15 lat pracował jako masażysta. "Czasami czułem się jak ksiądz na spowiedzi"
Marcin Mrozowski smykałkę do masażu odkrył w sobie już jako dziecko. Pierwsze zawodowe kroki w tym kierunku postawił 15 lat temu, a liczbę wykonanych masaży trudno mu dziś zliczyć. W gabinecie widział wiele. Były łzy bólu i szczęścia. O blaskach i cieniach swojej pracy opowiada w rozmowie z WP Kobieta.
Przez ostatnie 15 lat Marcin Mrozowski wymasował kilka tysięcy ciał. Nie tylko młodych i zadbanych, złaknionych wyłącznie relaksu. Wiele było zniszczonych trudami życia i liczbą przeżytych lat. Inne cierpiały w wyniku choroby lub wypadku. Ze wszystkich sił próbował je "naprawić", a gdy nie było to możliwe, przynajmniej uczynić życie w nich znośniejszym.
Niektórych obliczy bólu i choroby nie może zapomnieć do dziś. Na szczęście nie brakowało również chwil, w których czuł ogromną satysfakcję.
Przypadek czy przeznaczenie?
Już w podstawówce palce rwały mu się do masażu i "ugniatał" swoją rodzinę. Inną pasją Marcina była jazda konna. Raz zdarzyło się, że instruktorkę zaczął boleć kark, a on intuicyjnie go pomasował. Był wtedy w piątej klasie podstawówki, a ona w trakcie studiów rehabilitacyjnych.
- Instruktorka zapytała mnie, czy jestem po jakimś kursie masażu. Kiedy odpowiedziałem, że nie, zasugerowała, żebym szedł w tym kierunku, bo mam ku temu predyspozycje – wspomina Marcin Mrozowski w rozmowie z WP Kobieta.
W trakcie nauki w liceum uparcie ćwiczył masowanie na rodzicach, aż w końcu trafił do Studium Medycznego. Wtedy zyskał pewność, że właśnie to chce robić w życiu. Szkołę ukończył z tytułem technika masażysty, po zdaniu państwowego egzaminu.
Zaczął kupować książki, brać udział w dodatkowych szkoleniach, by w końcu trafić na praktykę w wojskowej przychodni specjalistycznej w Rzeszowie. Pojawili się pierwsi zadowoleni pacjenci, co dodało mu skrzydeł.
Zobacz także: Masażystka Izabela Żabczak słyszała to codziennie. "Czy ta blondyneczka ze zdjęcia to pani?"
Nie ma tego złego...
Pierwsza praca w szpitalu to była niezła szkoła. Masował po 20-30 osób dziennie. Potem było jeszcze bardziej intensywnie, bo pracował w dwóch miejscach, masując po 12-14 godzin na dobę. Lubił to i kompletnie nie czuł zmęczenia, ale organizm w końcu się zbuntował. Po roku doznał kontuzji nadgarstka. To był dla niego cios, niemal koniec świata.
Rehabilitacja trwała rok, wcześniej skończyła mu się umowa. Zaczął dorabiać, masując na zastępstwo, aż założył własną działalność. Kupił stół do masażu, samochód, ręczniki i olejki. Ta przygoda trwała pięć lat. Masował bogatych i tych mniej zamożnych. Zdrowych i schorowanych. Raz interes szedł lepiej, a raz gorzej. Ale jakoś się kręciło.
Masaż z "happy endem"
W ofercie Marcina Mrozowskiego był cały wachlarz masaży: od rehabilitacyjnych po relaksacyjne. Gorącymi kamieniami, gorącą czekoladą, miodem, chińską bańką czy masłem shea – do wyboru, do koloru. Poza jednym wyjątkiem. Nigdy nie zgodził się na masaż erotyczny. A zapytań nie brakowało.
- Zdarzały mi się prośby o masaż z "happy endem", często od panów, ale zawsze odmawiałem. Mówiłem, że mogę zaproponować tylko zwykły masaż - opowiada Marcin. - Dopiero, kiedy na swojej stronie internetowej napisałem na czerwono, że nie wykonuję masaży erotycznych, liczba telefonów w tej sprawie zmalała.
W gabinecie masażu nie ma miejsca na erotykę
Według masażysty w tej pracy nie ma miejsca na podteksty erotyczne. Jeśli komuś podczas masażu włącza się przycisk "erotyka", powinien skończyć pracę. Te sprawy należy zostawić przed drzwiami budynku. Przy tak bliskim kontakcie z ciałem drugiego człowieka trzeba być bardzo uważnym, by nie przekroczyć granicy komfortu pacjenta. Najlepiej skupić się na masażu.
- Podczas masowania skupiam się na rozwiązaniu problemu pacjenta. Często zamykam też oczy. To pozwala mi wyostrzyć zmysł dotyku - najważniejszy w tej pracy. W końcu nie bez powodu uważa się, że najlepszymi masażystami są osoby niewidzące. Na początku było to trudne, ale praktyka czyni mistrza - podkreśla.
Z higieną na bakier
Zdarzało się, że na stole kładł się człowiek, który był z higieną na bakier. W najgorszych przypadkach, kiedy plecy były naprawdę brudne, odsyłał pacjenta, by doprowadził się do porządku. W lżejszych, sam przemywał mu plecy. Na szczęście były to sporadyczne przypadki.
- Kiedyś do gabinetu przyszedł do mnie mocno opalony mężczyzna. Jakie było moje zdziwienie, kiedy podczas masażu opalenizna zaczęła się łuszczyć i odpadać. Okazało się, że to był brud - wspomina Mrozowski.
