Kim są kobiety-terrorystki?
Blisko 15-20 procent członków rozmaitych organizacji terrorystycznych mogą stanowić kobiety, często pochodzące z zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych. Dlaczego decydują się porzucić spokojne i dostatnie życie, by nieść przemoc oraz śmierć?
Gdy pada nazwa Al Kaida czy Państwo Islamskie, oczami wyobraźni widzimy zwykle brodatego faceta z kałasznikowem. Tymczasem eksperci szacują, że obecnie blisko 15-20 procent członków rozmaitych organizacji terrorystycznych mogą stanowić kobiety, często pochodzące z zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych. Dlaczego decydują się porzucić spokojne i dostatnie życie, by nieść przemoc oraz śmierć?
- Była trochę niestabilna emocjonalnie, ale cieszyła się życiem i uwielbiała dobrą zabawę - mówił dziennikarzom znajomy Hasny Ait Boulahce, która pod koniec listopada wysadziła się w powietrze podczas antyterrorystycznej akcji francuskiej policji.
26-latka była kuzynką Abdelhamida Abaaouda, uważanego za głównego organizatora serii zamachów w Paryżu.
13 listopada w wyniku eksplozji i strzelanin w kilku punktach miasta, m.in. teatrze Bataclan, zginęło 130 osób, a ponad 300 zostało rannych.
Hasna prawdopodobnie nie brała udziału w tej akcji, ale zamierzała wyjechać do Syrii, by walczyć w szeregach Państwa Islamskiego. Choć nigdy wcześniej nie interesowała się specjalnie kwestiami religijnymi, nagle zaczęła zaczytywać się w Koranie i nosić hidżab, czyli muzułmańską chustę owijaną dookoła głowy.
Gdy pod jej domem zjawili się policjanci, stanęła w oknie i zaczęła krzyczeć: Pomóżcie mi. Prawdopodobnie po to, by zwabić funkcjonariuszy, którzy jednak zachowali ostrożność. Po kolejnym wezwaniu do wyjścia z mieszkania, kobieta krzyknęła „Allahu Akbar” i zdetonowała pas z materiałami wybuchowymi. Eksplozja była tak silna, że ze wszystkich okolicznych okien powypadały szyby.
- Moja córka była taka piękna. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Co ten człowiek zrobił jej z głową? – zastanawiała się matka Hasny, sugerując, że 26-latka znajdowała się pod silnym wpływem Abaaouda. Takie pytania padają coraz częściej, ponieważ regularnie rośnie liczba kobiet-terrorystek. Co nimi kieruje?
Dziennikarka, która stała się morderczynią
Kobiecy radykalizm nie jest zjawiskiem nowym. Przedstawicielki płci pięknej odgrywały istotną rolę już w czasie tzw. pierwszej fali terroryzmu, na przełomie XIX i XX wieku. Wiera Figner i Zofia Perowska były aktywnymi działaczkami Narodnej Woli, czyli słynnej rosyjskiej organizacji rewolucyjnej, która wszelkimi sposobami dążyła do likwidacji caratu. Perowska uczestniczyła w udanym zamachu na Aleksandra II, za co została powieszona.
Druga fala terroryzmu nastała pod koniec lat 60. XX wieku i znów przyciągnęła kobiety. 29 sierpnia 1969 roku, chwilę po starcie z rzymskiego lotniska, pasażerowie samolotu lecącego do Tel-Awiwu usłyszeli z głośników: Szanowni państwo, proszę o uwagę i zapięcie pasów. Mówi do was nowy kapitan. Zostaliście przejęci przez komando Che Guevary należące do Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny.
Komunikat wygłosiła 24-letnia wówczas Leila Khaled, stając się pierwszą w historii kobietą, która porwała samolot. Podobną akcję próbowała przeprowadzić rok później, ale tym razem jej się nie udało. Towarzysz Khaled został zastrzelony przez ochronę, a ona sama została obezwładniona i spędziła miesiąc w londyńskim areszcie. Błyskawicznie stała się palestyńską bohaterką. Do dziś otacza ją aura legendy, ugruntowana przez głośny film dokumentalny „Leila Khaled – terrorystka”.
Jeszcze większą sławę zyskała jednak Niemka Ulrike Meinhof, wrażliwa na problemy społeczne dziennikarka, która po spotkaniu z ekstremistą Andreasem Baaderem porzuciła męża i dzieci, a następnie zamieniła maszynę do pisania na pistolet i bomby, zakładając ultralewicową organizację terrorystyczną Frakcja Czerwonej Armii (RAF). Od czasu odbicia z więzienia Baadera, Meinhof była poszukiwana listem gończym. W jednym z wywiadów mówiła o ścigających ją policjantach: Typ w mundurze to świnia, a nie człowiek. I dlatego się z nimi spieramy. To znaczy, my z nimi nie rozmawiamy i byłoby błędem w ogóle z takimi ludźmi rozmawiać. I oczywiście można ich zastrzelić.
