Rak płuca zabójcą nr 1 wśród nowotworów, na które chorują kobiety
6,5 tys. Polek zmarło w zeszłym roku na raka płuc. Od 2007 r. powoduje w kraju największą liczbę zgonów z powodu chorób nowotworowych wśród kobiet. Wcześniej był to rak piersi.
6,5 tys. Polek zmarło w zeszłym roku na raka płuc. Od 2007 r. powoduje w kraju największą liczbę zgonów z powodu chorób nowotworowych wśród kobiet. Wcześniej był to rak piersi.
- W latach 60. i 70. rocznie umierało z powodu raka płuca ok. 2 tys. kobiet. Tylko w ostatnim roku ta liczba wyniosła 6,5 tys. kobiet i jest to, niestety, ciągle bardzo szybko rosnące zjawisko – powiedział w środę w Zabrzu PAP kierownik Zakładu Epidemiologii i Prewencji Nowotworów warszawskiego Centrum Onkologii prof. Witold Zatoński, od lat promujący życie wolne od papierosów.
- O tym, że nowotworowym zabójcą kobiet nr 1 stał się rak płuca, zdecydowała emancypacja papierosowa w latach 60. 70. i 80. ubiegłego wieku. Wtedy palenie papierosów przez kobiety było bardzo modne, paliła prawie połowa młodych kobiet między 20. a 30. rokiem życia. One w tej chwili weszły w okres dojrzałości, także jeśli chodzi o proces nowotworowy – minęło 20-30 lat, od kiedy są eksponowane na czynniki rakotwórcze zawarte w dymie tytoniowym. Możemy mówić wręcz o epidemii raka płuca wśród kobiet – dodał.
Jak podkreślił prof. Zatoński, rak płuca to schorzenie, które występuje prawie wyłącznie wśród palaczy tytoniu. Za niebezpieczne uznał zabiegi marketingowe mające zachęcać kobiety do palenia.
- To np. papierosy slim. Już nazwa sugeruje, że paląc je, kobieta zachowa szczupłą sylwetkę. To kłamstwo, bo może sobie wyhodować raka. Produkuje się też specjalne opakowania papierosów, podobne do szminek, w pięknych kolorach, które mają być atrakcyjne, mają zachęcić szczególnie młode dziewczyny do palenia. Dym ma dodatki zapachowe, żeby papieros tak nie śmierdział, co ma rodzić przekonanie, że jest mniej szkodliwy zdrowotnie. Tymczasem każdy papieros jest rakotwórczy, z każdego pudełka. Jedyny sposób, żeby nie zachorować na raka płuca, to przestać się eksponować na substancje rakotwórcze zawarte w dymie papierosowym – argumentował naukowiec.
Prof. Zatoński zaznaczył jednocześnie, że w Polsce dokonał się duży postęp w zakresie ograniczenia powszechności palenia. W latach 80. paliło ponad 60 proc. dorosłych mężczyzn i ok. 30 proc. dorosłych kobiet, obecnie - ok. 30 proc. mężczyzn i ok. 20 proc. kobiet. Spadła też liczba papierosów wypalanych przez Polaków. Na początku lat 90. było to 102 mld sztuk, w 2012 roku – 52 mld.
Osobom, które chcą rzucić palenie, ale im się nie udaje, profesor Zatoński radzi wizytę u lekarza rodzinnego. Przypomniał, że na rynku jest obecnie wiele preparatów, które mogą znacznie ułatwić rzucenie palenia – od leków działających na centralny układ nerwowy, przez gumy czy plastry. Przydatne też mogą być – w jego ocenie – tzw. e-papierosy, czyli pojemniki z czystą nikotyną, którą w postaci pary inhaluje się użytkownik.
- Nie można porównywać szkodliwości samej nikotyny ze szkodliwością tego kompleksu 4 tys. związków chemicznych, jakie są w papierosie. Każdy rozsądny lekarz na jakiś przejściowy okres jest gotowy zaakceptować podawanie sobie przez pacjenta nikotyny z innego źródła, żeby stworzyć warunki do całkowitego rzucenia palenia tytoniu – jeżeli taki zamiar stoi za tym przedsięwzięciem. Natomiast zastępowanie na stałe jednego źródła substancji uzależniających przez inne ani z moralnego, ani zdrowotnego, ani etycznego punktu widzenia nie ma sensu – ocenił.
(PAP/mtr)