Jak dziewczyny z „Dysku” z Niemcami wojowały
Wysadzały tory i mosty, rozpracowywały agentów, uczestniczyły w akcjach likwidacji niemieckich zbrodniarzy i walczyły w powstaniu warszawskim – historia kobiecej jednostki Armii Krajowej, zwanej „Dyskiem”, udowadnia, że nie tylko mężczyźni zapisali heroiczną kartę w dziejach wojennej konspiracji.
15.10.2015 | aktual.: 19.10.2015 13:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wysadzały tory i mosty, rozpracowywały agentów, uczestniczyły w akcjach likwidacji niemieckich zbrodniarzy i walczyły w powstaniu warszawskim – historia kobiecej jednostki Armii Krajowej, zwanej „Dyskiem”, udowadnia, że nie tylko mężczyźni zapisali heroiczną kartę w dziejach wojennej konspiracji.
Współcześni publicyści i komentatorzy życia społecznego często szukają odpowiedzi na pytanie, jak dzisiejsza młodzież zareagowałby w sytuacji zagrożenia ojczyzny. Prognozy są zwykle dość sceptyczne, żeby nie powiedzieć pesymistyczne. Wiele osób nie wierzy w patriotyczny zryw Polaków, mając w domyśle przede wszystkim mężczyzn. O ewentualnym zaangażowaniu w walkę kobiet nikt nawet nie wspomina.
A może bylibyśmy zaskoczeni? Już II wojna światowa wykazała, że Polki są gotowe do największych poświęceń, a odwagą niejednokrotnie przewyższają facetów. Świadczy o tym historia „Dysku” – niezwykłego oddziału dywersji i sabotażu Armii Krajowej, złożonego wyłącznie z kobiet. Utworzono go jesienią 1942 r., w ramach reorganizacji Związku Odwetu, powołanego w kwietniu 1940 r. przez płk. Stefana Roweckiego „Grota”, komendanta Związku Walki Zbrojnej (później przekształconego w Armię Krajową).
Rowecki bardzo cenił konspiracyjną działalność kobiet i już na początku okupacji zwrócił się do rządu emigracyjnego o poprawki w ustawie o obronności kraju, zrównujące status żołnierek i żołnierzy.
Komendant ZWZ zdawał sobie sprawę, że wiele Polek jest znakomicie przygotowanych do walki z okupantem. Jedną z nich była późniejsza twórczyni „Dysku”, porucznik Wanda Gertz, pseudonim „Lena”.
Wanda została Kazimierzem
Jej ojciec, Jan Gertz, był uczestnikiem powstania styczniowego, dlatego w domu Wandy panowała atmosfera patriotyzmu i miłości do ojczyzny. Dziewczynka najbardziej lubiła się bawić z braćmi w wojsko. Miała 18 lat, gdy wybuchła I wojna światowa. Wanda działała wówczas w skautingu i razem z koleżankami zaangażowała się w pomoc dla żołnierzy, roznosiła żywność i środki opatrunkowe.
Jednak szybko zapragnęła posmakować prawdziwej wojaczki. Ścięła włosy, założyła męskie ubranie i zdobyła dokument na nazwisko Kazimierz Żuchowicz.
W ten sposób Gertz trafiła do I Brygady Legionów Polskich, wykazując się odwagą i zaangażowaniem, zawstydzając wielu towarzyszy broni. Nie inaczej było podczas wojny z bolszewikami. Wanda pełniła wówczas obowiązki zastępcy dowódcy Ochotniczej Legii Kobiecej na froncie litewsko-białoruskim. Wiosną 1920 r. Naczelny Wódz przyznał jej „prawo poborów i funkcji podporucznika piechoty i korzystania z odznak oficerskich na czapce”.
W okresie międzywojennym pracowała w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych, ciesząc się wielkim szacunkiem marszałka Józefa Piłsudskiego. Dzięki jej „lobbingowi” w 1938 r. sejm przyznał kobietom prawo do uczestnictwa w pomocniczej służbie wojskowej. Gertz stała się wówczas instruktorką i organizatorką obozów przysposobienia wojskowego kobiet. Po wybuchu II wojny światowej uczestniczki tych zajęć stały się trzonem organizowanego przez Wandę oddziału „Dysk”.
Zamach na Kutscherę
W „Dysku” znalazła się m.in. Jadwiga Tomaszewska (po wyjściu za mąż przyjęła nazwisko Podrygałło), pseudonim „Isia”. „Skończyłam gimnazjum im. Królowej Jadwigi w Warszawie, w której najpierw byłam w harcerstwie, a później jak powstało Przysposobienie Wojskowe Kobiet do Obrony Kraju od razu do niego wstąpiłam. Przeszłam szkolenie wojskowe, ćwiczenia w terenie, naukę strzelania. Nie wypada się chwalić, ale w strzelaniu miałam bardzo dobre wyniki. Ojciec nauczył strzelać mnie i moich braci. Mama nie pozwalała, ale ojciec mówił: a po co to żelastwo na zachodniej granicy, nie wiadomo czy im się nie przyda” – wspominała.
