Pracują jako fizjoterapeutki. Podryw na pytania o masaż to norma

Pracują jako fizjoterapeutki. Podryw na pytania o masaż to norma

Praca fizjoterapeutów nie należy do lekkich
Praca fizjoterapeutów nie należy do lekkich
Źródło zdjęć: © Getty Images | PhotoAlto/Michele Constantini
24.03.2023 09:24, aktualizacja: 24.03.2023 17:47

Justyna przynajmniej raz w tygodniu tłumaczyła panom, że nie robi "takiego masażu", Kasia musi kombinować, jak znaleźć czas na skorzystanie z toalety, a Marta wysłuchuje pretensji pacjentów żalących się na niewydolny system. Mimo to żadna z nich nie zmieniłaby swojego zawodu.

"Ludzie bywają agresywni i roszczeniowi"

Marta ma stabilną umowę o pracę i ciepłą posadę w placówce NFZ, której zazdroszczą jej koleżanki po fachu. Oznacza to bowiem, że w przychodni spędza niecałe osiem godzin dziennie, ma przerwę na zjedzenie posiłku i świadczenia – a o tym fizjoterapeuci pracujący na umowy zlecenia mogą często tylko pomarzyć. Na tym jednak zalety jej pracy często się kończą.

– Zdarza się, że dziennie przyjmujesz 15, nawet 18 pacjentów i każdy z nich ma skierowanie na masaż. Mało kto zdaje sobie chyba sprawę, jaka to wyczerpująca fizycznie praca. A ponieważ koszty tnie się na wszystkim, czasem obstawiam też inne stanowiska, zajmuję się rozliczeniami albo rejestracją - zdradza.

Odbieranie telefonów to zdecydowanie najmniej przyjemna część dnia. Pacjenci mają pretensje o odległe terminy i nie przyjmują do wiadomości, że osoba z recepcji nie ma na to wpływu.

– System jest niewydolny – podkreśla Marta. – Rozumiem frustrację, ale to mnie się za to obrywa. Ludzie bywają agresywni i roszczeniowi, krzyczą, straszą mnie prezesem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Twarzą w twarz nie są już tacy nieprzyjemni, zazwyczaj czas przeznaczony na rehabilitację przebiega w miłej atmosferze. Ponieważ pacjenci nie płacą za zabiegi, bardzo często okazują wdzięczność, przynosząc własne wypieki, kwiaty z ogrodu. Awantury w przychodni zdarzają się rzadko i u kadry wywołują raczej konsternację.

– Przyszedł kiedyś pacjent, który miał skierowanie na fizjoterapię lewego kolana. Niestety, czekał tak długo, że w tym czasie zaczęło go boleć prawe. Absurdalna sytuacja, ale nie mogliśmy wykonać zabiegu na prawe kolano, bo ma skierowanie na lewe. Kiedy próbowaliśmy mu to wytłumaczyć, wściekł się, krzyczał przez kilka minut, a na koniec stwierdził, że jesteśmy poj*****, podarł skierowanie i wyszedł, trzaskając drzwiami - wspomina Marta.

Wbrew nieprzychylnej opinii, jaka krąży o placówkach NFZ, Marta zapewnia, że warunki w większości obiektów są bardzo dobre, sprzęt również jest w porządku. Oczywiście, zdarzają się przychodnie, gdzie czas się zatrzymał, a aparaty mają po 30 lat, ale całe szczęście należą już do rzadkości. Pacjentami są głównie ludzie starsi, tzw. pacjenci geriatryczni, zazwyczaj ze zmianami zwyrodnieniowymi. Tego schorzenia nie da się wyleczyć, można jedynie zmniejszyć objawy. Dlatego, jak twierdzi Marta, to niestety praca mało rozwojowa i niedająca takiej satysfakcji. A jak to jest z higieną u pacjentów?

– Zwykle nie mamy zastrzeżeń, ale pacjenci są różni, różnie dbają o siebie i higienę. Zdarzają się sytuacje, że przychodzą do nas nieumyci. W lecie spieszą się na zabiegi, jadą zatłoczonym autobusem. Niestety, trzeba takiego pacjenta wymasować. W prywatnych gabinetach można wziąć prysznic przed zabiegiem, tutaj nie ma takiej możliwości, więc po prostu robimy swoje. Nie odesłaliśmy jeszcze żadnego pacjenta, chociaż w regulaminach wielu przychodni widnieje adnotacja, że fizjoterapeuta może odmówić wykonania zabiegu, jeśli pacjent jest nieumyty, agresywny lub po alkoholu – tłumaczy.

A jak to z tym alkoholem bywa? –Zdarzyło się, że pan przychodzący w godzinach popołudniowych był po alkoholu, po piwie lub dwóch. Udawaliśmy, że niczego nie zauważyliśmy.