W ciągu następnych dwóch lat Meinhof brała udział w napadach na banki i organizowała zamachy, w których zginęły cztery osoby, a ponad 50 zostało rannych. Członkowie grupy szkolili się w palestyńskich obozach, a Ulrike chciała nawet wysłać dwie córki do sierocińca na Bliskim Wschodzie. Na szczęście dziewczynki trafiły pod opiekę ojca.
Kilkanaście dni po zamachu bombowym na kwaterę główną wojsk amerykańskich w RFN (zginęło wówczas trzech żołnierzy) Meinchof trafiła w ręce policji. W więzieniu pisała kolejne manifesty, które stały się inspiracją dla kolejnego pokolenia terrorystów. Ich idolka powiesiła się w swojej celi 9 maja 1976 roku. Śmierć kobiety uznano za samobójstwo, jednak pojawiły się głosy, że mogło to być upozorowane zabójstwo.
Nadmiar testosteronu?
Co kieruje działaniami takich kobiet, jak Ulrike Meinhof? To pytanie stawiano sobie już w latach 70., dlatego po śmierci słynnej niemieckiej terrorystki pobrano do badań jej mózg. Naukowców interesowało, czy na zachowanie współtwórczyni RAF mógł wpływać guz. W 1962 roku kobieta przeszła bowiem operację, a na jej mózg nałożono srebrną klamrę, by zlikwidować nacisk wywierany przez nowotwór. Jednak nie udało się znaleźć potwierdzenia tej tezy.
Inny popularny pogląd głosi, że na skłonność kobiet do radykalnych działań wpływa podwyższony poziom testosteronu. Przeprowadzone na kobietach badanie wykazało, że nadmiar tego hormonu sprzyja zachowaniom antyspołecznym, a nawet agresywnym. Naukowcy z londyńskiego uniwersytetu podzieli 34 uczestniczki eksperymentu na pary. Połowa z nich otrzymała suplement zawierający testosteron, a druga część - identycznie wyglądające placebo. Później wyświetlano im identyczne obrazki, a kobiety miały wybrać jeden, z trudnym do rozpoznania, kontrastowym wzorem. Jeśli wybór nie był zgodny, para musiała się porozumieć i podjąć wspólną decyzję.
Jak nietrudno się domyślić, z zadaniem znacznie łatwiej poradziły sobie kobiety, które zażyły placebo. Panie „na testosteronie” kłóciły się i nie mogły znaleźć wspólnego języka.
Potwierdzeniem „teorii testosteronowej” może być również fakt, że kobiecą motywacją przystępowania do organizacji terrorystycznych bywa miłość, czyli zaangażowanie emocjonalne i podążanie za partnerem. Zdaniem naukowców stan potocznie zwany zakochaniem prowadzi do podwyższenia poziomu testosteronu u pań, które na poziomie psychicznym stają się znacznie odważniejsze.
W ostatnich latach przybywa młodych Europejek, które poślubiają muzułmanów, przechodzą na islam, a następnie zasilają szeregi Al Kaidy czy Państwa Islamskiego. Już w 2005 roku Muriel Degauque, młoda kobieta pochodząca z niewielkiej belgijskiej miejscowości Monceau-sur-Sambre, wysadziła się w pobliżu wojskowego patrolu w irackim mieście Bakuba, zabijając pięciu żołnierzy. Kilka godzin później zginął jej mąż, Marokańczyk, który został zastrzelony, gdy próbował staranować amerykański posterunek.
Mieszkańcy Monceau-sur-Sambre byli zszokowani, wspominając Muriel jako zupełnie normalną dziewczynkę, która kochała zimę, a szczególnie jazdę na sankach. - Tacy jak ona, świeżo nawróceni, są łatwym łupem dla fanatyków, ponieważ rozpaczliwie szukają sensu w nowym życiu – stwierdził wówczas ekspert do spraw terroryzmu.
„Czarne wdowy”
Kobiety dokonujące samobójczych zamachów wzbudzają grozę i przerażenie. W ostatnich latach media bardzo często przekazują tragiczne informacje o desperatkach, które wchodzą w tłum ludzi na targu czy w autobusie, a następnie detonują ukryte pod ubraniem ładunki wybuchowe.
