„Urodziłam się w Auschwitz”
- Moja matka została odseparowana od swojego męża i już nigdy więcej go nie zobaczyła. Kiedy przyszła jej kolej, by stanąć przed Mengele, powiedziała mu, że jest w ciąży. Miała nadzieję, że będzie jej współczuł… Powiedział tylko „Ty głupia gąsko” i kazał jej przesunąć się na prawo – wspomina Angela Orosz, która urodziła się w Auschwitz.
11.03.2016 | aktual.: 11.03.2016 14:25
- Moja matka została odseparowana od swojego męża i już nigdy więcej go nie zobaczyła. Kiedy przyszła jej kolej, by stanąć przed Mengele, powiedziała mu, że jest w ciąży. Miała nadzieję, że będzie jej współczuł… Powiedział tylko „Ty głupia gąsko” i kazał jej przesunąć się w prawo – wspomina Angela Orosz, która urodziła się w Auschwitz.
Angela o tym, że matka urodziła ją w jednym z obozowych baraków dowiedziała się jako nastolatka. Prosiła ją wtedy, żeby zmieniła informacje o jej narodzinach w oficjalnych dokumentach. Usłyszała wtedy: Nie zamierzam nic zmieniać, musisz wiedzieć jak było. Opowiedziała jej swoją historię z czasów drugiej wojny światowej bez owijania w bawełnę. Orosz przez lata trzymała swoje pochodzenie w tajemnicy. Dopiero niedawno zgodziła się porozmawiać z dziennikarzami.
Vera Bein trafiła razem z mężem do nazistowskiego obozu 25 maja 1944 roku. Była wtedy w trzecim miesiącu ciąży. Tuż po przyjeździe więźniowie byli segregowani. To był ostatni raz, gdy Vera widziała swojego męża. Gdy Mengele dowiedział się, że kobieta jest w ciąży, nie miał zamiaru jej oszczędzić. Kilka miesięcy później wybrał ją do grupy, na której przeprowadzał swoje eksperymenty.
Tygodniami wstrzykiwał jej różne substancje do macicy. –Te zastrzyki były przerażające, bolesne. Jedna iniekcja, zarodek przesuwał się w prawo, druga, zarodek przesuwał się w lewo. A tym zarodkiem byłam przecież ja – wspomina po latach Angela.
Anioł śmierci
Mengele był panem życia i śmierci więźniów w Auschwitz. Od maja 1943 do listopada 1944 roku wziął udział w blisko 80 selekcjach dokonywanych na rampie obozu koncentracyjnego. Selekcji dokonywał także w obozowym szpitalu. Nie one jednak stanowiły prawdziwą pasję Josefa. Były nią eksperymenty pseudomedyczne, których potworność przekroczyła wszystko, co do tej pory znała historia ludzkości.
Po jakimś czasie Mengele zapomniał o wycieńczonej matce. Nie było widać, że jest w ciąży, bo była tak bardzo wychudzona. – Pewnie gdyby nie to, obie nie przeżyłybyśmy tego – dodaje.
Vera mogła mówić, że ma szczęście w nieszczęściu. Widziała, jak umierały inne ciężarne z rąk Mengele. Była tam kobieta, której lekarz przewiązał szmatą piersi, by zobaczyć, jak długo nowo narodzone dziecko wytrzyma bez karmienia. Niedługo później Mengele zabił i malca i matkę. Jeden z lekarzy zaoferował Bein aborcję. Odmówiła.
Kobieta mogła wrócić do pozostałych. Urodziła w baraku C, na jednej z prycz. Ktoś przyniósł kawałek materiału, ciepłą wodę i nożyczki. Tak na świat przyszła Angela. – Urodziłam się jakieś trzy dni przed tym, jak esesmani świętowali Boże Narodzenie, więc pewnie było to 21 grudnia 1944 roku. Byłam tak niedożywiona, że nawet nie płakałam. To mnie uratowało, bo żaden ze strażników nie wiedział o moim istnieniu – wspomina.
Trzy godziny po porodzie Vera musiała zostawić dziecko i udać się na apel. Więźniowie stali w mrozie nawet po kilka godzin. – Przez cały czas modliła się, żebym jeszcze żyła, gdy wróci – mówi Angela. Dziewczynka była na skraju wyczerpania i ważyła zaledwie 1 kg. Bein nie miała zamiaru się poddawać.
Pięć tygodni później w ich baraku urodziło się kolejne dziecko. Jego matka nie miała pokarmu, więc to Vera je karmiła. 27 stycznia 1945 roku Auschwitz zostało wyzwolone. Więźniowie, a wśród nich Vera z córką, trafili do miasta. – Większość lekarzy nawet nie chciała się mną zająć, bo byli przekonani, że nie przeżyję. Nawet moja babka miała powiedzieć, żeby matka dała mi umrzeć, bo i tak nie będę normalna. Był jednak jeden doktor, który uważał inaczej. Złapał mnie za nogi jak kurczaka i tak trzymał głową do dołu. Kiedy podniosłam główkę powiedział, że będę żyła – opowiada.
Koszmar urodzonych w obozie dzieci nie kończył się po jego opuszczeniu. Angela nie potrafiła chodzić do trzeciego roku życia. – Skarpetki szyli mi specjalnie grubsze, bo miałam tak chude nogi. Wszystkie moje sukienki miały po kilka dodatkowych warstw żeby sprawić, że będę wyglądała na pulchniejszą – dodaje.
Vera i Angela wróciły na rodzinne Węgry. Gdy dziewczyna dorosła, wyjechała do Stanów. Tam założyła swoją rodzinę. Jej córka zawsze powtarzała, że dla matki Holocaust nigdy się nie skończył. – Długo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Nawet nie pamiętam, że kiedy córeczka miała trzy lata, wysłałam ją samą do sklepu, bo chciałam, żeby była niezależna, gdyby ten koszmar miał się powtórzyć. Przypomniała mi to dopiero wiele lat później. Potem gdy zwierzyła się, że boi się swojego porodu krzyczałam na nią, bo jak to? Ma dom, męża i pielęgniarki. Ja tego nie miałam – mówi Angela.
Proces
Angela Orosz nigdy nie zapomniała, co naziści robili więźniom w Auschwitz. Gdy któregoś dnia zobaczyła relację z procesu Oskara Groninga i to jak jeden z ocalałych przytulił go w ramach przebaczenia, stwierdziła, że nie będzie patrzeć obojętnie jak zamazują się winy dawnych oprawców.
W ubiegłym roku przyjechała do Niemiec, by zeznawać w procesie Reinholda Hanninga, 94-letniego byłego strażnika SS, jednego z ostatnich, którzy jeszcze żyją. Mówiła wtedy, że robi to w imieniu „sześciu milionów Żydów, którzy nie mogli uczestniczyć w procesie, bo zostali zamordowani”.
- Tak naprawdę to nie było sześć milionów, tylko znacznie więcej. Pomyślcie o tych wszystkich nienarodzonych dzieciach, o kobietach, które nigdy nie mogły zajść w ciążę przez to, co przeszły w obozie – mówiła.
Wyrok w sprawie Hanninga jeszcze nie zapadł. Oskarżyciele twierdzą, że w czasie jego służby w Auschwitz zamordowano 170 tys. więźniów. Grozi mu dożywocie. – Co z tego, że 94-latek trafi do więzienia na resztę życia? Jeśli jest w stanie siedzieć, słuchać i patrzeć, jeśli może jeść, to może też pojawić się w sądzie. Był częścią maszyny do zabijania. Co z moim ojcem, którego zamordowano, gdy miał zaledwie 32 lata? A on żył szczęśliwie jak gdyby nigdy nic. Nie ważne, na jak długo go zamkną – przyznaje Angela.
md/ WP Kobieta