku — zauważa.
- Nie spotkałam się z osobami, które ubolewałyby na tym, że nie wygrały Wimbledonu, choć jako dzieci stawiały to sobie za cel. Większość dostrzega, że sport dał im wiele dobrego, ukształtował w nich cechy, które np. w dorosłym życiu wykorzystują w biznesie – zapewnia Kalinowska.
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl