Prawie dwanaście lat temu zaczynałam swoją pracę jako psychoterapeutka. Byłam wtedy matką rocznego dziecka, a miejsce, gdzie zaczynałam, było przychodnią w Warszawie. Ona była jedną z moich pierwszych pacjentek. Wysoka szatynka w okolicach trzydziestki. Przechodziła obok, gdy zobaczyła, że w przychodni przyjmuje psycholog. Przykryta licznymi luźnymi szalami (była zima) jawiła się w moich oczach jako kobieta, która zmaga się z nadwagą. Dopiero dwa miesiące później przyznała się, że to zaawansowana ciąża. Niechciana, z pigułki gwałtu – tyle wiem z jej opowieści, ale tylko ona miała dla mnie znaczenie. Cóż dałaby mi prawda, gdy jedna jedyna prawda tej sytuacji mówiła o tym, że ona tego dziecko nie chciała i nie zamierzała wychowywać?