Za plecami Chrystusa
Pewnego dnia do domu Mariny przyszedł znajomy syna. Szykowała się do pracy, Marcel pił kawę w kuchni. Młody mafioso nie pozwolił się jej nawet pożegnać z synem. Zabił go na jej oczach. Do dzisiaj nerwowo zerka na miejsce, w którym tego dnia leżało ciało Marcela. O życiu w brazylijskich slumsach opowiada nam Karolina Kozioł.
Mówią, że to Miasto Boga. Brazylijskie slumsy były ukrywane przez lata przed turystami, bo wstyd pokazywać miejsce, od którego odwrócił się sam Chrystus Odkupiciel. A ty poszłaś tam z kamerą…
Na początku widoki rzeczywiście zapierają dech w piersiach. Czuje się siłę i potęgę tego miasta. Slumsy były i są ukrywane przed turystami. Przejeżdżając z lotniska do centrum miasta, widzimy mury z piękną grafiką, a za nimi czai się bieda. Turysta nie jest w stanie tego zauważyć, jeżeli spędza tam tylko parę dni. A jak jesteś tam dłużej, odkrywasz warstwy prawdy, która kryje się tuż za murami. Tam ludzie umierają. To raj i piekło w jednym. Z początku przypomina trochę plan filmowy: przez te mury, przez uśmiechy policji, przez widoki - wszystko jest tak piękne i sztuczne jednocześnie.
O tej wyprawie marzyłam latami. Pamiętam, że kiedy miałam 11 lat, obejrzałam film dokumentalny o zielonych płucach świata - Amazonii. Bardzo mi się spodobało to, że ktoś był w stanie pokazać mi inną kulturę, inny świat i pomyślałam, że opowiadanie o tych niedostępnych zakątkach świata będzie taką moją misją.
Po co ty tam do Rio właściwie pojechałaś? Skąd pomysł na to, by nakręcić w fawelach film dokumentalny?
Byłam na ostatnim roku studiów licencjackich w Wielkiej Brytanii i byłam bardzo głodna życia. Stwierdziłam, że jeżeli nie pojadę teraz, to nie pojadę tam nigdy. Wiele osób uważa, że za bardzo ryzykuję w życiu, że jeżdżę w miejsca, w których mogę zginąć. Po tym, jak odwiedziłam parę zakątków w Ameryce, Azji czy Afryce, stwierdzam, że nie ma niebezpiecznych miejsc na świecie. O slumsach w Brazylii czytałam wiele. Z jednej strony miało być bardzo biednie, domy zbudowane ze śmieci, ludzie umierający z głodu i błagający o jedzenie. Z drugiej - każdy miał mieć dostęp do telewizji, a ludzie w 100 proc. szczęśliwi z tego, co mają. I chciałam sprawdzić, jak to jest naprawdę.
Jak wytłumaczyłabyś komuś, kto nigdy tam nie był, czym tak naprawdę są fawele i jak wyglądają?
Pierwsze slumsy powstały w Brazylii jakieś 300 lat temu, gdy uwolnieni niewolnicy zaczęli osiedlać się na wzgórzach. Fawela jawi się jako miejsce, które jest raczej omijane przez turystów. Wyjątkowo przepełnione miejsce. W samym Rio jest około 1000 faweli. Największa z nich - Rocinha ma około 150 tys. mieszkańców. Turyści boją się tam wchodzić. Boją się wkroczyć do świata całkowicie innego od tego, w którym żyją. Takiego, który nie wie co to sprawiedliwość, a gdzie elektryczność, ciepła woda i dostęp do toalety to rzadkość.
Pierwsze, co od razu się narzuca, to jednak zapach. Ludzie wyrzucają śmieci na zewnątrz, wszędzie pełno brudu, szczurów. Tak jest szczególnie w tych głębszych częściach faweli. Domy budowane są jeden na drugim, niektóre uliczki są tak ciasne, że nie da się przejść. O pomoc w oprowadzeniu mnie po największej faweli w Rio poprosiłam Edmundo, który pracuje jako przewodnik dla turystów. Ja chciałam zobaczyć więcej niż przeciętny turysta. Powiedziałam, po co tu przyjechałam i co robię, zapytał tylko czy jestem tego pewna. Kazał wyłączyć kamerę i słuchać tego, co mówi, że jeden nieostrożny ruch i możemy zginąć. Szliśmy długo w górę po schodach. Edmundo stwierdził, że stąd właśnie brazylijskie kobiety mają tak seksowne kształty, bo muszą wspinać się do swoich domów każdego dnia po kilka razy - był to oczywiście żart, ale chyba coś w tym jest. Po drodze mijaliśmy przeróżne osoby, sklepy, kosmetyczkę, fryzjera.
