Aborcyjne przepychanki
Znów rozgrzebano aborcyjny kompromis i rozlało się szambo. Jak to zwykle bywa, projekt nowej ustawy złożony przez Ruch Palikota, zgodnie z którym aborcja byłaby dostępna do 12 tygodnia ciąży, uznany został za niedorzeczny.
29.10.2012 14:38
Znów rozgrzebano aborcyjny kompromis i rozlało się szambo. Jak to zwykle bywa, projekt nowej ustawy złożony przez Ruch Palikota, zgodnie z którym aborcja byłaby dostępna do 12 tygodnia ciąży, uznany został za niedorzeczny, bo nie ma na to przyzwolenia społecznego (chociaż reakcja osób, których ten projekt dotyczy, czyli kobiet, sugeruje coś innego) i narusza ten kruchy twór zwany kompromisem aborcyjnym.
Tymczasem projekt złożony przez Solidarną Polskę, który zabrania usunąć ciążę w przypadku trwałego i nieodwracalnego upośledzenia płodu, co teraz jest możliwe, otwiera debatę, prowokuje pytania i w ogóle fajnie, że powstał. O naruszeniu kompromisu mowy nie ma. Szlag mnie trafia i nawet fakt, że ostatecznie projekt upadł mnie nie pociesza. Nagle wszystkim leży na sercu los osób upośledzonych, szczególnie tych z zespołem Downa oraz paraolimpijczyków.
Wszyscy zwolennicy zaostrzenia przepisów wycierają sobie gęby niepełnosprawnymi, że aż przykro słuchać. Szkoda, że dopiero teraz zauważyli ich istnienie. Powiedzenie „lepie późno niż wcale” w tym przypadku jest nietrafione.
Rozpoczęła się parada demagogicznych wypowiedzi i cynicznych rozgrywek, w których nie chodzi ani o niepełnosprawnych, ani o kobiety, tylko o zaistnienie na scenie politycznej. Bo dotychczas mówiło się o Solidarnej Polsce mało i niewiele osób odróżniało ją od PiS. No to teraz odróżniają. Chociaż już odróżnienie SP od PO może zacząć nastręczać nieco trudności, bo niektórzy posłowie miłościwie nam panującej partii przyklasnęli nowemu projektowi z równie wielkim entuzjazmem.
Maestro figur retorycznych, minister Jarosław Gowin, stwierdził, że jest przeciwko zaostrzaniu ustawy, ale w sumie to dobrze, że rozpoczęła się debata „nad bardzo trudnym moralnie i politycznie problemem, jakim jest kwestia pytania o możliwość zabicia dziecka np. z zespołem Downa”. Bardzo subtelnie...
Wynika z tego, że dotychczas w Polsce dochodziło do ludobójstwa na masową skalę. Kobiety usuwały ciążę, kiedy tylko badania wykazywały, że mogą urodzić chore dziecko. Stoi to trochę w sprzeczności z dostępnością do badań prenatalnych w Polsce (dużo zależy od widzimisię... przepraszam, sumienia lekarza), ale kto by się tym przejmował.
Podobnego zdania co minister sprawiedliwości jest poseł PO John Godson, który w rozmowie z Konradem Piaseckim stwierdził: „Jestem przeciwko usuwaniu ciąży w przypadku, gdy u dziecka stwierdzi się zespół Downa”. Nagle los osób z tą genetyczną wadą stał się oczkiem w głowie panów, którzy wcześniej nie wyrazili zainteresowania ludźmi dotkniętymi jakąkolwiek niepełnosprawnością.
O osobach z samej Solidarnej Polski chyba nie warto wspominać, bo ich argumenty to demagogiczna papka, którą słyszeliśmy już setki razy. I pani Beata Kempa („Nie odmawiajmy prawa do życia dzieciom niepełnosprawnym. Paraolimpiada pokazała, że osoby niepełnosprawne dobrze radzą sobie w społeczeństwie”) i mistrz mowy polskiej Zbigniew Ziobro („Gdyby realizować postulaty środowisk, które sprzeciwiają się ochronie życia, to znaczna część sportowców na paraolimpiadzie nie miałaby prawa zdobywać medali”) i Arkadiusz Mularczyk („Nie brakuje przykładów ludzi z różnym stopniem upośledzenia, którzy w swoim życiu osiągnęli bardzo wiele(...). Także Polacy kilka tygodni temu mogli czuć dumę z sukcesów naszych paraolimpijczyków”) okazują się wielkimi fanami sportu w wykonaniu osób niepełnosprawnych. Co jest argumentem nietrafionym, ponieważ na paraolimpiadzie występują często jednak osoby, który urodziły się sprawne, ale sprawność utraciły w wyniku wypadku lub choroby. No i skąd to nagłe zainteresowanie paraolimpiadą? Od
kiedy? Jakaś nowa moda?
Poza tym, chociaż intencje były pewnie takie, aby pokazać swoje wzruszenie losem tych ludzi, to w rezultacie wypowiedzi te mają – w moim odczuciu – wydźwięk protekcjonalny. „Radzą sobie na paraolimpiadzie, zdobywają jakieś nagrody, nadają się”. Paskudnie to brzmi, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że przed paraolimpiadą losy osób niepełnosprawnych mieli oni wszyscy w głębokim poważaniu, a jeśli on ich interesował, to utrzymywali to w wielkiej tajemnicy...
Posłowie SP zapominają też o sprawie podstawowej – żadna ustawa dotycząca aborcji nie NAKAZUJE jej, tylko ją umożliwia. Na dodatek w Polsce niewielkiej grupie osób i to też nie zawsze (patrz przypadek Alicji Tysiąc, a to tylko ten najgłośniejszy).
Jednak to, co najbardziej drażni mnie w tej całej aferze (bo inaczej tego nazwać nie można, nakręcono to w konkretnym celu i akurat los zarodków, dzieci i kobiet żadnego z oburzonych tak naprawdę nie interesuje) to odnoszenie się do sprawy sumienia. A tymczasem chodzi o wiarę. O religię. A to nie zawsze to samo. Osoby, które katolikami nie są, także mają sumienie. Z jakiej racji miałaby powstać ustawa, która je reguluje?
Kobiety wierzące nigdy nie poddadzą się aborcji, nie spróbują in vitro, nie będą stosować antykoncepcji. Ich wiara, światopogląd nie pozwalają im na to. I nie powstała ani nie powstanie nigdy ustawa, która by im nakazywała przeciwstawić się własnym przekonaniom. Skąd więc ten obsesyjny upór, aby resztę świata „nawrócić” czy raczej podporządkować swojej wizji świata? To raczej temat na zupełnie inny tekst. Chciałabym jednak, aby podczas tej krucjaty odpuszczono sobie instrumentalne traktowanie osób niepełnosprawnych. Bo to po prostu niesmaczne.