Skóra na minusie
Zimą nasza skóra często ma do czynienia z mrozem, lodowatym wiatrem oraz różnicami temperatur. Chłodny klimat z jednej strony pobudza krążenie, ujędrnia i ożywia cerę, słowem odmładza (kiedyś arystokratki hartowały cerę, śpiąc przy otwartym oknie i trzymając pod łóżkiem wiadra z lodem), z drugiej jednak - powoduje sporo szkód. Przede wszystkim podrażnia i wysusza naskórek
17.12.2012 | aktual.: 24.12.2012 11:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zimą nasza skóra często ma do czynienia z mrozem, lodowatym wiatrem oraz różnicami temperatur. Chłodny klimat z jednej strony pobudza krążenie, ujędrnia i ożywia cerę, słowem odmładza (kiedyś arystokratki hartowały cerę, śpiąc przy otwartym oknie i trzymając pod łóżkiem wiadra z lodem), z drugiej jednak - powoduje sporo szkód. Przede wszystkim podrażnia i wysusza naskórek.
* Trudy zimowej pielęgnacji*
Zimne powietrze jest powietrzem suchym. To właśnie podczas mrozów, a nie w czasie upałów, skóra traci najwięcej wody. Bo o ile przed zimnem i ostrym wiatrem naskórek można w dość prosty sposób zabezpieczyć (wiele firm ma w swojej ofercie kremy "zimowe", sprofilowane na ochronę przed mrozem), o tyle trudniej ochronić ją przed odwodnieniem, wynikającym z różnic temperatur.
Kiedy na dworze jest -10°C, a w pomieszczeniu +20°C, różnica ciśnień pomiędzy powierzchnią skóry a rozgrzanym, suchym powietrzem powoduje szybkie odparowanie wody na zewnątrz, nawet z głębszych jej warstw. Skóra traci elastyczność i sprężystość, jest podrażniona, zaczerwieniona i piecze, naskórek może pękać i łuszczyć się. Zimno spowalnia też pracę gruczołów łojowych, co sprawia, że produkują one mniej sebum.
Ulga dla posiadaczek cery tłustej? Niekoniecznie. Skóra, pozbawiona tłustawej warstwy ochronnej, staje się przesuszona, ciągnie oraz – co nie jest bez znaczenia – bardziej widać na niej zmarszczki. A ponieważ na skutek zimna łój rozprowadzany jest do tego nierównomiernie, więc w miejscach, gdzie jest go za dużo i zatyka ujścia gruczołów łojowych, powstają wypryski i zaskórniki.
Zimowy krem – czyli jaki?
Intuicyjnie czujemy, że zimą lepiej odstawić kremy o konsystencji żelowej, a stosować te nieco bardziej tłuste. Owszem, przeczucie, że warstwa treściwego kosmetyku stworzy na naszej skórze skuteczną warstwę ochronną, nie jest pozbawione sensu. Gęstszy krem to sygnał, że posiada on dużo substancji tłuszczowych, a te, tworząc na powierzchni skóry filtr, stanowią barierę przed mrozem i wiatrem, a także utratą wilgoci. Z drugiej jednak strony krem to nie opony samochodowe, które wraz z nastaniem pierwszego śniegu z letnich wymieniamy na zimowe. Dzisiaj, całkiem sporo preparatów lipidowych (a więc właśnie „tłuszczowych”, odżywczych) ma tak lekką, puszystą, szybko wchłaniającą się konsystencję, że określanie ich tłustymi byłoby mylące.
Nawilżanie czy natłuszczanie?
W kontekście zimowej pielęgnacji obawy budzi fakt, że preparat nawilżający zastosowany zimą będzie zamarzać na powierzchni skóry, powodując mikroodmrożenia. Sporo nieporozumień narosło też wokół rozróżnienia między kremem nawilżającym a natłuszczającym. Po pierwsze: zamarzanie kosmetyku w wierzchnich warstwach naskórka to sytuacja dzisiaj niemożliwa – woda, stanowiąca główny składnik każdego kremu, odparowuje niemal natychmiast po aplikacji.
Po drugie: wbrew potocznemu rozumieniu nawilżenie nie polega na dostarczeniu skórze wody z zewnątrz (czyli poprzez smarowanie twarzy kremem czy spryskiwanie wodą termalną). Skóra to nie gąbka i długotrwałe moczenie się wannie jej nie nawilży. Nawilżanie to stworzenie takiej warstwy ochronnej, która zapobiegnie przeznaskórkowej utracie wody i zatrzyma jej naturalne zasoby w skórze właściwej. Dlatego krem nawilżający zawiera zarówno składniki hydrofilowe, czyli wiążące wilgoć w naskórku (glicerynę, mocznik, kwas hialuronowy), jak i tłuszczowe (lipidy), które wbudowują się w cement międzykomórkowy tworzący spoiwo komórek naskórka i uszczelniają go, zapobiegając w ten sposób ucieczce wody z głębszych warstw skóry.
Z kolei zadaniem kremów stricte natłuszczających (czyli mających w swoim składzie przewagę frakcji tłuszczowej), jest uzupełnienie ewentualnych braków lipidów w naskórku, dzięki czemu stanie się on szczelniejszy i bardziej odporny na utratę wilgoci. Takie „prawdziwie” tłuste kremy nie są raczej polecane do codziennej pielęgnacji (miałybyśmy kłopot z nałożeniem na nie makijażu i z niekontrolowanym błyszczeniem się cery), ale przewidziane na sytuacje specjalne – kiedy uprawiamy sporty zimowe, idziemy w góry, spacerujemy zimą brzegiem morza czy wiele godzin przebywamy na dworze przy ujemnej temperaturze.
Tłusta, mieszana i sucha w zimowej odsłonie
Cera tłusta i mieszana jest stosunkowo najmniej kłopotliwa zimą, do jej pielęgnacji wystarczy zwykły krem nawilżający aplikowany dwa razy dziennie – rano i wieczorem. Skóra sucha i wrażliwa – pozbawione ochronnej warstwy sebum – są bardziej wymagające, źle znoszą niskie temperatury i suche powietrze. Cera sucha staje sucha jeszcze bardziej, jest napięta, traci elastyczność. Najlepiej byłoby smarować ją kremem nawilżającym kilkukrotnie w ciągu dnia. A ponieważ jest to trudne ze względu na makijaż, należy rano posmarować ją kremem nawilżającym, a po jego wchłonięciu, kosmetykiem lekko natłuszczającym.
W najgorszej sytuacji jest zimą cera naczynkowa, bo na skutek różnic temperatur naczynka rozszerzają się, tworząc nieestetyczne zaczerwienienia. Dla takiej cery najlepsze są kremy wzbogacone o substancje uszczelniające i obkurczające naczynia – rutynę, witaminę C, K, wyciąg z kasztanowca, arniki lub miłorzębu japońskiego. Szczególnie cenne jest połączenie witaminy C z rutyną. Rutyna oprócz tego, że uelastycznia naczynia krwionośne, przedłuża działanie witaminy C, spowalniając jej utlenianie.
Kaja Ostrowska (ko/mtr)