- Po wszystkim zwróciłem mu dyplomatycznie uwagę, że następnym razem przed wizytą musi się doprowadzić do porządku, bo w takim stanie masaż nie jest przyjemny ani dla niego, ani dla mnie. Przyjął to dość dobrze - dodaje.
O higienę powinni dbać również masażyści, o czym niektórzy zdają się zapominać. W końcu masowanie to spory wysiłek fizyczny. Bywa, że w tej pracy trzeba się nieźle napocić. Dlatego dobrze od czasu do czasu się odświeżyć. Najtrudniej o to w pracy dla NFZ, bo wtedy pacjenci przechodzą przez stół taśmowo i trudno znaleźć czas na prysznic.
Problemy z owłosieniem
Niewielu klientów zdaje sobie sprawę, jak kłopotliwe podczas masażu może być owłosienie. Dotyczy to na przykład panów, którzy mają włosy na plecach. I opory przed ich usunięciem.
- Kiedy zgłaszał się do mnie pacjent z owłosionymi plecami, doradzałem mu depilację. Po intensywnym masażu może bowiem dojść do zapalenia mieszków włosowych, a to nic przyjemnego - wyjaśnia Marcin. - Zdarzyło mi się, że pacjent odmówił. Użyłem wtedy dużej ilości oliwki i masowałem delikatniej, ale i tak dopadło go zapalenie. Na kolejny zabieg, po zaleczeniu podrażnień, stawił się już bez ani jednego włoska na plecach.
Więcej problemów sprawiają jednak męskie nogi. Oczywiście te, które wymagają masażu. Mało który mężczyzna jest gotowy na ich depilację - zwłaszcza latem. A wiadomo, że delikatniejszy masaż nigdy nie będzie tak samo efektywny, jak ten bardziej intensywny.
Masażysta niczym psycholog lub ksiądz na spowiedzi
Masaż rozluźnia i skłania do zwierzeń. Ludzie powierzają masażyście największe sekrety. A bywa, że pytają o poradę: "Co zrobić, żeby mąż poświęcał mi więcej czasu?", "Jak sobie poradzić z nastolatkiem?", "Dlaczego on mnie tak traktuje?". To tylko niektóre z pytań.
- Po kilku minutach masażu już wiem, czy klient chce się wygadać, czy zrelaksować w ciszy. Zdarza się, że ludzie rozluźniają się na tyle, iż zaczynają czuć się bezpiecznie. Wtedy zaczynają się zwierzać ze swoich problemów. Czasami czułem się jak ksiądz na spowiedzi - opowiada Marcin.
Co dodaje masażyście skrzydeł?
- Ta praca potrafi przynosić ogromną satysfakcję, kiedy przychodzi do mnie pacjent z ogromnym bólem, a po serii masaży dziękuje mi, bo czuje się o niebo lepiej – opowiada Mrozowski. - W szpitalu masowałem kobietę z silną rwą kulszową, która miała ogromne problemy z chodzeniem. Na pierwszy zabieg przyszła o dwóch kulach, a po dwóch tygodniach wyszła już bez nich. To był dla mnie dowód, że mój masaż jest skuteczny.
Masażysta wspomina ciepło jeszcze inną szpitalną pacjentkę. Kobieta nie chciała chodzić na masaże, była w złym stanie psychicznym, skryta, rzadko się uśmiechała. Kiedy jednak udało mu się ją przekonać na pierwszy zabieg, ruszyła lawina. Pacjentka zaczęła się otwierać, rozmawiać i coraz częściej na jej twarzy gościł uśmiech.
- Zmiana, która w niej zaszła, była widoczna również dla innych pacjentów z jej pokoju. Kobieta zaczęła dopytywać o kolejne masaże i wyczekiwać moich wizyt. Wygląda na to, że takie zabiegi mogą uzdrawiać nie tylko ciało, ale i ducha - opowiada ze wzruszeniem.
Masażysta - zawód nie dla każdego
Nie ma wątpliwości, że nie każdy nadaje się do tej roboty. Wielu odpada już na starcie.
- Jeden z kolegów zrezygnował ze szkoły, bo mdlał za każdym razem, gdy widział ruszającą się rzepkę. Zaś koleżanka nie chciała poświęcić długich tipsów, a z takimi paznokciami trudno jest masować. Wolała rzucić szkołę - wspomina Mrozowski.
Dobry masażysta powinien mieć wiedzę, doświadczenie, duże pokłady cierpliwości (pacjenci potrafią dać popalić) i empatii, dobre czucie w palcach. Przydaje się też kondycja fizyczna.
W tym zawodzie cały dzień jest się na nogach, do tego w mało ergonomicznej pozycji. Nic więc dziwnego, że po jakimś czasie zaczyna szwankować kręgosłup, bolą stawy i nadgarstki. Warto mieć jakiś wentyl bezpieczeństwa, sposób na odstresowanie się i zrzucenie z siebie problemów pacjentów. Dla Marcina była to jazda konna. Pomagała do pewnego czasu.
Wypalenie zawodowe
- Po 15 latach zacząłem czuć wypalenie zawodowe. Praca z trudnymi przypadkami odbija się na psychice, zwłaszcza ta z chorymi dziećmi. Ale i dorośli po ciężkich udarach i wypadkach, odciskają swe piętno w pamięci - wyznaje Marcin. - Zdecydowałem, że pora coś zmienić w swoim życiu.
I zmienił. Przeprowadził się do Krakowa, ożenił się i znalazł zatrudnienie w zupełnie innej branży. Po drodze przeżył krótką przygodę z pracą w SPA. Miała być spełnieniem jego marzeń, ale okazało się, że częściej siedział na recepcji, niż masował. Odpuścił. Czy wróci do masowania? Całkiem możliwe.