„Umrzeć, by opowiedzieć historię” – kim była Veronica Guerin?
W 1994 r. nielegalny handel narkotykami spowodował, że wskaźnik przestępczości w Irlandii stał się najwyższy w historii. 15 tys. ludzi codziennie wstrzykiwało sobie heroinę, a w klinikach dla uzależnionych rejestrowały się już nawet 14-letnie dzieci.
05.04.2012 | aktual.: 06.04.2012 10:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W 1994 r. nielegalny handel narkotykami spowodował, że wskaźnik przestępczości w Irlandii stał się najwyższy w historii. 15 tys. ludzi codziennie wstrzykiwało sobie heroinę, a w klinikach dla uzależnionych rejestrowały się już nawet 14-letnie dzieci. Działania policji, zmierzające do schwytania lordów gangów narkotykowych, praktycznie nie przynosiły rezultatów, prawo irlandzkie też temu nie do końca sprzyjało. Wojnę dilerom wypowiedziała, niejako w pojedynkę, dziennikarka „Sunday Independent” – Veronica Guerin. W 1994 roku zaczęła pisać o baronach mafii narkotykowej, obnażając ich działania i wskazując kolejne powiązania przestępców podziemnego światka. Dwa lata później przypłaciła to życiem.
Była jednym z pięciorga dzieci księgowego Christophera Guerina i jego żony Bernadette, która zajmowała się prowadzeniem domu. Veronica urodziła się w 1959 r. w Dublinie. Poszła w ślady ojca i studiowała księgowość na Trinity College. Potem pracowała w jego firmie, ale gdy zmarł w 1983 r., założyła własną, specjalizującą się w public relations. Do dziennikarstwa trafiła stosunkowo późno, w wieku 31 lat. Pisała dla „Sunday Business Post” i „Sunday Tribune”, gdzie głównie zajmowała się tematyką biznesową. Miała jednak wrażenie, że pisze o rzeczach mało istotnych, bo widziała, co dzieje się na ulicach Dublina. W stolicy były blokowiska, w których porzuconymi na podwórku strzykawkami bawiły się małe dzieci. Pracując już wówczas dla „Sunday Independent”, podjęła temat nielegalnego handlu narkotykami.
Alan Byrne, jej przełożony w „Sunday Tribune”, wspomina w wywiadzie dla magazynu „People”, że była wspaniałą reporterką. Potrafiła nakłonić ludzi do tego, by mówili. Umiała też dotrzeć do tych, którzy mówić nie chcieli. W 1993 r. w Ekwadorze odnalazła biskupa Galway, Eamonna Casey’a, który został ojcem i w niesławie uciekł z Irlandii. Z taką samą determinacją prowadziła swoje dziennikarskie śledztwo w sprawie dilerów narkotyków. Zjawiała się u drzwi najgrubszych ryb w tej branży. Opisywała ich działania, używając pseudonimów, gdyż prawo prasowe nie pozwalało operować nazwiskami. Mimo to liderzy gangów narkotykowych przestawali być anonimowi, zaczęli obawiać się jej bardziej niż policji. Szybko zaczęła im przeszkadzać. Ona natomiast wierzyła, że jest chroniona przez zasadę, że kryminaliści nie zabijają dziennikarzy. Tak, jak wiele rzeczy oceniała bardzo trafnie, tak w tym przypadku się myliła.
Veronica Guerin poślubiła Grahama Turley’a, budowniczego. Sprawiali wrażenie zgodnego, udanego małżeństwa. On rozumiał, że praca była jej największą pasją. Bał się o swoją żonę, ale jednocześnie nie chciał jej powstrzymywać przed prowadzeniem dziennikarskiego śledztwa. Wiedział, że tym żyje. Lise Hand, jej koleżanka redakcyjna, powiedziała na łamach magazynu „People”, że rodzina była dla Veronici centrum jej wszechświata. Zawsze miała czas dla syna, Cathala, a mąż był jej ostoją. Wspierał ją i kochał. Kiedy zaczęła pisać o narkotykach, ich dziecko miało 4 lata. To o jego bezpieczeństwo najbardziej się obawiała. Chciała jednak kontynuować pracę, której się podjęła.
