GwiazdyPrzesadnie dbasz o urodę? Może cierpisz na dysmorfofobię?

Przesadnie dbasz o urodę? Może cierpisz na dysmorfofobię?

Poprawianie makijażu, przyczesywanie włosów, ciągłe przeglądanie się w lustrze – większość kobiet to robi. Czy jest to zachowanie normalne, narcyzm czy też zaburzenie psychiczne zwane dysmorfofobią zależy od tego, jakie motywacje pchają nas do dbania o swój wygląd.

Przesadnie dbasz o urodę? Może cierpisz na dysmorfofobię?
Źródło zdjęć: © 123RF

07.11.2013 | aktual.: 07.11.2013 10:46

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Poprawianie makijażu, przyczesywanie włosów, ciągłe przeglądanie się w lustrze – większość kobiet to robi. Czy jest to zachowanie normalne, narcyzm czy też zaburzenie psychiczne zwane dysmorfofobią zależy od tego, jakie motywacje pchają nas do dbania o swój wygląd.

Dysmorfofobia to zaburzenie psychiczne, polegające na obsesyjnym przekonaniu o niedoskonałości naszego wyglądu. Chory upatruje sobie z reguły jakąś część swojego ciała – najczęściej dotyczy to twarzy, ale niekoniecznie (może to być np. brzuch, nogi czy pośladki) – która staje się jego obsesją. Przekonany jest o tym, że widziany przez niego w lustrze defekt urody sprawia, że wygląda okropnie. Tymczasem w rzeczywistości defekt ten dla innych ludzi jest niewidoczny lub bardzo nieznaczny.

Może się okazać, że pęknięte naczynko pod okiem, którego z daleka w ogóle nie widać, staje się przyczyną obsesji i cierpienia dla dotkniętego chorobą. Wszelkie przekonywanie ze strony najbliższych, że osoba ta wygląda dobrze, nie przynosi przy tym żadnych rezultatów – podobnie jak anorektyczka przekonana o tym, że jest gruba i w swoim lustrzanym odbiciu widzi tłuściocha, w tak samo nierealny sposób postrzega siebie cierpiący na dysmorfofobię, uważając, że jego ciało jest brzydkie i zdeformowane.

Szacunki na temat częstotliwości występowania dysmorfofobii w społeczeństwie są różne. Największa liczba źródeł podaje, że na to zaburzenie cierpi około 2 procent populacji, jednak przeprowadzone niedawno w Ameryce badania szacują, że łagodnymi objawami paranoi na punkcie wyglądu może być dotknięty nawet co pięćdziesiąty obywatel USA. Skąd ta rozbieżność w statystykach? Zapewne stąd, że jedne badania obejmują tylko poważne przypadki dysmorfofobii, drugie zaś temat traktują szerzej.

Co ciekawe, choć wydawałoby się, że jest to problem wybitnie kobiecy, choroba dotyka w równej mierze zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Najczęściej dysmorfofobia pojawia się w okresie dojrzewania lub we wczesnym życiu dorosłym, choć oczywiście nie jest to reguła. Największa liczba zachorowań przypada na wiek od 16 do 25 lat. Jest to czas, kiedy najwięcej uwagi poświęcamy naszemu wyglądowi i byle pryszcz może przyprawić nastolatkę o rozpacz. Kiedy jednak okazuje się, że ten pryszcz spędza dziecku sen z powiek i sprawia, że nie ma ono ochoty na kontakt z rówieśnikami, rodzice powinni zainteresować się sprawą – może to być oznaką problemów.

Części ciała narażone na obsesję

Badania pokazują, że osoby cierpiące na zaburzenie dysmorficzne ciała (tak brzmi druga nazwa choroby) jako przyczynę wstydu i odrazy najczęściej wybierają skórę. Pryszcze i trądzik w wieku młodzieńczym, niewielkie blizny, przebarwienia oraz pęknięte naczynka są przyczyną cierpienia dla chorej osoby. Obsesja dotyczy najczęściej skóry na twarzy, ponieważ jest ona najbardziej widoczna. Chorzy szukają defektów także w kształcie, długości bądź grubości nóg, ale równie dobrze mogą „upatrzyć sobie” pośladki, brzuch, a nawet genitalia.

Często zdarza się, że osoba taka szuka pomocy u chirurga – poddawanie się operacjom plastycznym jest podobno bardzo rozpowszechnionym na Zachodzie sposobem radzenia sobie z tym problemem. Jak jednak twierdzą psychologowie, nie najlepszym. Zabieg chirurgiczny rzadko bowiem polepsza pacjentom samopoczucie. Osoba dotknięta zaburzeniem postrzegania własnego ciała może szybko znaleźć sobie nowy defekt urody, który będzie zatruwał jej życie. Problem tkwi bowiem nie w wyglądzie, lecz w głowie.

Dużo czasu spędzam przed lustrem i dbam o wygląd. Czy cierpię na dysmorfofobię?

To dobre pytanie, zarówno dla tych z nas, które spędzają cały ranek przed lustrem, zanim wyjdą na ulicę, ale także dla tych, które postanowiły poprawić swoją urodę za pomocą skalpela. Wszystko zależy od naszych motywacji i uczuć, towarzyszących zabiegom kosmetycznym. Jeśli malujemy się i czeszemy, aby wyglądać ładnie, wszystko jest w porządku (no, chyba że wpadniemy w narcyzm i samozachwyt – czyli odwrotność dysmorfofobii, ale to już inna historia).

Osoba cierpiąca na dysmorfofobię nigdy nie jest zadowolona ze swego wyglądu i zadręcza się myślą, że defekt urody ją oszpeca i jest widoczny dla otoczenia. Czuje się brzydka i gorsza od wszystkich. Spędza więc czas przed lustrem, aby zamaskować to, czego się wstydzi, nie zaś dodać sobie urody. Obsesyjne przeglądanie się setki razy dziennie nie tylko lustrze, ale we wszystkich odbijających obraz przedmiotach, które są pod ręką (szklanki, płyty CD, witryny sklepowe, itd.) jest jednym z najbardziej charakterystycznych objawów dysmorfofobii.

W kontakcie z innymi ludźmi osoba cierpiąca na to zaburzenie stara się zaś przyjąć taką pozycję ciała, aby to, co chce ukryć, nie było widoczne. Obsesyjnie reaguje też na gesty innych – kiedy na przykład ktoś przyjrzy się jej uważnie podczas rozmowy uważa, że rozmówca przygląda się „brzydkiej” części ciała, kiedy zaś w otoczeniu ktoś się zaśmieje, pewna jest, że ludzie śmieją się z jej defektu.

Czy można się z tego wyleczyć?

Z przekonania o własnej brzydocie można się wyleczyć. Specjaliści twierdzą jednak zgodnie, że prawie nigdy nie udaje się pokonać dysmorfofobii samemu. Osoba dotknięta tym problemem potrzebuje pomocy psychologa, który skieruje ją na odpowiednią terapię. Nierzadko potrzebne jest także leczenie farmakologiczne, tym bardziej że zaburzenie to idzie często w parze z depresją, niską samooceną, stanami lękowymi, zaburzeniami odżywiania, a nawet próbami samobójczymi. Choroba jest jednak dość trudna do wykrycia, szczególnie jeśli nie manifestuje się zbyt drastycznie – bo gdzie kończą się „zwykłe” babskie kompleksy, a zaczyna prawdziwy problem?

Na podst. Doctissimo.fr Anna Loska (al/mtr), kobieta.wp.pl

POLECAMY:

Komentarze (16)