Albania dla Polaków za darmo
Kilkudniowy wypad z Chorwacji do Albanii okazał się dobrym pomysłem. Wciąż niezbyt wielu Polaków zagląda do tego kraju, choć biura podróży mają już wybrzeże w ofertach. Dyskoteka w mauzoleum, włoskie wesela, krowy na plażach, nowoczesne biurowce i osiedla.
11.03.2008 | aktual.: 25.06.2010 14:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilkudniowy wypad z Chorwacji do Albanii okazał się dobrym pomysłem. Wciąż niezbyt wielu Polaków zagląda do tego kraju, choć biura podróży mają już wybrzeże w ofertach. Dyskoteka w mauzoleum, włoskie wesela, krowy na plażach, nowoczesne biurowce i osiedla. Pora sjesty użycza atmosfery rozleniwienia. Choć często bez prądu, życie toczy się sprawdzonym tempem.
W miastach Albanii między samochodami, w pobliżu hoteli, na plażach o szarawym miękkim piasku wciąż przechadzają się włochate kozy, stada baranów, krowy i muły. Obok mkną w górę betonowe szkielety przyszłych hoteli, lśnią szklane luksusowe biurowce. Niespieszny ruch w zaułkach wpływa na przybyszów kojąco, uspokaja. Miejscowi serdecznie i ciepło odnoszą się do obcokrajowców, pomimo bariery językowej udaje się porozumieć, lekiem na nieporozumienia stają się „leki” – miejscowa waluta i kartka, gdzie można napisać kwotę.
Przy przekraczaniu granicy ważne, by uzyskać karteczkę opieczętowaną przez pograniczników z wpisem numerów silnika, podwozia itd. – to dowód, że wjechało się na teren Albanii samochodem. Dane spisywane są z dowodu rejestracyjnego przez urzędnika na zwykłym stoliczku turystycznym, do paszportu wbijane są wizy: „Dla Polaków za darmo” wg sympatycznego pogranicznika.
Może zdziwić jakość głównych dróg: zaskakująco dobra, bez dziur, z bardzo trwałą nawierzchnią odporną na temperatury, chociaż objazdy, jak ten do granicy z Czarnogórą w kierunku Hani Totit pełne są pełnych wody dziur, warto obserwować inne auta, jak głęboko wpadają. Męczy wytężanie uwagi na wyprzedzających z prawa, lewa, trąbiących, pełnych temperamentu kierowców. Przy drogach zaś cmentarzyska samochodów i innych pojazdów piętrzą się smutno, polscy zbieracze złomu mieliby tu pracę na wiele lat, widać metal w Albanii nie jest w cenie. Czasem dźwig takie trupiszcza metalowe pakuje na piętra betonowych wielopoziomowych obiektów: coś na kształt piętrowych garaży dla zużytych maszyn. Pobocza dróg pełne są, jeśli znajdzie się kawałek płotu czy muru, rozwieszonych kołpaków samochodowych, jak u wjazdu do stolicy, Tirany. Kupowane na sztuki pozwalają na własną kompozycję zestawu ozdobnego dla kół a la Tirana. Pomysłowe, bo po drodze w wyrwach łatwo stracić własne…
Przybysze przyglądają się ciągnącym się długimi piętrowymi betonowymi klocami salonom meblowym: wielkiego ruchu w „mobili” nie widać. Musi się to jakimiś ukrytymi prawami rządzić…
Wbrew oczekiwaniom nie ma morza rowerów czy ryksz, więcej jest samochodów. Mkną samoróbki, ryksze towarowe, mini ciężarówki na trzech kołach, dużo mercedesów, jeszcze więcej z włoskimi numerami – to albańscy emigranci, mieszkający we Włoszech. Czasem trafi się dwukółka konna czy z mułem, stare skutery.
Tirana ma dziesiątki oblicz, barwnie wygląda z lotu ptaka, czasem kolorowe pełne arkad i loggii wystawne budynki każą czuć się jak w starej Hawanie, inne jak w slumsach, jeszcze inne każą podziwiać bogate nowe zamknięte osiedla z orientalnymi elementami. Podczas spaceru zakurzone buty można oddać w ręce pucybuta pracującego na skomponowanym z tego, co dostępne, plastikowym stanowisku; zestaw past w nosidle, z którym się przemieszcza, imponujący. Napotkani w Tiranie policjanci bez problemu „przechodzą” na język angielski, oferują sami pomoc: doradzają gdzie lepiej w sercu Tirany auta nie parkować.
