Blisko ludziRozpuściłyśmy facetów jak dziadowskie bicze!

Rozpuściłyśmy facetów jak dziadowskie bicze!

Rozpuściłyśmy facetów jak dziadowskie bicze!
Źródło zdjęć: © Eastnews
12.08.2013 10:21, aktualizacja: 12.08.2013 10:32

Z Katarzyną Miller, psychoterapeutką, publicystką, filozofką, poetką śpiewającą swoje własne piosenki, która właśnie wydała kolejną książkę, zatytułowaną „Słone ciasteczka. 10 opowiadań erotycznych”, o seksie, życiu i mężczyznach rozmawia Elwira Piwowarska.

Z Katarzyną Miller, psychoterapeutką, publicystką, filozofką, poetką śpiewającą swoje własne piosenki, która właśnie wydała kolejną książkę, zatytułowaną „Słone ciasteczka. 10 opowiadań erotycznych”, o seksie, życiu i mężczyznach rozmawia Elwira Piwowarska.

WP.PL: Erotyzm jest ważny w życiu? W Pani książkach, nie tylko w tej ostatniej, zmysłowości, seksualności jest bardzo dużo.
Katarzyna Milller: Wielokrotnie mówiłam już, że życie jest seksualne w ogóle. Rodzimy się przecież z seksu. A w dodatku wszyscy jesteśmy obdarzeni zmysłami. Jedni troszkę mniej, inni bardziej czułymi. Ja bardzo! Wszyscy odbieramy świat zmysłami. Smak, zapach, dotyk, ale także wyobraźnia, wspomnienia, marzenia czy pragnienia to wszystko aspekty naszej seksualności.

A jak seksualność to erotyzm, a jak erotyzm, to za jakiś czas także seks. Poza tym zachwyt, podziw, radość, przyjaźń. To wszystko uczucia, które występują w bukiecie. Jak w przyrodzie, kiedy słońce nas grzeje, tu nas owiewa, tu nas zapachem uwodzi, tam się na coś patrzymy. Cały człowiek jest zaangażowany! Właściwie to ja wtedy mam uczucie, że już mi nic więcej nie trzeba. No może kogoś jeszcze do pary czasami!

Który zmysł jest dla Pani najważniejszy?
Wszystkie! Właśnie taki zestaw. Absolutnie jestem wzrokowcem. Ale ważny jest też, słuch, muzyka, tembr czyjegoś głosu. Smak! Kubki smakowe! Cholera jasna! Jak ja coś jem i mi smakuje to ciągle chcę więcej. To jest moje nieszczęście! A może szczęście właśnie? Jem coś pysznego, przy ładnie nakrytym stole, z przyjaciółką, z chłopem, czy sama. Patrzę się na coś pięknego, coś miłego słyszę i myślę „trwaj chwilo!”.

Czy to zmysłowe doświadczenie świata, fakt, że jest Pani tak otwartą, bardzo kolorową osobą, sprawia, że łatwiej jest Pani pisać o seksie? Pani erotyki nie są literaturą w stylu „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. To są raczej opowiadania refleksyjne, poruszające trudne tematy. Pisze Pani odważne rzeczy. Skąd taki pomysł?
To dla mnie naturalny etap rozwoju. Ja już i tak, jakby to powiedzieć, długo się rozwijałam. W ogóle długo się rozwijam, ale pewne rzeczy zaczęłam wcześnie, a inne dopiero teraz. Najpierw były wiersze. Potem przyszyły piosenki. To się wszystko rodziło, bo było gotowe. W trakcie powstawały książki psychologiczne, dzielenie się moim doświadczeniem, związanym z relacjami, gdzie seks też jest, ale nie jest na głównym miejscu.

Zgodzimy się chyba wszyscy, że pisanie o seksie jest trudne. Niektórzy pisarze w ogóle się seksu nie tykają. A są też pisarze, którzy właśnie dzięki seksualności zaistnieli, jak Henry Miller, który pisał fantastycznie zresztą. Parę kobitek też świetnie pisało o seksie właśnie i mnie to zawsze strasznie kręciło. Temat seksu podniecał mnie w sensie dosłownym, ale też ciekawił, jako człowieka, który używa słów. Zastanawiałam się, co ja z tym fantem mogłabym zrobić. Kiedy redakcja trzy lata temu poprosiła mnie o powiadania erotyczne, napisałam kilka, a oni wówczas przestraszyli się, że są takie mocne!

Mocne? Nie spodziewali się pewnie wówczas jeszcze boomu na wszystkie odcienie Greya i tym podobną literaturę.
Powiedziałam wówczas „ludzie, przecież na świecie są już Monologi waginy, ja tutaj już niestety nie jestem pierwsza!”. To jest dla mnie z jednej strony wyzwanie, z drugiej frajda. I pewne oczywiście ryzyko. Ryzykuję, bo używam mocnych słów, często dosadnych, ponieważ uważam, że nie da się ich ominąć, kiedy pisze się o mocnym, prawdziwym seksie. Można je omijać, kiedy mówimy o fazach, że tak powiem „rozpoznawczych”. Takich metafor szukałam w wierszach, jak choćby w Czerwonym pejzażu. Jego puentą był wers „zostawiam za sobą miasto”, czyli cywilizację, taką chodnikowo – zimną, bo nie można wejść w seksualność, nie wchodząc w coś, co nazywamy naturą.

