Blisko ludziRandkowa wojna płci. Czyli jak zostałam facetem na Tinderze

Randkowa wojna płci. Czyli jak zostałam facetem na Tinderze

Randkowa wojna płci. Czyli jak zostałam facetem na Tinderze
Źródło zdjęć: © WP.PL
Paulina Brzozowska
26.09.2017 12:04, aktualizacja: 26.09.2017 16:22

Cześć, mam na imię Paulina, ale przez kilka dni byłam Karolem. Poszłam za głosem niezawodnej Kayah i "byłam mężczyzną chociaż jeden dzień". A dokładnie 26-letnim przystojniakiem zajmującym się grafiką. Jako facet korzystałam z najpopularniejszej aplikacji randkowej na świecie, czyli z Tindera. I doszłam do naprawdę zaskakujących wniosków. Chociaż nie wszystkim się to spodoba.

Aplikacje mobilne służące do randkowania są coraz popularniejsze wśród młodych ludzi. To fakt i nie ma co zaprzeczać i ściemniać, że "ja nigdy nie korzystałam i nie mam pojęcia co to". Większość z nas przynajmniej raz w życiu słyszało o Tinderze. Dziwnym trafem, kiedy przeglądam profile, ciągle spotykam kogoś, kto rzekomo nigdy go nie używał. Ale dziś nie o tym. Dzisiaj chcę przedstawić wyniki eksperymentu, w którym wcieliłam się w młodego faceta, szukającego dziewczyny. Po co? Po to, żeby porównać, jak z aplikacji randkowych korzystają kobiety, a jak mężczyźni. I wiecie co, drogie panie? Nie mam dobrych wieści.

Cofnijmy się w czasie o kilka tygodni. Część z was może pamiętać, że postanowiłam wybrać się na 7 randek w 7 dni i to opisać. Po tym, jak artykuł poniósł się w sieci, mój dobry znajomy podsunął mi pomysł sprawdzenia, jak wyglądają różnice w randkowaniu online facetów i kobiet. Myśl zakiełkowała i tak oto jest. Kompilacja kompromitujących obie płcie faktów z życia Tindera.

Jak "tinderują" kobiety wiem już od dawna, sama przez pewien czas korzystałam z aplikacji. Załamywałam się średnio dwa razy dziennie, oglądając fotki nagich torsów i innych części ciała, ale czego się nie robi dla nauki? Żeby zrozumieć męski punkt widzenia stworzyłam Karola. W profilu wykorzystałam zdjęcia mojego najlepszego przyjaciela, który (ewidentnie nieświadomy) mi na to pozwolił. Zostałam przystojnym blondynem, pracującym jako grafik. Nastąpiło zwolnienie blokady i tak oto Karol ruszył na łowy. Wiecie jak trudno jest być kobietą i zachowywać się jak facet? Bardzo. Na szczęście zbyt wiele robić nie musiałam.

Obraz
© WP.PL

Dobierając sobie "pary" działałam różnorodnie. Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki zgarniałam do swojej puli. Ale wiecie co było straszne? Oglądanie profili 20-latek, które na zdjęciach profilowych eksponowały dosłownie wszystko, co im natura dała. Dziewczyny, serio? Ok, wiemy do czego głównie służy Tinder i nie jest to szukanie męża, ale odrobina przyzwoitości nie boli. Później było tylko zabawniej. "Tak mi zimno, chodź mnie rozgrzać" – czytałam na swoim ekranie. Zero "hej", "cześć", "sprzedam opla". Dziewczyny od razu, z grubej rury podrywały mnie w najmniej wyszukany sposób. Czułam się dziwnie, bo jednak sama wolę przystojnych blondynów. Zacisnęłan jednak zęby i brnęłam w tą zaspę chętnych młodych dam. Większość z nich nie czekała na to, aż ja zrobię pierwszy krok. Brały co chciały i już. – Fajny jesteś, wpadniesz na film? Nie musimy go oglądać – takie wiadomości dostawałam całkiem często.

Obraz
© WP.PL

I żeby nikt nie zrozumiał mnie źle, szanuję kobiety, które są odważne i czerpią z życia garściami. Sama niespecjalnie przejmuję się konwenansami. Ale kiedy przypomnę sobie te wszystkie wpisy, gdzie dziewczyny płaczą, że faceci ich nie szanują, że oczekują tylko jednego i nie ma już dżentelmenów na tym świecie, ciśnienie nieco mi skacze. Skoro dajemy im wszystko na tacy, to nie dziwmy się, że nie mają ochoty o nas zabiegać i nas adorować. Nie chcę tu generalizować. Jako Karol pisałam też z bardzo fajnymi i sympatycznymi dziewczynami (które chętnie przedstawiłabym pierwowzorowi mojej postaci).

Obraz
© WP.PL

Mimo to kobiecych profili z rozbieranymi zdjęciami i wulgarnymi opisami spotkałam znacznie więcej, niż tych z nagimi torsami. Kiedy tinderowałam jako Paulina, zdecydowana większość facetów była naprawdę sympatyczna.

Co nie zmienia faktu, że i tutaj pojawiały się wyjątki. Pisałam z facetem, który ewidentnie liczył na szybkim przeniesieniu sprawy do sypialni. Ja mu mówię "wstrzymaj konie kolego", a on na to "ale ja nie mam koni". No cóż. I tak można. Ofert szybkiego numerka i gorących nocy w klubie też się naczytałam. Nawet, jeśli chciałam tylko zjeść pizzę i obejrzeć nowego Marvela. Obie płcie mają coś na sumieniu, a ja zadaję sobie pytanie: dokąd to wszystko zmierza?

Obraz
© WP.PL

Prawda jest taka, że korzystając z Tindera i licząc na miłość jak z filmu z Hugh Grantem, raczej się przeliczymy. Czy to źle? Niekoniecznie. Jesteśmy młodzi, mamy prawo być wolni jak firanki na wietrze. Szukasz w sieci seksu i nie boisz się o tym mówić? Ok, twoja sprawa, masz do tego prawo. Tylko później nie opowiadaj znajomym, że miłości już nie ma na świecie i skazani jesteśmy na cielesne uciechy i rwący ból egzystencji. Miłości nie ma, kiedy sami ją wykluczamy.

Romantyzm w naszym pokoleniu zaczyna umierać. Wolimy uczucia w formie zupki instant, zalewanej wrzątkiem, od prawdziwego, domowego rosołu. Sama należę do gatunku nieuleczalnych romantyczek. I wierzę, że gdzieś tam jeszcze są moi rówieśnicy, którzy mają takie samo podejście.