Mój przewodnik powiedział, że zobaczę coś wyjątkowego. Wtedy na twarzy odbiło mi się słońce od lustra, które stało przed wejściem do jednej z uliczek. Ktoś nas przez nie obserwował. Edmundo upewnił się ponownie, że kamera jest wyłączona. Parę kroków później zrozumiałam, że wkroczyliśmy na teren fawelskiej mafii. Wiedzieli, że przyjdziemy. Chodzili z karabinami po ulicach. Byli wśród nich znajomi Edmundo. Zapytałam kilku, czy są szczęśliwi z takiego życia. Są, choć innych możliwości nie mieli. Do mafii musieli pójść, bo to jedyna droga, by zarobić na życie. Mówili: „nie jesteśmy złymi ludźmi, tylko policja tak uważa. My po prostu robimy swoje”.
„Ludzie traktują nas jak psy” – to cytat z twojego materiału. A mimo sytuacji, w jakiej się znaleźli, potrafią sobie poradzić.
To prawda. W Europie próbujemy być równi, ale gdy zapytasz swojego sąsiada, czy jest szczęśliwy i jakie ma marzenia, najczęstszą odpowiedzią będą pieniądze. W Brazylii zadałam te same pytania. Tu większość pragnie normalnych domów, w których nie będzie przeciekał dach, gdy spadnie deszcz. Miejsca, które pomieści całą rodzinę. Oni doceniają to, co mają. Tworzą jedną, wielką rodzinę, pomagają sobie nawzajem. Dziękują Bogu za wszystko.
Byłaś w Rio, Sao Paulo i Foz do Igazu – czym różni się życie ich mieszkańców?
Ludzie z Foz do Igazu żyli biedniej niż ci z Rio. Domy budowali z rzeczy, które znaleźli na wysypiskach. Często nie było w nich podłogi, stawiane były na czystym gruncie. Co ciekawe, budowa takiego domu przy wzmożonym wysiłku zajmuje zaledwie 24 godziny. Mieszkańcom slumsów zadawałam dwa podstawowe pytania: „co jest twoim największym marzeniem i czego najbardziej żałujesz?”. Ku mojemu zdziwieniu, na pierwsze pytanie odpowiadali jednoznacznie – największym marzeniem było posiadanie „normalnego domu”. Niczego w sumie nie żałują, są szczęśliwi i cieszą się z tego, co mają. Tylko ich otoczenie jest nieciekawe. Z racji swojego położenia, Foz do Igazu graniczy z Paragwajem i Argentyną, istnieje łatwy dostęp do narkotyków przywożonych do Brazylii z dużo tańszych państw ościennych. W Foz do Igazu handel narkotykami jest zatem ogromny. Kiedy pytałam przechodniów, jak dojść do faweli, nie tylko wskazywali mi drogę, ale również polecali najtańszego dilera. Bo jak uważają tamtejsi mieszkańcy, na fawele chodzi się tylko po to, by kupić narkotyki.
Fawele w Rio niczym praktycznie nie przypominają tych w południowej części Brazylii. Domy na domach, ciasne uliczki. Oczywiście wszystko ma swoje przyczyny. Gdy uzbrojeni policjanci wkraczają do faweli, za nic nie uda im się przejść przez tak wąską drogę.
Prawie każdy dom posiada antenę satelitarną, a w środku stoją telewizory plazmowe. Większość mieszkańców paraduje z Iphone’ami. Nie pytałam, ile z tych rzeczy było ukradzione, a ile zarobione ciężką pracą.
Która historia zapadła ci najbardziej w pamięci po tej wizycie w slumsach?
To historia 50-letniej Mariny, mieszkanki faweli w Foz do Igazu. Zapytałam ją tradycyjnie, czy czuje się szczęśliwa. Odpowiedziała stanowczo, że tak, ale boi się, że gang zabierze jej kolejnego syna.
