Przyjazny handel
Dotąd były znane tylko z amerykańskich filmów. Dzisiaj domowe wyprzedaże organizuje się także w Polsce.
18.01.2007 | aktual.: 29.06.2010 02:01
Dotąd były znane tylko z amerykańskich filmów. Dzisiaj domowe wyprzedaże organizuje się także w Polsce.
Czysty zysk
Na domowych wyprzedażach zyskują wszyscy: sprzedający pozbywają się z domu niepotrzebnych sprzętów, kupujący zdobywają od dawna poszukiwane bibeloty, do tego rodzą się przyjaźnie i rozwijają dobrosąsiedzkie stosunki.
Kalina, 29-letnia socjolożka z Trójmiasta, pod koniec roku wróciła ze stypendium w Stanach Zjednoczonych. W Gdańsku właśnie odziedziczyła mieszkanie po babci, wraz z wyposażeniem i całą zawartością szaf, szafek i szuflad.
"Czego tam nie było?!" - wspomina pełną najróżniejszych drobiazgów kawalerkę. "Komiksy z PRL-u, lampki, zegary, patery, makatki, stare drewniane zabawki, a nawet pralka Frania i telewizor Rubin 714p.
Podczas pobytu w USA zobaczyłam, jak tam ludzie pozbywają się z domu czy garażu niepotrzebnych sprzętów. Organizują domową wyprzedaż - w ogrodzie rozstawia się stoły z artykułami na handel i zaprasza znajomych oraz sąsiadów.
Prócz oglądania sprzętów, pije się herbatę i dyskutuje. To świetna okazja, by tanio kupić na przykład stylowy czajnik, ale także bliżej poznać sąsiadów z naprzeciwka.
Kilka tygodni temu Kalina rozesłała e-maile do znajomych, sąsiadów powiadomiła wywieszając kartkę przed domem:
"Lubicie styl vintage? Szukasz starych książek? Przyjdź do mnie w sobotę w samo południe."
Zjawiło się ponad 15 osób, niemal wszyscy zaproszeni. Po trzech godzinach stoły z wystawionymi na sprzedaż drobiazgami były puste. "Znaleźli się nawet chętni na pralkę i zepsuty telewizor" - opowiada zachwycona Kalina.
Wyprzedaże godne pochwały
Zdaniem ekonomistów, organizowanie domowych wyprzedaży to zjawisko godne pochwalenia i propagowania. Uczy bowiem szacunku do pieniądza i innych ludzi. Oferujemy im bowiem możliwość taniego zakupu rzeczy, która się im przyda. Do tego kształci zdolności negocjacji i zaradności.
W Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych domowe wyprzedaże organizuje się przynajmniej od kilku dekad. Wielką popularnością cieszyły się szczególnie w czasie prezydentury Ronalda Regana, który hołdował idei daru (w teorii ekonomii "potlacz" - słowo to pochodzi od indiańskiej nazwy ceremonii rozdawania darów). Polegała ona na budowaniu wśród społeczeństwa potrzeby wymieniania się rzeczami, które są mu potrzebne.
Domowe wyprzedaże z zasady nie są nastawione na zysk. Tak też było w przypadku akcji Kaliny z Trójmiasta. Do jej kieszeni trafiło 400 złotych. Spora część tej sumy niemal od razu została wydana na organizację ogrodowego party, na które przyszli wszyscy uczestnicy wyprzedaży.
Fiskusowi nic do tego
Z zysków z tego typu akcji raczej nie będziemy musieli tłumaczyć się przed fiskusem. Raczej, bo jeśli jedną z rzeczy sprzedamy za więcej niż 1 tys. złotych, wtedy należy zapłacić od tego 2-proc. podatek od czynności cywilnoprawnych.
Pamiętajmy jednak, że wartość sprzedawanych rzeczy się nie kumuluje. Jeśli więc sprzedamy starą pralkę za 450 zł, a kanapę za 700 złotych to fiskusowi nic nie zapłacimy.
Ciuch exchange
W największych miastach Polski (m.in. w Poznaniu i Warszawie) coraz większą popularność zdobywają też kameralne imprezy, na których króluje... handel wymienny. Np. grupa koleżanek spotyka się przy kawie i przekąskach. Do tego każda przynosi ciuchy, w których już nie chodzi i wymienia je na inne u reszty uczestniczek imprezy typu "ciuch exchange".
Podobe akcje organizują sobie także młode mamy. W tym przypadku panie posiadające starsze pociechy przekazują za małe już śpioszki tym osobom, na których dzieci będą jeszcze pasować. Wszystko to podlewane jest winem bądź dobrą herbatą.
Handel jest tu równie ważny jak dobre towarzystwo i zabawa.