Zaparkowanych zaś w poprzek pod jednym z ministerstw tuż przy miejskim targowisku, jak policjant poradził, pilnują kilka godzin. Kioski z prasą i inną drobnicą do kupienia przypominają często metalowe kanciaste puszki na nóżkach z kółkami do łatwego manewrowania, jeśli niezbyt zardzewiałe. Pustoszeją jak i inne miejsca podczas sjesty popołudniowej. Uliczne jatki niewiele mają wspólnego z chłodnymi sklepami, do jakich przywykliśmy: połacie mięsa, zawieszone u sufitu, ze swobodnie latającymi muchami, przewiewnie otwarte, tuż przy chodniku czy trasie, na krzesełku siedzi sprzedawca czekając na chętnego. Podobnie kupuje się inne dary natury - na wszelakich kramach, kramikach. Produkty rozłożone na zaadaptowanym „czymkolwiek” z blatem, do tego zachodni firmowy parasol, jakieś siedzisko, w Tiranie to już wspomnienie dawnego, bogatego centrum targowego...
Spaceru nad rzeką Tiraną można sobie odmówić – bliższa jest zapachami ściekowi. Nie można za to pominąć wizyty w piramidzie, przeznaczonej na monumentalne mauzoleum wodza Envera Hodży, wzorem komunistycznych nieomylnych wodzów. Rozłożysta piramida ozdobiona reklamami, pstrokata nie służy ciszy wiecznego spoczynku wodza, a doczesnym radościom. To dyskoteka.
Największy port Albanii, Durres zachwyca gładkimi deptakami i głównymi ulicami: polerowany lśniący kamień nawierzchni błyszczy w słońcu. Pastelowe budynki, palmy, wysoko pnące się uliczki, życie może smakować… Czasem plątaniny kabli, drutów, talerze telewizji satelitarnej na upadającym budynku stwarzają inne, ale bardzo swojskie klimaty. Częstym widokiem są kolumny ozdobionych samochodów, często ulubionych mercedesów. Z pierwszego obowiązkowo a i z innych widać kamery video trzymane przez upakowanych w szyberdachach młodzieńców, którzy rejestrują wydarzenie: ślub. Często włoscy obywatele, potomkowie albańskich emigrantów wracają do ojczyzny, by pobrać się w gronie bliskich. Język włoski okazuje się być często jedynym obcym, w którym można się porozumieć.
Częste przerwy w dostawie prądu to coś, z czym warto się zaprzyjaźnić: hotelowe klimatyzacje przestawały działać około 9-11, potem po południu. Miejscowy handel radzi sobie, zaopatrując się w samodzielne zasilanie: agregaty prądotwórcze, stojące na chodnikach. By nie hałasowały, stoją często na izolatorach z opon. To typowy element miejskiej architektury.
Późne popołudnie, około 18 godziny, po sjeście zatkane autami i innymi pojazdami ulice nadmorskiego Shengjin. Korek nie przeszkadza śmieciarkom zatrzymywać się przy kontenerach, z których bez rękawic, przy pomocy wideł wytrząsa zawartość stojący po kolana w odpadach pracownik; jest częścią rozleniwionego ruchu miejskiego. Lepiej opuścić zatłoczone centrum i leniwie wyłożyć się na piaszczystej plaży Shengjin, pod parasolem, parę kroków od Vila Eden i innych hoteli casa, vila. Nie widać na piasku nocnych śladów spacerujących krów i stadek innych „domowych”; piasek przyjemnie grzeje, cień parasola chroni przed coraz ostrzejszym słońcem. Z tyłu „Edenu” buduje się nowy hotel, właściwie buduje go niespiesznie jeden pracownik, pojawiający się co dzień na betonowych szkieletach. Może zdąży do następnego sezonu?...
Przy opuszczaniu albańskich granic, na pożegnanie albańscy strażnicy zażądali 5 euro. Ale „wjazd” dla Polaków za darmo.