„Odpowiadam na pożądanie/ namiętność rozpoławia spokój na drżenie i lęk.” Bo jest w seksie i napięcie, i niepokój, czyli i strach, i śmierć. To jest coś bardzo poważnego! To coś, co jest prawdziwym ryzykiem, że jak się poddamy, to kto wie, co będzie? Dlatego towarzyszę młodym kobietom, bo też to pamiętam i rozumiem. I chcę je oswajać, przybliżać do samych siebie. Nie budź się przy kimś, przy kim nie chcesz się budzić!

W swoich książkach często Pani mówi „nie męcz się dziewczyno, to Ty jesteś najważniejsza!”.
Uczyć się trzeba krótko i gdy nam coś to daje. Gdy przynosi efekt i wysiłek się opłaca. Jak się męczymy, i męczymy, i gówno, to jest już choroba. I tyle.

Polki są takie „umęczone”?
O tak. Strasznie! Strasznie są umęczone. Są niesłychanie bogate wewnętrznie, wyposażone fantastycznie. Kobiety mają do dyspozycji znacznie szerszy wachlarz możliwości niż mężczyźni. Trochę natomiast są „walone w łepek”, mają nie wystawać. Czyli ta ich indywidualność, ich oryginalność jest zawsze schowana. A ja im mówię: „wypuść to kobieto na zewnątrz, będziesz barwna, będziesz kimś!”. Nie trzeba być aktorką czy piosenkarką, żeby być barwną i piękną.

A czy nie jest tak, że z jednej strony Polki chciałby być kolorowe, a z drugiej strony takie właśnie „kolorowe osoby” są napiętnowane?
Napiętnowane są przez tych biedaków, co to same sobie nie wezmą, a innemu nie dadzą. Ja tam nigdy w życiu nie narzekałam, a ośmielę się za Panią powiedzieć, że szara nie jestem. Być może są osoby, które mi gdzieś tam sekują i czegoś nie pozwolą zrobić, tylko ja o tym na szczęście nie wiem. Odwrotnie, mam poczucie, że ludzie mnie za to lubią i jest to coś, co jest dla nich fajne, że po prostu się z tego cieszą. Bo ja nikomu nie żałuję. Co jest dla ludzi, którzy sami siebie nie lubią, trudne czasem.

Z jakimi problemami przychodzą do Pani kobiety?
Od jakiegoś czasu pracuję głownie w grupach, bo to daje świetne rezultaty. To są fajne baby, które chcą się rozwijać. Mają problemy, owszem. Czasami nawet poważne. Mąż narkoman, rodzice alkoholicy, dzieci ciężko chore. Wszystkie są dzielne! A mają przestać być takie dzielne! Mają być bardziej rozleniwione i więcej brać! Rozpuściłyśmy facetów jak dziadowskie bicze. Poczynając od mateczek przez żoneczki, które mamuśkują, bo taki wzór wyniosły z domu.

Czyli same jesteśmy sobie winne?
No tak! To jest bardzo ważna świadomość! Nie chodzi o to, żebyśmy przez to czuły się jeszcze gorzej, żebyśmy miały do siebie pretensje. Przeciwnie! Wystarczą podstawy, naprawdę. Chłopaki mają dwie nogi, dwie rączki, różne rzeczy potrafią. Łeb też mają nie od parady! Proszę bardzo. Tymczasem my sięgnęłyśmy we wszystkie dziedziny i w dodatku mamy tam wyraźne sukcesy, no to oni się obrazili.

Nie ma Pani takiego poczucia, że stało się coś dziwnego? Kobiety poszły jak burza do przodu, a mężczyźni stanęli z szeroko otwartymi oczami i nie mają pojęcia, co dalej?
Jak miało się stać, jak oni mieli wszystko za darmo? Głównie od kobiet. Dla mężczyzn kobiety są ważne. Ogromna ilość prominentnych mężczyzn przyznaje się do tego, że oni to wszystko robią po to, żeby babom imponować. No a teraz trzeba się jeszcze bardziej wysilić. Stracili taryfę ulgową, więc zaczęli udawać, że sobie nie odpuścili.

Mamy, że tak powiem, popieprzone różne przekazy kulturowe, które trzeba wyrównać zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Żeby obie płcie miały łatwiej. Po prostu łatwiej i bliżej do siebie, no i fajniej. I wtedy „ciup ciup” sobie porobimy, i mamy fajne dzieci, bo je chcemy mieć!

