Blisko ludziZ grzybobraniem jest jak z grillowaniem. To nasz sport narodowy

Z grzybobraniem jest jak z grillowaniem. To nasz sport narodowy

Z grzybobraniem jest jak z grillowaniem. To nasz sport narodowy
Źródło zdjęć: © 123RF
Agnieszka Mazur-Puchała
07.09.2020 14:13, aktualizacja: 07.09.2020 15:49

- Z innymi grzybiarzami zbieramy na wyścigi, bo każdy kilogram to konkretne pieniądze na skupie. Kiedy dobrze płacą, mogę przynieść do domu i 300 zł. To mój rekord. Przy niższej stawce albo w gorszy dzień mam 120 – 150 zł - mówi w rozmowie z WP Kobieta grzybiarka spod Krakowa.

W pobliżu mojego domu jest potężny las ze starodrzewem. Biegają po nim borsuki, trafiają się nawet łosie. Piękne miejsce, zwykle niemal całkowicie wyludnione. Tłoczno zrobiło się w nim po zniesieniu zakazu wstępu do lasu 19 kwietnia. Wtedy na trawie przy drodze byłam w stanie naliczyć 20 – 30 samochodów. Wczoraj o 7 rano, kiedy wybrałam się tam na grzyby było ich… 107. Z obcymi rejestracjami, nie tylko z ościennych województw. Nawet w głębi lasu co i rusz natykałam się na ludzi z wiadrami uginającymi się od prawdziwków. Ja zbierałam je tylko do marynaty i suszenia. Oni – na skup. Jesień dla wielu Polaków, zwłaszcza emerytów, jest czasem, kiedy mogą sobie całkiem nieźle dorobić. Za kilogram grzybów najlepszego gatunku dostają od 15 do nawet 25 zł. Dniówka może więc wynieść nawet 300 zł!

Zawód: grzybiarka

- Bycie "handlarą" jest mniej prestiżowe niż zbieranie grzybów dla siebie. Wolałabym, żeby pani nie pisała o mnie z imienia i nazwiska – zaczyna pani L. z okolic Krakowa. – Mój dzień zaczyna się przed 5. Z latarką i w gumiakach idę do lasu. Mam swoje ścieżki i swoje miejsca. Wiem, gdzie chodzić, żeby znaleźć prawdziwki. Do 12 mam już dwa pełne wiadra. Jedno w rękach, drugie w plecaku. Mogę zbierać się na skup.

Pani L. dwa lata temu przeszła na emeryturę. Jej sytuacja finansowa błyskawicznie się pogorszyła. - Pracowałam całe dziesięciolecia na to, żeby na emeryturze móc odpocząć i zająć się tym, co lubię – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Ale gdzie tam! Cały czas szukam sposobów na to, żeby dorabiać. Inaczej brakowałoby mi na rachunki.

Kiedy tylko pojawią się grzyby, pani L. rusza do lasu. - To moja ulubiona forma zarobkowania na emeryturze – przyznaje. – Przez całe życie chodziłam na grzyby dla przyjemności. Robiłam przetwory, suszyłam borowiki na święta. Teraz jest to moja praca. Muszę się nabiegać po lesie, to już nie jest tempo spacerowe i relaks. Z innymi grzybiarzami zbieramy na wyścigi, bo każdy kilogram to konkretne pieniądze na skupie. Kiedy dobrze płacą, mogę przynieść do domu i 300 zł. To mój rekord. Przy niższej stawce albo w gorszy dzień mam 120 – 150 zł.

Czy takie "zawodowe" zbieranie grzybów daje jakąś radość? wid- O dziwo – tak! Jestem z siebie dumna zawsze wtedy, kiedy znajdę pierwszego grzyba o poranku – mówi pani L. – Kocham ćwierkanie ptaków o świcie i spłoszone sarny. Las dalej ma swój urok, nawet kiedy muszę przez niego pędzić. No i jestem zdrowsza. Miałam pracę biurową, a na grzybach wreszcie porządnie się ruszam.

