„Gdyby nie Kate i William, moje dziecko by zginęło”

Wizyta księcia Williama i jego żony Kate w magazynie UNICEF w ubiegłym roku rzuciła nowe światło na bardzo trudną sytuację, w jakiej znalazły się głodujące dzieci w Afryce Wschodniej. Kiedy księżna i mąż wystąpili z publicznym apelem o pomoc, zrobili to w imieniu tysięcy skrajnie niedożywionych dzieci i ich rodzin.

„Gdyby nie Kate i William, moje dziecko by zginęło”
Źródło zdjęć: © AFP

15.02.2012 14:27

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wizyta księcia Williama i jego żony Kate w magazynie UNICEF w ubiegłym roku rzuciła nowe światło na bardzo trudną sytuację, w jakiej znalazły się głodujące dzieci w Afryce Wschodniej. Kiedy księżna i mąż wystąpili z publicznym apelem o pomoc, zrobili to w imieniu tysięcy skrajnie niedożywionych dzieci i ich rodzin. Postanowili spakować w paczki ratującą życie, orzechową pastę i wysłać z Danii do Afryki Wschodniej.

Trzy miesiące później dziennikarze The Sun postanowili udać się do ośrodka klęski żywiołowej i odwiedzić niedożywione dzieci, których historie poruszyły Kate i Williama. Odkryli, że zagrożonych jest ponad 300 tysięcy ludzi w całej Afryce Wschodniej.

Jak wygląda smutna rzeczywistość? Pracownik pomocy humanitarnej rejestruje wagę małego chłopca. Jest dobra wiadomość. „8,5 kg” – mówi radośnie lekarz młodej matce 11-miesięcznego dziecka. Ayanleh, malutki chłopiec, jedna z tysiąca ofiar głodu w Afryce Wschodniej, ważył zaledwie 5 kg! Był poważnie niedożywiony, mógł umrzeć w ciągu kilku godzin. W tym samym tygodniu, kiedy Kate i William odwiedzili główny magazyn UNICEF w Danii, znalazł się na progu śmierci.

Sania, jego matka, była zbyt biedna, aby móc go wykarmić, dlatego musiała zdać się na pomoc UNICEF. Życie Ayanleh zostało uratowane dzięki orzechowej paście, którą William i Kate wysłali do Afryki. Wysokobiałkowa odżywka, wyprodukowana dla UNICEF, pochodząca z darowizn Wielkiej Brytanii, dodała Ayanleh nadzwyczajnej energii, której chłopiec potrzebował do przetrwania. Przydział jedzenia dostawał od listopada.

Trzy miesiące później okazało się, że chłopiec jest jednym ze szczęśliwców, którym udało się przeżyć. – Przyniosłam go tutaj w listopadzie. Jest coraz lepiej. Bałam się, że umrze. Byłam zdesperowana, gdyż nie mogłam mu dać wystarczającej ilości jedzenia. Moje dziecko żyje tylko dlatego, że tutaj znajduje się ośrodek pomocy. Gdyby go nie było, myślę, że umarłoby – opowiada Sania. Jest jedną z tysiąca matek, których dzieci mogły liczyć na wsparcie interwencyjnego ośrodka UNICEF.

Dżibuti, niewielki kraj graniczący z Somalią, jest jednym z najbardziej dotkniętych przez ubiegłoroczną suszę. Kiedy w sierpniu wzrosły ceny żywności, został „zalany” przez uciekinierów z Somalii rozpaczliwie szukających schronienia. Wokół stolicy kraju pojawiły się slumsy, a w pobliżu granicy powstały specjalne obozy walczących o życie chorych i głodujących uchodźców.

W Dżibuti żyje 108 tysięcy dzieci poniżej piątego roku życia. Jedna trzecia z nich jest niedożywiona. Kraj znalazł się w środku kryzysu humanitarnego.

Dwie godziny drogi na północ od ośrodka, w którym uratowano życie Ayanleh, znajduje się największy obóz w Afryce. Ali Adde jest domem dla ponad 20 tysięcy uchodźców, a 200 kolejnych przybywa co tydzień z Somalii. Tu, w górach, ofiary walczą o przetrwanie w warunkach gorszych niż biblijne – informują dziennikarze The Sun. Rodziny wegetują w małych schronach, wykonanych ze śmieci lub z wytartych płóciennych prześcieradeł. Nie ma bieżącej wody. Jedyną nadzieją są wolontariusze z UNICEF i UNHCR.

Niedaleko w namiocie usytuowanym na skalistym wzgórzu w bezpiecznych ramionach matki śpi 11-miesięczna Fatouma, która nawet nie zdaje sobie sprawy, że otarła się o śmierć – relacjonują dziennikarze The Sun. Ale jej rodzice na pewno nigdy nie zapomną tych najgorszych dni. 31-letni Abbas i 20-letnia Khadidja, która była w dziewiątym miesiącu ciąży, uciekli z pogrążonej w głodzie i wojnie Somalii. Po piętnastu wyczerpujących dniach znaleźli się na granicy z Dżibuti, gdzie Khadidja urodziła.

Na szczęście rodzinie udało się dotrzeć do obozu uchodźców w Ali Adde, gdzie otrzymali pomoc z UNICEF. Dziecko zostało zaszczepione, a rodzice dostali minimalną dawkę jedzenia, niezbędną do przeżycia. Khadidja tak wspomina tamte dni: - Spotkaliśmy się z wieloma problemami. Poród był bardzo trudny. Nie miałam ubrań ani mleka dla dziecka. Zgubiłam się w środku gór.

Ojciec Abbas czuję się odpowiedzialny za rodzinę, ale jest bezsilny, gdyż nie może zapewnić jej członkom godziwej egzystencji. Dziękuje za okazaną pomoc, jednak chciałby dostać pracę.

David Bull, dyrektor UNICEF z Wielkiej Brytanii, powiedział: - Jesteśmy poruszeni niesamowitą reakcją społeczeństwa Wielkiej Brytanii, które pomogło nam uratować wiele osób. Ale dzieci nie wyszły jeszcze ze strefy zagrożenia. Musimy kontynuować misję ratowania życia i długoterminową pracę w Afryce Wschodniej, ale żeby to zrobić, potrzebujemy 250 milionów funtów, tylko na 2012 rok.

(mst/sr)

POLECAMY:

Komentarze (12)