Blisko ludziZ kim na bal?

Z kim na bal?

29.01.2013 15:30

Zacznę od wyjaśnienia, że bal to nie dyskoteka. To określony rodzaj przyjęcia z tańcami, stołami, nazwiskami przy nakryciach, kelnerami, dress codem i drugą połową, czyli kimś, kto nam towarzyszy. Na bale nie chodzi się solo, szczególnie gdy się jest dziewczyną. Te średniowieczne zasady, do teraz, obowiązują osoby, które aspirują do bycia na poziomie Europejczyków, choć w Stanach też są bale z powyższymi zasadami.

Zacznę od wyjaśnienia, że bal to nie dyskoteka. To określony rodzaj przyjęcia z tańcami, stołami, nazwiskami przy nakryciach, kelnerami, dress codem i drugą połową, czyli kimś, kto nam towarzyszy. Na bale nie chodzi się solo, szczególnie gdy się jest dziewczyną. Te średniowieczne zasady, do teraz, obowiązują osoby, które aspirują do bycia na poziomie Europejczyków, choć w Stanach też są bale z powyższymi zasadami. Na paru byłam, ale wolę mniejsze spędy. Wybranie się na bal kobiety- singelki jest bardzo trudne, bo nie ma mowy o pójściu na przyczepkę. Nie mając stałego, wysokiego, eleganckiego, utanecznionego kochanka, musimy zdać się na kolegów. Najlepiej tych, którzy się w nas kochają i mają powyższe walory. Jest to szukanie kwiatu paproci w mroźny karnawał.

W tej sytuacji spuszczamy z tonu i bierzemy kolegę z defektami. Czyli najlepiej świeżo porzuconego przez koleżankę. Ma to wady w postaci tego, że może się z nami wybrać „na złość” ukochanej i o ile jest ona na tym samym balu, ciągnąć do niej jak opiłek do magnesu. Słowo opiłek jest nieprzypadkowe, bo się może opić i cały czas chcieć z nią zatańczyć, a nam opowiada o swojej miłości. Cham.

Lepiej więc wziąć kolegę własnego, zakładając, że jest doskonale wychowany i nie będzie kręcił głową jak latarnia morska, rozglądając się za wysokimi anorektyczkami na szczudłach. Nie zapomni o tym, czy mamy coś do picia i będzie tańczył przeważnie z nami. To moja metoda, ale nudna, bo po co nam tańce-przytulańce z kimś, z kim znamy się 10 lat i do teraz nic nie zaiskrzyło?

Jest na to rada. Można razem popolować i pomagać sobie wzajemnie. On prosi do tańca partnerkę faceta, który nam się podoba, a my myk i mamy ciacho. Cudze, ale tylko krowa nie zmienia poglądów. Potem my tańczymy z facetem laski, która podoba się koledze i on myk. Jest jakaś rozrywka.

W żadnym wypadku nie idziemy z pijakiem, bo samotny powrót do domu murowany. Będzie sobie pił solo i gadał bzdury o swoich podbojach, choćby wyglądał jak inkasent z prowincji. Nie idziemy z żarłokiem, bo będzie wolał jeść, niż się nami zajmować, a wstania od stołu nie zaryzykuje, bo mu zjedzą ulubioną sałatkę i przyniosą ciepłe danie podczas nieobecności. Nie idziemy z klocem, który nie umie tańczyć, a lubi. Zrobi z nas wiatrak, zdepcze kosztowne szpilki i zlany potem będzie duszą towarzystwa, a o czwartej nad ranem padnie jak kawka(ptak). Drugim wariantem kloca jest partner, który będzie pił solo i nie zatańczy ani razu, a my będziemy też sobie siedziały lub dołączały do kółek. OK, ale zaraz będzie wolny kawałek i zostaniemy solo.

Oczywiście te koszmary dotyczą lasek, które nie mają męża czy konkubenta z dwójką dzieci z dwóch różnych małżeństw, który do nich dzwoni powiedzieć dobranoc. Te nieszczęsne właścicielki ogiera przypominają straż miejską. Trzymają się zasady, że partner jest ich niezbywalną własnością i nawet przy stole trzymają go za łapę, utrudniając przy okazji picie. Demonstrują swoją wyższość nad nieszczęsnymi singelkami, które mają nadzieję, że coś skubną. Żonaty facet na balu staje się operetkowym pantoflarzem, a jak spróbuje się urwać, zostanie znaleziony, doprowadzony na miejsce i skarcony jak pies po nasikaniu na dywan.

Kiedyś była instytucja fordansera i fordanserki, którym płacił organizator. Ich zadaniem było tańczenie z samotnymi osobami, obojga płci. Czasem bywali to studenci na dorobku, czasem panienki lekkich obyczajów, ale przynajmniej nikt nie siedział. Widok samotnej biduli przy wielkim stole wzruszy nawet prokuratora.

Oczywiście najpewniejszy jest układ pójścia tak zwaną „ paczką”, czyli grupą singli, celem porozglądania się za zwierzyną z innej paczki singli. Ciekawe, że bardzo często nowe pary tworzą się na weselach, a na balu nie idzie. Tu nadmieniam, że bale teraz mają szwedzki stół i bary, co ułatwia singlom kłusowanie. Po kilku godzinach nie wiadomo, kto, z kim przyszedł, ciemno, głośno, wszyscy na bani i zabawa murowana. W finale bal opuszczają zdyszane singielki uczepione jakiegoś biznesmena, którego żona zwiała z szefem, a ich kolega poznał mężczyznę swojego życia i poszli oglądać video do kosztownej plomby w centrum.Kondukt zamykają osowiałe lub pokłócone małżeństwa wracające do domu celem wysikania psa lub nakarmienia kota.

Ta apokaliptyczna wizja nie musi być prawdą. Mnie się jakoś udaje dobrze bawić, ale uważam, że bale są dla zakochanych albo takich tuż, przed. Niech żyje bal, bo to życie to bal jest, nad bale! - jak pisała Osiecka. Byle się suknia zwróciła emocjonalnie.

POLECAMY:

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (14)
Zobacz także