Miałem osiem lat, kiedy pierwszy raz poszedłem na grzyby

Jarek Wacławski z Sieniawy na Podkarpaciu ma w swoim portfolio całe stosy artystycznych zdjęć przedstawiających grzyby, które zdarzyło mu się znaleźć w lesie. Kiedy zaczynał swoją przygodę, nie miał jeszcze pojęcia, które z nich są jadalne, a które powinien omijać. I trudno się dziwić, bo pierwszą wyprawę na grzybobranie odbył mając zaledwie osiem lat.

- Do dziś pamiętam moją pierwszą wyprawę, z tatą i kuzynem – opowiada w rozmowie z WP Kobieta. – Byłem jeszcze dzieckiem i kompletnie nie znałem się na grzybach, ale bardzo lubiłem chodzić po lesie. Nie wyobraża sobie pani, jak się cieszyłem, kiedy znalazłem mój pierwszy okaz! Był to borowik ceglastopory. I tak to się zaczęło. Od tamtej pory byłem już stałym gościem w lesie. Oczywiście zdążyłem się też podszkolić w temacie i bez problemu rozróżniam poszczególne gatunki.

Dziś, po latach, Jarek na grzyby chodzi ze starszym kuzynem. Wszystko, co uda im się włożyć do koszyków zostaje w rodzinie – nigdy nie zbierają z myślą o skupie. Grzyby są starannie czyszczone, krojone, suszone, marynowane, bądź też serwowane w postaci sosów czy zup. Jarek to nadal młody chłopak, ma 20 lat. Dlaczego jest w stanie wstać o 5 i wałęsać się, często w deszczu i niskich temperaturach, po podkarpackich lasach?

- Kocham piękno natury. Po prostu. Kiedy wchodzę do lasu uśmiech właściwie nie znika mi z twarzy. No i mam ogromną satysfakcję znajdując kolejne zdrowe okazy. Borowików szlachetnych, ale i innych grzybów. To wspaniałe uczucie.

Polacy i grzyby – miłość od wieków

Grzyby zbierają Polacy w każdym wieku. Z koszykami biegają całe rodziny. Jedni robią to dla zarobku, inni dla czystej przyjemności przebywania w lesie. To jeden z tych tematów, które rodzą najmniej społecznych kontrowersji. Chętnie chwalimy się tym, co udało nam się zebrać, opowiadamy anegdoty, publikujemy zdjęcia, a nawet podziwiamy cudze zbory. Bez cienia zawiści! Nie ma też żadnego problemu w tym, aby swoimi historiami dzielić się oficjalnie – podając imię i nazwisko oraz upubliczniając swój wizerunek.

Dlaczego tak jest? Sięgnijmy do źródeł. Na temat grzybobrania jako polskiego sportu narodowego rozmawiamy z dr Mirosławem Marczykiem z Katedry Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Literatura staropolska i późniejsza jasno wskazuje na Polaków jako "lubowników grzybów”. Spożywanie ich wydawało się dziwne naszym sąsiadom Niemcom, którzy patrzyli na nie z odrazą. Ludy słowiańskie i romańskie zalicza się do mykofilów, w przeciwieństwie np. do ludów germańskich zwanych mykofobami. Grzyby w polskiej tradycji ludowej otoczone były nimbem tajemnicy. Ich znaczenie wyjaśniały opowieści etiologiczne, na przykład traktujące o powstaniu grzybów podczas wędrówki Jezusa i św. Piotra po polskich wioskach. To wówczas Chrystus dokonać miał aktu kreacji, w wyniku którego chleb zamienił się w grzyby. Polski folklor wyjaśnia, dlaczego jedne gatunki są trujące, a inne nie. Rozstrzyga o przypisywanych im własnościach odżywczych lub leczniczych, koniecznej obecności potraw z grzybami na stołach wigilijnych. Coroczne wyprawy Polaków do lasu są zatem uzasadnione zrębami naszej kultury – komentuje dla WP Kobieta dr Marczyk.

Źródło artykułu:WP Kobieta