Pierwsze ostrzeżenie dostała po tym, jak opublikowała artykuł o Martinie Cahillu, jednym z przywódców irlandzkich dilerów narkotyków, który miał dzieci zarówno ze swoją żoną, jak i z jej siostrą. Dotarła do jego domu, próbując z nim porozmawiać. Zobaczyła Cahilla jednak tylko przez drzwi tarasu, gdyż nie miał zamiaru odpowiadać na jej pytania. Jakiś czas później został zastrzelony w swoim samochodzie. Kiedy opisała jego działania i śmierć, ktoś zjawił się pod jej domem i dwa razy strzelił w okna. Bawiła się wtedy ze swoim synkiem.
Drugi raz naruszono jej prywatność, kiedy napisała o największej w historii Irlandii kradzieży 4,4 mln dolarów z jednego z najlepiej chronionych magazynów w pobliżu lotniska w Dublinie. Przeprowadziła wywiad z głównym podejrzanym w napadzie i opisała go jako lokalnego szefa przestępczego kartelu. Miesiąc później, kiedy była sama w domu, otworzyła drzwi gangsterowi, który przyłożył jej broń do skroni. Postrzelił ją jednak w biodro.
Po tym zdarzeniu, na polecenie wydawcy „Sunday Independent”, w jej domu zainstalowano warty 40 tys. dolarów system alarmowy, przydzielono jej także całodobowy policyjny dozór. Po kilku dniach Veronica z niego jednak zrezygnowała, twierdząc, że utrudnia jej pracę reporterską. Nikt nie chciał z nią rozmawiać, widząc ją w obstawie mundurowych. Wszędzie więc woził ją mąż, gdyż o kulach sama nie mogła prowadzić. Po postrzale odwiedziła wszystkich kluczowych gangsterów, pokazując, że nie uda im się jej zastraszyć.
We wrześniu 1995 r. stanęła u progu najpotężniejszego bossa mafii narkotykowej – Johna Gilligana. Zapytała, jak może sobie pozwolić na taki luksusowy styl życia, nie posiadając żadnego udokumentowanego dochodu. W odpowiedzi rozerwał jej bluzkę, szukając ukrytych mikrofonów, a następnie dotkliwie pobił. Potem do niej zadzwonił grożąc, że jeśli w gazecie wspomni jego imię, zgwałci jej syna, a ją zabije.
Po długim wahaniu zdecydowała się wnieść przeciwko Gilliganowi akt oskarżenia o pobicie. W wywiadzie telewizyjnym powiedziała, że gdyby milczała, byłby to znak, że można bezkarnie prześladować dziennikarzy.
Nawet jeśli przeczuwała, że dalsze zajmowanie się tematem nielegalnego handlu narkotykami może się dla niej źle skończyć, wiedziała jednocześnie, że się nie podda. Nie chciała pozwolić, by dilerzy okazali się twardszymi graczami niż ona.
Pisała nie tylko o czołowych przestępcach, ale też sugerowała, jak można prawnie walczyć z nielegalnym handlem narkotykami.
Odreagowywała poprzez swoją największą, zaraz po pracy, pasję – soccer. Miłość do tego sportu narodziła się w niej jeszcze w szkole. W wieku 15 lat brała udział w ogólnokrajowych zawodach piłki nożnej w Irlandii. Grała też w koszykówkę i w camogie (irlandzki sport hurling w wykonaniu dziewcząt). Po skończeniu szkoły pozostała wiernym kibicem drużyny Manchester United, a poranki zaczynała od przewertowania stron sportowych gazet.