Nie ma kiedy zjeść obiadu

Kasia od czterech lat pracuje w prywatnej placówce medycznej. Nie ma umowy o pracę.

– Wywalczenie umowy o pracę graniczy z cudem – mówi. – Zwykle zatrudnia się nas na zlecenie lub kontrakt menadżerski, a wtedy nie obowiązuje kodeks pracy, możemy pracować nawet 12 godzin dziennie. No i oczywiście nie mamy przerw. Żeby chociaż chwilę odpocząć, musimy nieźle kombinować. Załatwienie potrzeb fizjologicznych urasta do rangi wielkiego problemu. Zdarza się, że kończymy sesję z pacjentem pięć minut wcześniej, żeby móc skorzystać z toalety, zanim przyjdzie następny.

Nie ma przerwy na obiad, więc jeśli jest komplet pacjentów, fizjoterapeuta musi poprosić kogoś o zastępstwo. Czasem zdarza się, że ktoś nie przyjdzie albo odwoła w ostatniej chwili, wtedy przynajmniej można bez stresu zjeść posiłek. A jakie są zarobki?

– Stawki poszły w górę, ale wciąż nie są to pensje proporcjonalne do wysiłku, jaki wkładamy, to naprawdę fizyczna harówka – tłumaczy Kasia.

Dlaczego więc zdecydowała się na pracę w tym miejscu? – Nie miałam za bardzo wyjścia. Nie zdobyłam jeszcze doświadczenia, które pozwoliłoby mi na otworzenie własnego gabinetu, a w NFZ nie tak łatwo dostać wakat. Zresztą to dobre miejsce na pozyskanie prywatnych pacjentów. Można tu nawiązać niezłe kontakty i potem umówić się na prywatne sesje fizjoterapeutyczne, np. w domu pacjenta. Najlepiej zdobywa się klientów właśnie pocztą pantoflową, kiedy ktoś poleci cię drugiej osobie.

Męcząca praca, niesatysfakcjonujące zarobki, frustracja – to wszystko sprawia, że niektórzy fizjoterapeuci szybko się wypalają zawodowo.

– Mnie to nie dziwi. Codziennie słuchasz o problemach różnych ludzi, a ludzie uwielbiają opowiadać o swoich dolegliwościach, więc po jakimś czasie budujesz barierę, żeby nie wchodzili ci emocjonalnie na głowę, zaczynasz traktować pacjentów powierzchownie, mieć do nich "techniczny" stosunek. To samo jest u lekarzy i pielęgniarek, w pewnym momencie pojawia się wypalenie zawodowe, nie podchodzi się już do ludzi z taką empatią jak na początku kariery - przyznaje kobieta.

"Czy mogę liczyć na masaż z finiszem?"

Najgorsze doświadczenie? – Podrywy! – stwierdza bez wahania Kasia. – Panowie często rzucają niestosowne teksty. W stylu: "Co za piękna pani będzie mnie masować, czy mam ściągnąć majtki?". Albo: "Czy mam się cały rozebrać, he, he?". Zachowanie profesjonalizmu w tych sytuacjach jest cholernie trudne.

Justyna ma prywatny gabinet. Własna działalność wiąże się z dużymi składkami, opłatami za wynajem, do tego na bieżąco robi kolejne kosztowne kursy – zaznacza, że w tym zawodzie trzeba się cały czas szkolić, w przeciwnym razie twoja pozycja na rynku spada. Kiedyś jeździła na wizyty domowe, ale zamknęła ten etap.

– Dla mnie to było zbyt męczące. Jeździsz po mieście, które jest zakorkowane, często nie masz gdzie zaparkować. Musisz dźwigać łóżko, a zdarza się, że budynek nie posiada windy. W rezultacie nie ma cię całymi dniami w domu – mówi.

– Jeśli chodzi o zarobki, to pewnie, sytuacja może być ryzykowna, bo nie masz zagwarantowanego stałego dochodu. Ale jeśli jesteś dobry w swoim fachu, grafik masz wypełniony na parę miesięcy do przodu i przy dobrych wiatrach zgarniesz 20, a nawet 40 tys. zł miesięcznie.

Kiedy zaczynała, tak jak wielu innych fizjoterapeutów umieszczała ogłoszenia na rozmaitych portalach. Wiadomości od napalonych mężczyzn były wówczas na porządku dziennym.

– Ja i moje koleżanki często odbierałyśmy telefony o zabarwieniu erotycznym. Faceci pytali, czy oferuję masaż z finiszem albo masaż z kolacją. Potem już, nauczone doświadczeniem, dodawałyśmy często adnotację, że nie oferujemy masaży erotycznych ani spotkań towarzyskich.

Czy podobne telefony odbierali jej koledzy fizjoterapeuci? Justyna nie słyszała o takim przypadku.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta