Przyjechali do sanatorium. Zostali wyrzuceni już po pierwszym dniu

Przyjechali do sanatorium. Zostali wyrzuceni już po pierwszym dniu

Niektórzy traktują sanatoria jako darmowy urlop
Niektórzy traktują sanatoria jako darmowy urlop
Źródło zdjęć: © East News | MAREK BAZAK
14.07.2023 06:00, aktualizacja: 04.08.2023 12:55

- Nawet imiona czasami zmieniają na czas pobytu. Tworzą inny świat, jakby ich życie na trzy tygodnie znikało, a oni wchodzili w turnus z czystą kartą w myśl zasady, że co się dzieje w sanatorium, zostaje w sanatorium - mówi Agnieszka fizjoterapeutka. W rozmowie z WP byłe pracownice sanatoriów ujawniają, jak potrafią wyglądać wyjazdy seniorów.

Jadąca do mieszkającej w górach rodziny Julia usłyszała pełną emocji rozmowę seniorek. Ze względu na położenie miejscowości niedaleko popularnej Krynicy, często spotyka na trasie kuracjuszy. - To była grupa pań 60+, które chwaliły się, że pierwszą połowę wakacji siedzą w ośrodkach nad morzem, a drugą w górach - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.  

Jak seniorki spędziły czas w sanatoriach? Na podstawie tego, co mówiły, można się domyślać, że emocji im nie brakowało.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Niezadowolenie z pobytu

Pani Janina wyjechała do sanatorium na NFZ z powodu chorego kręgosłupa. Po drugim turnusie powiedziała lekarzowi, że ona już dziękuje za skierowania.

- Zabiegi zabiegami, dla mnie było ich za mało. Jednak to, co się działo popołudniami, było dla mnie nieco zaskakujące. Ludzie, którzy przyjechali z różnymi schorzeniami, o których oczywiście chętnie opowiadali i licytowali się, kto ma gorzej, wieczorem zapominali o dolegliwościach i wystrojeni brylowali na organizowanych atrakcjach - mówi w rozmowie z WP Kobieta.

- Nie mam nic przeciwko szaleństwom, szczególnie jeśli ktoś już ma emeryturę, ale nie wiem, po co zajmuje miejsca bardziej potrzebującym. Bo jakoś te leki, które brali, nie przeszkadzały w codziennym piciu, a chore stawy czy kręgosłupy nie wpływały na umiejętności taneczne - przyznaje.

Głos obsługi

Swoimi doświadczeniami rozmowie z Wirtualną Polską podzieliły się Agnieszka i Natalia, fizjoterapeutki, które jeszcze do niedawna pracowały w jednym z nadmorskich sanatoriów.

Agnieszka, która oprócz pracy z pacjentem zajmowała się też układaniem grafiku rehabilitacji, mówi o tym, że niektórzy pacjenci nie byli zainteresowani zabiegami.

- Wprost mówili, że przyjechali odpocząć, a zabiegi realizują, bo muszą. Nie raz słyszałam, że "to jedyna okazja, żeby wyciągnąć z ZUS-u pieniądze" - opowiada. 

- Gdy o tym mówię, od razu mam przed oczami pana, który po otrzymaniu karty na początku turnusu, wparował do mojego gabinetu i zapytał, jak w ogóle miałam czelność mu tyle rzeczy rozpisać, skoro on tu przyjechał odpocząć. Niestety później przez trzy tygodnie mocno uprzykrzał mi życie — dodaje.

Typy kuracjuszy

Fizjoterapeutki przyznają, że po latach pracy były w stanie szybko wychwycić, z kim mogą być problemy.

- Zdarzali się pacjenci, którzy zakładali, że pobyt to będą takie wczasy all inclusive, a później następowało zderzenie z rzeczywistością. Jeśli co trzy tygodnie przyjeżdża 300 osób, to wszystko jest eksploatowane i zdecydowanie trudniej zadbać o standard, więc niestety czasem obrywało się nam za to, że zasłonki nie takie, a jedzenie niedobre, a ktoś na karcie ma 120 zabiegów, a koleżanka z pokoju 134 i dlaczego — mówi Agnieszka.

Kobiety zgodnie przyznają jednak, że zdecydowanie większa grupa pacjentów przyjeżdża się jednak podleczyć. - Osoby nastawione na leczenie zwykle były wdzięczne i doceniały, że przez te trzy tygodnie nie musiały zajmować się rodzinami, dziećmi, sprzątaniem czy gotowaniem i mogły w pełni poświęcić ten czas sobie - mówi Natalia.

Nieregulaminowe szaleństwa

Zarówno Agnieszka, jak i Natalia w swojej pracy zetknęły się z osobami łamiącymi regulamin. Jak przyznają — wiek w tym przypadku nie gra roli, a pomysłowość przejawia każda grupa wiekowa. Największą rolę — jak mówią — grają intencje, z jakimi ktoś przyjeżdża do sanatorium.

- Alkohol oczywiście jest obecny. Mieliśmy takiego pana, którego kompletnie pijanego i słaniającego się na nogach przywiozła wieczorem z centrum miejscowości policja. Jak oni się z nim dogadali, nie wiem, ale jakimś cudem doszli do tego, że on jest od nas i przyjechał na turnus. Podwieźli go do recepcji i przekazali w ręce recepcjonisty – wspomina Agnieszka.

- Zdarzało się tak, że niektórzy nawet nie doczekali do wizyty lekarskiej, bo miała się odbyć na drugi dzień, a oni już byli tak pijani i agresywni, że musiała przyjechać po nich policja i wyjeżdżali, zanim turnus na dobre się rozpoczął – dodaje.

Fizjoterapeutka pamięta też pana, który już pierwszej nocy tak dobrze się pobawił, że w nocy zaczął podrywać współlokatora.

- Totalnie obcego dla siebie człowieka, bo przydział jest automatyczny i nikt nikogo nie pyta o preferencje. Oczywiście rozpętała się awantura, wdali się w bójkę, wyrzucali sobie rzeczy przez okna, a współlokator tak uciekał, że skręcił sobie kostkę. Musiała przyjechać policja i zauroczony lokator zakończył swój pobyt wcześniej — mówi Agnieszka.

"Co się dzieje w sanatorium, zostaje w sanatorium"

Fizjoterapeutki przyznają, że wiele razy były świadkami turnusowych związków, a zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet można było zauważyć ściąganie obrączek tuż po przekroczeniu progu ośrodka.

- Jedni starali się to ukryć, ale to i tak widać. Zresztą sami pacjenci chętnie opowiadają, co się dzieje w pokojach i na korytarzach wieczorami. Jeden pan mi sam powiedział, że "grunt to nie dać numeru telefonu ani adresu, bo przyjedzie później taka i co on żonie powie" – relacjonuje Agnieszka.

- Nawet imiona czasami zmieniają na czas pobytu. My w karcie mamy przykładowo pana Henryka, ale już dla sanatoryjnej partnerki jest on Dariuszem. Tworzą inny świat, jakby ich życie na trzy tygodnie znikało, a oni wchodzili w turnus z czystą kartą w myśl zasady, że co się dzieje w sanatorium, zostaje w sanatorium — śmieje się.

- Często te sanatoryjne małżeństwa, bo tak na nie mówimy, w weekendy o sobie kompletnie zapominały, bo przyjeżdżała w odwiedziny rodzina. A potem samochód wyjeżdżał za bramę, a oni na nowo podgrzewali płomień namiętności - dodaje Natalia.

Zdarzają się też - jak przyznają fizjoterapeutki - propozycje wieczornych zabiegów za dodatkową opłatą. - Są pacjenci, którzy usilnie starali się nas zaprosić na kolację. Oczywiście bezskutecznie, ale byli niezrażeni - komentują.

Ucieczka od codzienności

Jak mówią fizjoterapeutki, zdarzały się też "sanatoryjne ustawki", czyli romansujące na co dzień pary, które dzięki temu spędzały ze sobą trzy tygodnie. - Oczywiście mają pewne schorzenia, jakaś podkładka musi być, wiarygodność w oczach rodziny, ale to były jasne układy. Często udawało im się załatwiać nawet wspólne pokoje – komentuje Agnieszka.

Obsługa musi zachować profesjonalizm, więc nie miesza się w relacje między pacjentami. Fizjoterapeutki były jednak świadkami, gdy prawda o sanatoryjnym romansie wyszła na jaw.

- Pewien pan sobie szalał podczas turnusu, znalazł sobie przyjaciółkę. Gdy przyjechała jednak jego żona, spotkali się taką większą grupą kuracjuszy. Okazało się, że żona tego romansującego mężczyzny była zadbaną i bardzo miłą kobietą, więc jeden z panów nie był w stanie zrozumieć, dlaczego mając taką partnerkę, kolega w ogóle szukał wrażeń. Nie wiem, jak zdobył numer tej żony, ale skontaktował się z nią i powiedział prawdę. Ona przyjechała z niezapowiedzianą wizytą i wszystko wyszło na jaw. Jak potoczyły się ich losy, nie wiem, ale wtedy sytuacja była wyjątkowo przykra – wspomina Agnieszka.

Bywa, że turnus tak kogoś pochłonie, że zapomina o całym świecie. - Pamiętam sytuację, gdy mąż wydzwaniał do recepcji i prosił o sprawdzenie, co się dzieje z jego żoną, bo od kilku dni nie może się do niej dodzwonić. Recepcjonista się z nią skontaktował i usłyszał, że "jakby chciała, to by odebrała", więc biedny potem kombinował i tłumaczył temu mężowi, że mają bardzo napięty grafik i to pewnie dlatego – wspomina Natalia.  

Pozytywne zakończenia

Okazuje się, że jak w programie "Sanatorium miłości", w takich miejscach można znaleźć nie tylko przelotny romans, ale i miłość.

- Do dziś mam przed oczami pewną parę. Samotny pan i samotna pani przyjechali z różnych miejscowości na turnus. Tu się poznali, zaczęli ze sobą rozmawiać, spędzać coraz więcej czasu i po roku wrócili do nas już jako para. Okazało się, że przez ten rok zdecydowali się razem zamieszkać, a te trzy tygodnie u nas sprawiły, że odnaleźli prawdziwą miłość. Tak że wszystko jest możliwe — podsumowuje Agnieszka.

Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta