Uwiedzione przez sektę
W wakacje działają szczególnie aktywnie. Możemy ich spotkać w autobusie, na ulicy czy plenerowym festiwalu muzycznym. Zachęcają pięknymi słowami o potrzebie lepszego poznawania siebie, a czasem także pacyfistycznymi albo ekologicznymi hasłami. Wiele kobiet, szczególnie młodych, daje się schwytać w sidła werbowników sekt i zmienia swoje życie w prawdziwe piekło.
13.08.2013 | aktual.: 13.08.2013 11:53
W wakacje działają szczególnie aktywnie. Możemy ich spotkać w autobusie, na ulicy czy plenerowym festiwalu muzycznym. Zachęcają pięknymi słowami o potrzebie lepszego poznawania siebie, a czasem także pacyfistycznymi albo ekologicznymi hasłami. Wiele kobiet, szczególnie młodych, daje się schwytać w sidła werbowników sekt i zmienia swoje życie w prawdziwe piekło.
Według ostrożnych szacunków w Polsce działa 300 ruchów o charakterze sekciarskim, mających około 300 tysięcy aktywnych członków. Przeszło milion osób może znajdować się pod ich wpływem.
Nowych wyznawców szukają przede wszystkim w wakacje. „To czas wyjazdów, kiedy młodzież często zostawia rodziców w domu i nie ma jej kto kontrolować. Werbownik jest często świetnie przeszkolony. Pamiętajmy, że on nie mówi: „dzień dobry, jestem z sekty Moona”, ale udaje kolegę, zwyczajnego wczasowicza opalającego się na plaży i kąpiącego w jeziorze” – informuje w jednym z wywiadów Ryszard Nowak, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą. „Kiedy media zaczęły informować o tym, że sekty są skrajnie niebezpieczne, te zmieniły zasady działania i przestały rozdawać ulotki, oparły się na doskonale przygotowanych działaczach, których właściwie nie sposób rozpoznać” – dodaje.
Wilkołaki są wśród nas
Kilka tygodni temu media na całym świecie podały przerażającą informację o aresztowaniu w Brazylii trzech osób, którym zarzucono zamordowanie co najmniej dwóch kobiet, częściowe ich zjedzenie, a także sprzedaż pierogów nadziewanych farszem z przerobionych ciał ofiar. Z ustaleń śledczych wynika, że zatrzymany mężczyzna, jego żona oraz kochanka należeli do sekty, której hasłem przewodnim była idea „oczyszczenia świata i zmniejszenie liczy mieszkańców globu”.
W Polsce nie odnotowano jeszcze tak ekstremalnych historii, ale nad Wisłą również działają przedziwne ruchy. Na przykład Likanie, którzy wierzą, że mogą zmieniać się w wilkołaki. Wystarczy tylko złożyć ofiarą z człowieka, najlepiej z dziecka, a potem wypić jego krew. O wyznawcach tej koncepcji zrobiło się głośno, gdy „Super Express” zaprezentował zdjęcie Bartłomieja Waśniewskiego, ojca tragicznie zmarłej Madzi z Sosnowca, które młody mężczyzna zamieścił na jednym z portali społecznościowych. Na fotografii siedzi przy nagrobku i przerażającym wzrokiem patrzy w obiektyw aparatu. Pod fotką pojawił się opis: „Likanie – przy nas wampiry są niczym”. Waśniewski w rozmowie z „Faktem” przekonywał, że to tylko żarty, a on nigdy nie był członkiem żadnej sekty.
Ślub według Moona
Niewątpliwie Likanie nie są najgroźniejszą sektą w Polsce. Wydaje się, że na to miano bardziej zasługuje np. Kościół Zjednoczeniowy, założony ponad 100 lat temu przez Koreańczyka Sun Myung Moona. W naszym kraju jest on zarejestrowany pod nazwą Ruch pod Wezwaniem Ducha Świętego dla Zjednoczenia Chrześcijaństwa Światowego, ale przykrywką sekty jest wiele innych organizacji i stowarzyszeń, organizujących m.in. kursy komputerowe i języków obcych, dyskusyjne kluby filmowe czy wyjazdy rekreacyjne w góry. Ruchowi zarzuca się psychomanipulację i rozbijanie rodzin. Zmarły w ubiegłym roku Moon sam dobierał swoim wyznawcom partnerów i udzielał im zbiorowych ślubów.
Od wielu lat w Polsce obecna jest także sekta Rajneesha. Jej guru zachęcał swoich wyznawców do porzucenia wszystkich hamulców. Podobno podczas sesji medytacyjnych często dochodzi do orgii seksualnych.
Niebezpieczna jest również Wspólnota Niezależnych Zgromadzeń Misyjnych „Rodzina”, która liczy w Polsce przynajmniej kilkuset członków, przebywających w zamkniętych ośrodkach w Warszawie, Wrocławiu, Piasecznie i Karpaczu, gdzie poddawani są praniu mózgu. Aby pokazać miłość Boga, wyznawcy ofiarowują seks każdemu człowiekowi. Główny założyciel ruchu namawiał do częstego zmieniania partnerów wewnątrz sekty, a nawet seksu z nieletnimi czy kazirodztwa.
Umowa na miliard lat
Sektą, która w ostatnich latach budzi największe kontrowersje jest Kościół Scjentologiczny, rozsławiony przez słynnych wyznawców – Toma Cruise’a czy Johna Travoltę. Scjentolodzy reklamują się jako organizacja pomagająca w rozwoju duchowym, ale w praktyce ich działalność opiera się przede wszystkim na psychomanipulacji. Sekta świetnie radzi sobie także finansowo, ponieważ jej członkowie muszą płacić niemałe pieniądze za przejście na kolejny poziom oczyszczenia.
O tym jak destrukcyjnym ruchem są scjentolodzy, świadczą relacje byłych „wiernych”. Na przykład 30-letniej Amerykanki, Jenny Hill, siostrzenicy prominentnego członka władz Kościoła. Jenna była zaledwie siedmioletnią dziewczynką, gdy podpisała ozdobiony ornamentami dokument, w którym deklarowała wierność sekcie przez… miliard lat. Zdaniem twórcy scjentologii L. Rona Hubbarda tak długo przebywają w nas inkarnowane dusze zwane tetanami.
Jako małe dziecko Jenna musiała ciężko pracować na budowie jednej z siedzib Kościoła. „Dla nich nie byliśmy dziećmi, lecz wcielonymi dorosłymi. I dlatego nie widywaliśmy swoich rodziców częściej niż raz na tydzień” – cytuje wspomnienia Hill dziennik „Polska”. Gdy miała 12 lat musiała zerwać wszelkie kontakty z rodziną. Przeniesiono ją do ośrodka sekty na Florydzie, gdzie dziewczynkę poddano intensywnemu praniu mózgu. Po kilku latach poznała tam przyszłego męża, jednak nie było mowy o założeniu przez nich rodziny. „Oficjalnie w takich sprawach kościół zostawia ci wolny wybór, ale będąc członkiem Sea Org (elitarna grupa wewnątrz sekty), nie możesz mieć dzieci. Dlatego nieustannie czujesz nacisk na dokonanie aborcji. I wiele kobiet rzeczywiście się na nią decyduje” – opowiada Jenna. Na szczęście udało jej się uciec z ośrodka, a swoje dramatyczne przeżycia opisała w książce.
Szkoła przetrwania
Traumatyczne doświadczenie stało się również udziałem krakowianki Agnieszki. Kilka lat temu, w czasie wakacji, bez celu włóczyła się po Rynku. Wtedy podeszła do niej dziewczyna i wręczyła ulotkę z atrakcyjną finansowo ofertą obozu młodzieżowego. Organizatorzy zapewniali międzynarodowe towarzystwo, naukę angielskiego i wiele innych atrakcji. „Nie wahałam się długo i pojechałam. Na miejscu znalazłam dużą willę, w której mimo później pory czekało mnie kilkudziesięciu młodych ludzi. Przywitali mnie bardzo serdecznie i pomyślałam, że czekają mnie wspaniałe dni” – opowiada Agnieszka. „Jednak bardzo się pomyliłam” – dodaje.
Początkowo nic nie zwiastowało niebezpieczeństwa. Dziewczynę ujęła szczerość nowych znajomych, którzy chętnie rozmawiali na wszelkie tematy, często jednak zbaczając na tematy Boga i religii. „Po kilku dniach zaczęliśmy medytować i poznałam Daniela, który okazał się guru tej sekty. Tłumaczył, że jesteśmy wybrańcami i przebywając we wspólnocie przetrwamy nadchodzący koniec świata. Wszyscy byli wpatrzeni w niego jak w obrazek i wypełniali każde polecenie. Ja też początkowo byłam pod wrażeniem” – przyznaje Agnieszka.
Dziewczyna zaczęła stopniowo „wyłączać myślenie” i dostosowywać się do trybu życia sekty. Pracowała w ogrodzie, a później uczestniczyła w wielogodzinnych modlitwach. Jednak udało jej otrząsnąć, ale wtedy okazało się, że powrót do świata zewnętrznego jest niemożliwy. Dom był zamykany, a Agnieszce przydzielono opiekunkę, która nie spuszczała z niej wzroku. „Szprycowano mnie narkotykami, a wieczorami musiałam brać udział w orgiach ku czci Daniela. Czułam się coraz gorzej, byłam apatyczna i zagubiona” – relacjonuje. Pewnego dnia udało jej się jednak zdobyć klucze i uciec. Biegła przez kilka kilometrów, by w końcu dotrzeć do szosy.
Po powrocie do domu Agnieszka długo dochodziła do siebie. Jej „przyjaciele” z sekty jeszcze przez wiele miesięcy nękali ją telefonami i listami z pogróżkami.
Bombardowanie miłością
Kto jest ulubionym celem sekt? Przede wszystkim osoby osamotnione, mające problemy w relacjach z rodziną czy rówieśnikami. Tacy ludzie łatwo poddają się manipulacji. Członkowie niebezpiecznych ruchów wyznaniowych świetnie opanowali metodę „bombardowania miłością”. Zwłaszcza w początkowej fazie są wyjątkowo mili i serdeczni wobec nowego kandydata. Chętnie udzielają mu pomocy i służą dobrymi radami. Później zaczyna się zwykle pranie mózgu. Okres pobytu w grupie jest intensywnie zagospodarowany od rana do wieczora, by nie dać zbyt wiele czasu na samodzielnie myślenie. Ofiarę przekonuje się, że całe jej dotychczasowe życie było bezsensowne i oparte na błędnych przesłankach, przede wszystkim religijnych.
Nowy wyznawca jest także nęcony obietnicą zbawienia. Przywódcy sekty, zapewniają, że można na nie liczyć tylko w tym gronie, natomiast świat zewnętrzny zostanie potępiony. Wcześniej czy później ofiara odkrywa, że jest na różne sposoby oszukiwana, zniewolona i wykorzystywana materialnie, emocjonalnie, nierzadko również seksualnie. Powrót do normalnego życia bywa jednak trudny lub wręcz niemożliwy, ponieważ sekta stosuje różne formy szantażu i zastraszenia – od niepokojenia i maltretowania psychicznego aż do fizycznego pobicia i uwięzienia włącznie.
Rafał Natorski (raf/mtr), kobieta.wp.pl