Dłużej, to znaczy ile? Godzinę, dwie, do północy? Kiedy facet musi dłużej zostać w pracy, to najwidoczniej ma dobry powód. O wiele lepszy niż fakt, że to właśnie jego kolej na usypianie dziecka, bo obiecał, że dziś na pewno wróci wcześniej i że dziś porozmawiamy przy kolacji. Tak, to prawda, to facet częściej niż kobieta mówi: „Muszę zostać dłużej w pracy”. A dlaczego to mówi? Czy to zawsze oznacza, że romansuje?
Dłużej, to znaczy ile? Godzinę, dwie, do północy? Kiedy facet musi dłużej zostać w pracy, to najwidoczniej ma dobry powód. O wiele lepszy niż fakt, że to właśnie jego kolej na usypianie dziecka, bo obiecał, że dziś na pewno wróci wcześniej i że dziś porozmawiamy przy kolacji. Tak, to prawda, to facet częściej niż kobieta mówi: „Muszę zostać dłużej w pracy”. A dlaczego to mówi? Czy to zawsze oznacza, że romansuje?
To najbardziej prymitywny i najłatwiejszy trop. Czasem znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. Gdy mężczyzna ma w pracy kochankę, prawdopodobnie ta kochanka też zostaje dłużej. Łatwo można to sprawdzić badając, czy Wasz partner jest w miejscu pracy („Po co dzwonisz na stacjonarny? Nie wiesz, jaki mam numer komórki?”). Jeśli jest w biurze i podejrzewacie, że razem z nim jest koleżanka z pracy/stażystka/sekretarka najłatwiej po prostu odwiedzić go tam pod pretekstem przywiezienia kanapek. Jeśli tylko dacie radę odeprzeć argument: „To nie tak jak myślisz, kotku. My tylko poprawimy projekt”.
Piotr Szpak
(alp/pho)
Bo ma dużo pracy
Jeśli pierwszy powód jest najczęściej wymienianą przyczyną, tłumaczącą późne powroty mężczyzny do domu, to ten jest najbanalniejszy i często najbliższy prawdzie. Znacie dowcip: „Dlaczego już wychodzisz? Przecież dopiero wpół do piątej? A bo jestem na urlopie”? Nawet Wasz superman często nie daje rady boksować się z rzeczywistością, wyznaczoną przez stos raportów, projektów i odbębniania pracy za kolegę, który przyniósł zwolnienie lekarskie. W wirze pracy godziny szybko mijają i nie wiadomo kiedy robi się ciemno, a w biurze słychać tylko stróża przechodzącego się po korytarzach.
Bo nie chce wracać do domu
Nawet jeśli twój facet w pracy czuje się jak lew we własnym królestwie, w domu jego ego zmniejsza się do rozmiarów mini. W pracy wszystko ma pod kontrolą: jest szefem, któremu podlegają pracownicy, albo sam sobie jest szefem, który jest rozliczany z konkretnych zadań. W domu często musi radzić sobie z rzeczywistością, która go przerasta: płaczące dzieci, zmęczona żona, teściowe, którzy wpadli z wizytą, remont, który się ślimaczy i koleżanki żony, które się zasiedziały. Gdzie w tym wszystkim jest jego miejsce?
Bo jest pracoholikiem
Andrzej Mleczko mawiał: „W domu czuję się jak w pracy, w pracy czuję się jak w knajpie, w knajpie czuję się jak w domu”. Pracoholik najlepiej czuje się w pracy: choć właściwie miejsce, w którym się znajduje nie ma znaczenia. Dla niego praca jest jak narkotyk, do którego mniejszy lub ograniczony dostęp ma w domu. Dlatego woli być w pracy, gdzie nikt mu nie zwraca uwagi, że nie wyłączył służbowego telefonu i znowu odpala laptop.
Bo chciałby odpocząć...
W ekstremalnych przypadkach biuro bywa lepsze od SPA. Zwłaszcza, kiedy powoli pustoszeje, robi się cicho, gasną światła i monitory komputerów. Każdy człowiek od czasu do czasu ma ochotę pobyć sam. Czasem, kiedy Wasz facet mówi: „Wrócę niedługo. Potrzebuję góra półtorej godzinki, żeby dopiąć pewne sprawy”, zamawia pizzę, poluźnia krawat, zdejmuje buty i na prywatnym laptopie odpala klasyczną wersję Tetris. Nie wraca do domu, bo chce się zrelaksować.
Bo w pracy jest zabawnie!
Czy w pracy może być zabawniej niż w domu? Jasne! Wyobraź sobie brygadę, złożoną z młodych ludzi, w większości bez zobowiązań (albo z zobowiązaniami, o których łatwo można zapomnieć na chwilę), często z nielimitowanym czasem pracy. Jeśli to wszystko zsumować i dodać stresującą atmosferę i chęć przedłużenia okresu młodości – oto powód, dla którego Twój wybranek doskonale bawi się po godzinach (i wcale nie chodzi o romans) i nie ma ochoty na powrót do domu. Co jest lepszego niż zbiorowe oglądanie filmików na youtube przy paczce paluszków i butelce coli w dziale marketingu? Masa śmiechu: tego na pewno nie ma w domu!
Piotr Szpak
(alp/pho)