Czy on powinien kochać ciebie trochę bardziej niż ty jego?
„Idealny mężczyzna powinien kochać cię bardziej niż ty jego”, „będzie kochał cię bardziej, jeśli traktuje poważnie związek” – takie przepisy na wspaniałego mężczyznę przewijają się po forach dyskusyjnych i w rozmowach między kobietami.
„Idealny mężczyzna powinien kochać cię bardziej niż ty jego”, „będzie kochał cię bardziej, jeśli traktuje poważnie związek” – takie przepisy na wspaniałego mężczyznę przewijają się po forach dyskusyjnych i w rozmowach między kobietami. Skąd się wzięło to przekonanie? O czym ono świadczy? Czy powinnyśmy je traktować poważnie, szukając partnera na dłużej, czy raczej to jakiś przesąd z czasów naszych babć i prababć?
Prawdopodobnie źródła takiego przekonania leżą w niezbyt odległej przeszłości, kiedy żony były znacznie bardziej zależne od swoich mężów niż obecnie. Historycy, socjolodzy i kulturoznawcy od dawna wykazują, że postrzeganie małżeństwa jako romansu trwającego całe życie – czy nawet jako długotrwałą przyjaźń – jest koncepcją dość nową, bo liczącą niewiele więcej niż stulecie. Jednak fakt, że w przeszłości instytucja małżeństwa służyła ustanowieniom majątkowym (i utwierdzeniu męża w przekonaniu, że dzieci, które rodzi jego żona, są rzeczywiście jego), nie oznacza, że miłość męża nie miała dużego znaczenia. Miała, bo wraz ze wstąpieniem w związek małżeński kobieta przechodziła spod opieki ojca pod opiekę małżonka, a to oznaczało, że miał on prawo traktować ją, jak zechce – nawet wymierzać kary cielesne. Co mogło go powstrzymać od przemocy, na którą miał przyzwolenie? Miłość. Przynajmniej teoretycznie. W rzeczywistości wielu agresywnych mężczyzn nadal zarzeka się, że bardzo kocha swoje kobiety.
Obecnie wymóg, by mężczyźnie zależało silniej, odzwierciedla inne przekonanie: mianowicie ten, który kocha swoją kobietę bardziej niż ona jego, ma być mniej narażony na zdradę. Męska namiętność ma służyć nie tyle jako ochrona przed przemocą ze strony bliskiej osoby, co jako narzędzie do zmniejszania ryzyka niewierności. Kobiety wyczuwają to intuicyjnie. Poza tym, jeśli jemu zależy bardziej niż tobie, a on mimo wszystko cię zdradzi, to przynajmniej jako osoba średnio zaangażowana odniesiesz mniejsze emocjonalne straty.
Nieprzypadkowo rozpatruje się to w kategoriach niemalże taktyki wojennej. O ile Hollywood lansuje model miłości od pierwszego wejrzenia aż po grób, to niektóre kobiety wciąż wolą patrzeć na związki raczej ze strategicznego punktu widzenia. Jedną z nich jest Lori Gottlieb, 40-letnia autorka poradnika Marry Him: The Case for Settling for Mr. Good Enough („Wyjdź za niego: argumenty za tym, jak zadowolić się Panem Wystarczająco Dobrym”), która sugeruje, że do pewnego wieku (a dokładniej do 35 roku życia) warto rozejrzeć się za porządnym, a nie idealnym mężczyzną. Taki Pan Wystarczająco Dobry wprawdzie nie sprawia, że pojawiają się motylki w brzuchu, a świat nabiera barw, ale jest poczciwy, godny zaufania i można założyć z nim rodzinę. Znacznie ważniejsze jest znaleźć kogoś, komu będziesz naprawdę podobała się ty, niż kto będzie podobał się tobie.
W dodatku wciąż funkcjonuje stereotyp, że kobietom do gustu przypadają „źli chłopcy”. Socjobiolodzy tłumaczą to różnymi ewolucyjnymi teoriami, a w rezultacie nabieramy przekonania, że paniom nie można ufać w zakresie tego, kto im się podoba. Jeśli połączyć to z męskimi problemami z panowaniem nad impulsami (tj. niewierność), staje się jasne, że kobieta szukająca partnera powinna postępować raczej ostrożnie. Stąd biorą się ostrzeżenia naszych babć i kobiet trzymających z Lori Gottlieb: zakochana po uszy pannica nie zauważy znaków ostrzegawczych, które świadczą o tym, że mężczyzna nie jest odpowiedni, natomiast wyrachowana i spokojna będzie w stanie bardziej odpowiednio ocenić jego charakter. Jego oddanie sprawi, że będzie wierny, a jej powściągliwe uczucie umożliwi jej kontrolę nie tylko własnych emocji, ale też partnera.
Czy jednak namawianie kobiet, by decydowały się na związek wcześniej, niż by chciały – i z mężczyznami, których kochają mniej, niż oni kochają je – nie jest czymś więcej niż tylko przejawem zdrowego rozsądku? Może poprzez powrót do takich przekonań umniejszamy oczekiwania kobiet wobec siebie i wobec mężczyzn? Czy związki, szczególnie długodystansowe, trzeba rozpatrywać w kategoriach zwycięskich strategii?
(ada/sr)