Mówiła: „to było 4 lata temu, ubierałam się do pracy, była 6 rano, a że pracuję jako pielęgniarka, w szpitalu musiałam być o 7. Mój najstarszy syn jak zawsze siedział w kuchni, pił kawę. Ktoś przyszedł do naszego domu. Kojarzyłam go, wiedziałam, że pracuje dla gangu. Myślałam, że to kolega Marcela. Powiedział mi bardzo zdenerwowany, że muszę pożegnać się z synem, bo go zabije. Myślałam, że żartuje i poprosiłam, żeby się uspokoił. Marcel nie zdążył mi wytłumaczyć, o co chodzi. Zabójca mojego syna nie dał mi nawet się z nim pożegnać. Był od niego zaledwie kilka lat starszy”.
Marina najwidoczniej odtwarzała w głowie całą scenę, bo z nerwów co rusz milkła i patrzyła na miejsce, gdzie jeszcze jakiś czas temu leżało ciało jej syna. „Boję się, że drugi syn skończy tak samo, choć mu tłumaczę i chcę, żeby nauczył się czegoś, na historii brata”. Zabójcy wybaczyła.
*Takich historii jest w Brazylii na pęczki. *
W kraju jest bardzo łatwy dostęp do broni i to jeden z głównych problemów ogromnej przestępczości i zabójstw. Ponadto do 18. roku życia nie jest się karanym, dlatego to właśnie dzieci są tymi, którzy okradają turystów w biały dzień. To, co zbiorą na ulicy, zanoszą do gangów.
Jedno z pewnie najniebezpieczniejszych miejsc na świecie jest też rajem dla policjantów. Czerpią zyski na mafijnej działalności?
W Brazylii istnieje ogromna korupcja. W Foz do Igazu, gdzie liczba mieszkańców wynosi około 270 tys., jest to bardzo widoczne. Rozmawiałam z wieloma policjantami, detektywami, lekarzami, prawnikami i nikt z nich nie wstydzi się o tym otwarcie mówić. Gdy pytałam ludzi pracujących dla mafii, skąd mają broń i czy trudno ją zdobyć, mówili, że to łatwizna, że mają ją od policji. Tak funkcjonariusze czerpią dodatkowe zyski.
Sami nakręcają tę wojnę i chyba trudno stwierdzić, kto jest tą gorszą stroną konfliktu.
W fawelach toczy się ciągła wojna pomiędzy mieszkańcami, a UPP - UNIDADE de Policia Pacificadora. UPP utworzono do walki z gangami i narkotykami. Co prawda, w przeciągu kilku lat zmniejszył się odsetek przestępczości, ale również zmniejszyła się liczba mieszkańców faweli. Wydawać by się mogło, że policja może zaprowadzić porządek na terytorium bez granic. Nic bardziej mylnego. UPP sieje strach. Podczas mojego pobytu byłam świadkiem akcji policji na fawele. Obraz, który zobaczyłam, przeraził mnie. Zamaskowani, uzbrojeni policjanci wkroczyli na fawele w poszukiwaniu dilera narkotyków. Grozili śmiercią za kłamstwo i straszyli dzieci, by tylko zdradziły, gdzie ich cel mieszka. Bezbronni ludzie i uzbrojeni policjanci - tak to wygląda.
Zanim powstało UPP, porządku w Rio pilnował specjalny oddział wojskowy BOPO. Udało mi się dotrzeć do jednego z wydziałów. Na powitanie zamiast „cześć” mówią „czaszka”. Czaszka z wbitym nożem to symbol zwycięstwa nad śmiercią. Są najlepiej uzbrojoną grupą, a ich celem jest właśnie zwycięstwo nad śmiercią - wyjście cało z akcji.
Żeby dostać się na takie akcje w Rio, trzeba przejść specjalne szkolenie, które zapewnia BOPO. Ja tych warunków nie spełniłam. Byłam jednak na akcji policyjnej w faweli Bubas w Foz do Igazu. Poszukiwali dilera narkotyków. Ludzie chowali się w domach. Gdy wkracza policja, fawela robi się całkowicie pusta. Padło parę strzałów, a jak później się okazało, nie do tej osoby, której szukali.
Czego nauczyła cię Brazylia?
Dała mi porządną lekcję życia. Do Europy wróciłam zupełnie inna, zaczęłam doceniać ciepłą wodę pod prysznicem i wiele innych rzeczy. Cieszę się z tego, co mam. Innym mówię: „traktuj każdy dzień, jakby miał być tym ostatnim”. Nie gońmy za pieniędzmi, bo to zgubna droga.
_Karolina Kozioł – producentka, reżyserka i założycielka Dream Catcher Studio. Od kilku lat kręci filmy dokumentalne m.in. o życiu w Wielkiej Brytanii, Indiach, Francji, a ostatnio Brazylii. _