Za pierwszą terrorystkę-samobójczynię uchodzi 17-letnia Sanya Mahaydali, znana jako „Panna Południa”, która w 1985 roku wysadziła się na zatłoczonym placu w Bejrucie. Jednak w podobnych akcjach już wcześniej brały udział członkinie Tamilskich Tygrysów – powstałej w 1976 roku organizacji żądającej utworzenia w północnej części Sri Lanki niepodległego państwa, Ilamu. Jedna z nich zamordowała w 1991 roku premiera Indii Rajiva Gandhiego, inna dwa lata później prezydenta Sri Lanki – Renashinga Prendesa.
Głównym motywem działania terrorystek-samobójczyń często staje się zemsta na oprawcach za odebranie bliskiej osoby: męża, brata czy syna. Należy w tym miejscu przywołać przykład czeczeńskich „czarnych wdów”, które na przełomie XX i XXI wieku budziły grozę w całym imperium Władimira Putina, mszcząc się za zbrodnie wojenne dokonywane przez żołnierzy rosyjskich.
W czerwcu 2000 roku Chawa Barajewa, pucołowata dziewczyna w hidżabie, wsiadła za kierownicę ciężarowego kamaza, którym następnie staranowała rosyjski posterunek wojskowy. Zabiła pięciu żołnierzy. Wcześniej nagrała swoje przesłanie na wideo: Siostry, nadszedł czas, kiedy przyjdzie nam sięgnąć po oręż, by bronić swojego domu, swojej ziemi przed tymi, którzy przynieśli tu śmierć. I jeżeli w imię tego przyjdzie nam zostać szahidem na szlaku Allaha, nie zatrzymamy się.
Chawa była pierwszą z Czeczenek, które Rosjanie nazwali „smiertnice”. Świat poznał je dwa lata później, podczas ataku na moskiewski teatr na Dubrowce. Wśród widzów, którzy stali się zakładnikami, usiadło kilka „czarnych wdów” z ładunkami wybuchowymi. Szturm antyterrorystów zakończył się śmiercią 173 osób. W następnych miesiącach samobójczynie przeprowadziły kilka kolejnych zamachów w różnych zakątkach Rosji. Zginęło ponad 200 osób.
Motyw zemsty może też przyświecać jednej z najbardziej poszukiwanych obecnie terrorystek na świecie. 31-letnią Brytyjkę Samanthę Lewthwaite media nazywają „białą wdową”, ponieważ jej mąż w 2005 roku wysadził się w powietrze podczas zamachu na londyńskie metro. Samantha, która jeszcze jako nastolatka przeszła na islam, brała podobno udział w ubiegłorocznym ataku terrorystów na centrum handlowe w Nairobi. Zginęło wówczas ponad 60 osób.
Nawrócenie Tygrysicy
Choć specjaliści od lat próbują wniknąć w dusze terrorystek i podjąć próbę zrozumienia ich motywacji, zadanie często przekracza ich możliwości. Niektórych kobiet nie da się po prostu „rozszyfrować”. Wystarczy wspomnieć Idoię Lopez Riańo, najsławniejszą morderczynię z baskijskiej organizacji ETA, która wśród towarzyszy walki uchodziła za demona seksu i zbrodni. Nazywali ją „Tygrysicą”, ponieważ działała brutalnie i przebiegle, bez problemów uwodząc mężczyzn, w tym policjantów, by następnie wydobywać od nich ważne informacje.
Idoia miała 20 lat, gdy dokonała pierwszego morderstwa – zabiła wówczas rzekomego agenta służb specjalnych.
W 1985 roku zastrzeliła dwóch policjantów, a rok później podłożyła bombę w samochodzie, który eksplodował obok przejeżdżającego radiowozu. Zginęło wówczas pięciu funkcjonariuszy. Niedługo później podłożyła kolejny ładunek w Madrycie, mordując 12 agentów Gwardii Cywilnej. Na jej koncie zanotowano w sumie 23 ofiary.
Riańo zatrzymano we Francji w 1994 roku i wydano władzom Hiszpanii. Osiem lat później sąd skazał ją na 1572 lata więzienia. Na procesie nie okazała skruchy. Śmiała się i krzyczała: Niech żyje ETA. Początkowo także w więzieniu sprawiała problemy, była ciągle karana za bunt przeciw dyscyplinie i biła się ze strażnikami. Kilka lat temu Idoia Lopez Riańo przeszła jednak przemianę. Przeprosiła za swoje zbrodnie. W więzieniu skończyła dziennikarstwo oraz kursy ceramiki i malarstwa, a jej prace wystawiane są w hiszpańskich galeriach.
Rafał Natorski/(rn)/(kg),WP Kobieta