Członkinie „Dysku” przechodziły szkolenia ogólnowojskowe, a także sabotażowe, minerskie czy sanitarne. Początkowo zlecano im przede wszystkim zadania w ramach tzw. małego sabotażu. W pracujących dla okupanta kinach pozostawiały materiały żrące i substancje o nieprzyjemnym zapachu albo wsypywały niszczące chemikalia do zbiorników paliwa w niemieckich samochodach.
Z czasem dzielne kobiety zaczęły brać udział w coraz poważniejszych akcjach: zniszczyły tory kolejowe pod Radomiem, wysadziły most na Krzewie pod Łukowem i unieruchomiły linię telefoniczną pod Sieczychami, odcinając łączność niemieckim wojskom.
„Dysk” rozpracowywał dworce kolejowe, dokonywał zwiadów w terenie, przejmował zrzuty, a także zajmował się magazynowaniem broni i rozdzielaniem jej przed akcją w różnych punktach kontaktowych – sklepach, kościołach czy pralniach.
Kobiety z „Dysku” uczestniczyły też w inwigilacji i likwidacji niemieckich zbrodniarzy, choć Gertz niezbyt lubiła przydzielać podkomendnym takie zadania, obawiając się, że będą je później prześladowały wyrzuty sumienia. Sama jednak zastrzeliła w stolicy konfidentkę Gestapo, rozpracowaną przez „Dysk”.
Członkinie oddziału wspólnie z batalionem „Parasol” przeprowadziły spektakularny zamach na „kata Warszawy”, czyli generała Franza Kutscherę, dowódcę SS i policji w Dystrykcie Warszawskim. Z ich rąk zginął również Franz Bürkl, sadystyczny zastępca komendanta więzienia na Pawiaku.
Powstańcza karta
Po wybuchu Powstania Warszawskiego 42 członkinie „Dysku” stawiły się na zbiórce w fabryce Telefunken przy ul. Mireckiego. Oddział wszedł w skład brygady „Broda 53” i walczył w zgrupowaniu „Radosław”.
W starciach na Woli i Starym Mieście dowodziła Wanda Gertz, przed powstaniem mianowana na stopień majora. Jej podkomendne walczyły z bronią w ręku, ale także przygotowywały sygnalizację świetlną dla alianckich samolotów, brały udział w przyjmowaniu zrzutów, a także pełniły role łączniczek i sanitariuszek.
W powstaniu zginęło 11 członkiń „Dysku”, a 9 zostało rannych.
„W połowie sierpnia obserwowałam obszar hotelu sejmowego, gdzie Niemcy chowali broń. Robiłam szkice. Polecono mi zanieść meldunek i na posterunku zastąpiła mnie koleżanka. Kiedy wróciłam, było już po pogrzebie. Snajper postrzelił ją w gardło. Powstańcy, którzy znosili ciało poległej dziewczyny, znaleźli kulę. Nosiłam ją później przyczepioną do zegarka, jak talizman” – opowiadała Jadwiga Podrygałło.
W połowie września Wanda Gertz wydała rozkaz stopniowego wycofywania się z Czerniakowa, gdzie walki zakończyły się 23 września. Na ostatniej odprawie wypłaciła ocalałym żołnierkom „Dysku” żołd w wysokości 20 dolarów i 10 tys. tzw. górali (banknoty emitowane podczas okupacji w Generalnym Gubernatorstwie).
Po kapitulacji Wanda Gertz z dziewczętami z „Dysku", na czele dwóch tysięcy kobiet-żołnierzy, poszła do niewoli 5 października 1944 r. Jako komendantka przeszła z nimi kolejno obozy jenieckie: Lamsdorf Muhlbe, Altenburg, Mohlsdorf, Blankenheim. Wszędzie dopominała się, by Niemcy przestrzegali wobec kobiet praw należnych jeńcom.
Po wyzwoleniu zostały wcielone do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wiele kobiet nie zdecydowało się na powrót do kraju. Po zakończeniu wojny weszły w skład Polskiego Korpusu Przysposobienie i Rozmieszczeniu, a po zaadaptowaniu się do życia ”w cywilu” wyemigrowały w większości do Ameryki i Australii. Te, które wróciły do Polski nie ujawniały swej przeszłości, a nieliczne, które to uczyniły, zostały aresztowane.
„Lena” nie zdecydowała się wrócić do komunistycznej Polski. Zamieszkała w Londynie. „W kraju odbywa się nie odbudowa, a przebudowa. Przebudowa niepodległego państwa na przybudówkę rosyjską” – napisała.
Rafał Natorski/(gabi)/WP Kobieta