Nie podoba się człowiekowi jego dziecko, jeśli sam się sobie nie podoba. I on wtedy mówi: „a Kazio już się nauczył angielskiego, a ty jeszcze nie” albo „co się tak cieszysz, nie ma z czego!” A to jest przecież jego dziecko…

Skąd się to w nas wzięło? Możemy to jakoś naprawić? Wracamy znów do tematu seksu?
Wszyscy się urodziliśmy z tej cipki, że się tak wyrażę. Byliśmy w wodach płodowych, krwi i śluzie upaćkani. A teraz chcemy się wycierać bez przerwy. Jesteśmy tacy czyści. To bądźmy trochę brudni, no!

Może mamy problem z seksem? Stał się on tylko mechaniczną czynnością, odartą z seksualności. Kobiety nie potrafią o swoich potrzebach rozmawiać.
Nie potrafią, bo nikt ich nie słucha! Nikt nie chce słuchać, a każdy się wstydzi powiedzieć. To są rozmowy, które odbywają się dopiero wtedy, gdy rozmawia ze sobą rozluźnione, zaprzyjaźnione grono.

Na wszystkich przyjęciach w Polsce, jak się ludzie popiją, to zaczynają opowiadać dowcipy seksualne i wszyscy się chichrają. Potem różnie bywa. Jedni idą do domu i ewentualnie skonsumują coś w chałupie albo zostają zaczynają obściskiwać się po kątach. Nie mówię o takich gronach orgietkowach. To już przechył w stronę perwersji, która jest chorą seksualnością. Łatwiej o to, niż o taki dobry, namiętny, mocny i zdrowy seks.

Skąd w nas taka blokada?
Kościół od dawna straszył nas grzechem i piekłem. Na szczęście teraz się mu to coraz mniej udaje, bo ludzie już nie słuchają tak bardzo. Ale ślad pozostał bardzo głęboko. W naszych babciach, prababciach. Dziadkowie chodzili na kurwy, a babcie ciężko pracowały w domu i mówiły o tamtych paniach, że należy je pozabijać. A to przecież były takie same kobiety jak my!

Można więc powiedzieć, że ten problem wyssałyśmy z mlekiem matki?
Oczywiście, że tak! Sama miałam takie sny, że ja z mężem w łóżku w jednym pokoju, drzwi otwarte do drugiego pokoju, a tam z łóżka wygląda mamusia!

Szaleństwo!
Oczywiście! Właśnie dlatego moje podstawowe pytanie do wszystkich kobiet brzmi, czy ty masz szczęśliwą matkę? I najczęściej słyszę odpowiedź nie! Co byś nie zrobiła, mama niezadowolona, co by się nie działo, mama zatyrana, taka, która tylko podsuwa jedzonko. Gdzie Pani ma małżeństwa, które razem sypiają, klepią się po pupie, chodzą po kuchni objęci? No gdzie Pani to ma?

Dużo pracy przed całym pokoleniem młodych kobiet. Jeśli nie nauczą się żyć inaczej, wychowają kolejne nieszczęśliwe kobiety.
Bardzo mądrze mówią prawdziwi myśliciele, i to często mężczyźni, „kobieta szczęśliwa w domu, szczęśliwy dom”. Trochę to brzmi, jak mówią księża: ty kobieto odpowiadasz za całość. Nie to, że odpowiadasz, ale nadajesz ton! Jeśli ten ton jest wesoły, pełen życzliwości, ale też luzu, takiego przyzwolenia, to dom jest szczęśliwy! Ale nie, przecież w szafach ma być równo poukładane!

Kojarzy Pani Ewę Chodakowską?
Nie.

To trenerka fitness, która dokonała rewolucji w naszym kraju. Sprawiła, że wiele Polek wzięło się za siebie i zaczęło ćwiczyć. Zastanawiam się, czy Pani też nie jest taką rewolucjonistką?
Ależ tak! Ja też mam misję! Chcę, żeby kobietom było dobrze! Uwielbiam facetów, ale jestem absolutną feministką.

Jesteśmy dla siebie stworzeni, ale ciągle szukamy tej drogi do siebie. A droga jest oczywiście. Najfajniejsza jest w seksie! Ale nie tylko. Też we współpracy, w przyjaźni. Trzeba tylko zacząć od siebie. Zawsze od siebie.

Przyjaźni się Pani z kobietami?
Bardzo! Życia sobie bez nich nie wyobrażam. Kobiety to jest sól ziemi. Bez bab świat by się rozpadł! Chłopy by go wykończyły! Oni są świetni, jeśli chodzi o nowe technologie. Tylko, że życie jest stare. Ono jest ciągle takie samo. Technologie udają, że możemy je zmienić, a ono jest takie samo. Możemy nauczyć się klonowania, produkowania pigułek zamiast jedzenia i fajne życie będziemy mieli, prawda? Mam tylko nadzieję, że tego nie dożyję!

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (176)
Zobacz także