Lubiła też szybką jazdę samochodem. To właśnie auto było jej mobilnym biurem. Pracowała głównie w terenie. Na swoim koncie miała liczne mandaty za przekroczenie prędkości i za rozmawianie przez komórkę. Z dwóch telefonów wykonywała dziennie średnio 50-60 połączeń.
To właśnie z sądu, z rozprawy dotyczącej jej wykroczeń na drodze, wracała owego pamiętnego dnia, 26 czerwca 1996 r. Sędzia nie pozbawił jej prawa jazdy, ukarał jedynie niewielką karą grzywny. Była w doskonałym humorze, triumfowała, że po raz kolejny udało jej się wygrać. W euforii nie zauważyła motoru, który zatrzymał się obok niej, gdy stała na światłach. W jej kierunku padło pięć strzałów. Zginęła na miejscu.
Śmierć Veronici Guerin wzbudziła falę wściekłości wśród mieszkańców Irlandii, a dziennikarka stała się narodową ikoną w walce przeciw baronom narkotykowego handlu. W miejscu, gdzie doszło do strzelaniny, a także przed budynkami rządowymi i gmachem „Sunday Independent”, Irlandczycy składali w jej hołdzie kwiaty.
Ówczesny premier Irlandii – John Burton, nazwał morderstwo Veronici Guerin „atakiem na demokrację” i mimo trwającego w parlamencie sezonu wakacyjnego, 25 lipca zwołał jego nadzwyczajne zgromadzenie. W wyniku tych obrad uchwalono Ustawę o środkach pochodzących z przestępstw (Proceeds of Crime Act 1996) i powołano do życia Biuro Kryminalnych Aktywów (Criminal Assets Bureau), zajmujące się konfiskatą dóbr majątkowych pozyskanych za środki pochodzące z przestępstw.
Po zabójstwie Guerin media skierowały swoją uwagę na Gilligana i jego współpracowników. Sam przywódca gangu nigdy nie został skazany za zabicie dziennikarki. Wiadomo, że nie on pociągnął za spust, bowiem dzień przed morderstwem opuścił Irlandię. Sam twierdził, że zabójstwo Guerin zlecił John Traynor, jeden z jej głównych informatorów. John Gilligan został skazany na 28 lat pozbawienia wolności za handel narkotykami, jednak w wyniku apelacji wyrok zmniejszono do lat 20.
Dożywocie w sprawie o morderstwo Veronici Guerin dostali Brian Meehan i Paul Ward. Pierwszy prowadził motocykl, a drugi odpowiedział za usunięcie motoru i ukrycie broni, z której padły strzały.
Patrick „Dutchy” Holland, wskazany przez świadka koronnego Charlesa Bowdena jako ten, który wymierzył strzały, nie został uznany za winnego zabójstwa. Sąd skazał go jedynie na 9 lat więzienia za handel narkotykami. Ostatecznie za mordercę Guerin uznano Meehana.
Dochodzenie w sprawie śmierci Veronici Guerin zaowocowało ponad 150. aresztowaniami i licznymi wyrokami dla dilerów, a także konfiskatą narkotyków, broni i majątku pozyskanego za pomocą nielegalnych środków. W ciągu 12 miesięcy przestępczość w Irlandii spadła o 50 procent.
Mąż dziennikarki, Graham Turley, nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co się stało. Zaprzeczał jej śmierci, dopóki nie zidentyfikował zwłok i po raz ostatni jej nie pocałował. „Wtedy zaczęło walić mi serce, mówiąc: To jest Ronnie” – wyznał kilka dni po zabójstwie żony w wywiadzie dla jednej ze stacji radiowych. Aby wyjaśnić 6-letniemu wówczas Cathalowi śmierć matki, kupił klocki lego i próbował pokazać motocykl i samochód oraz to, co się stało. Chłopiec jednak nie rozumiał. Pytał, czy mama wróci do domu. Graham powiedział, że nie, ale będzie cały czas nad nimi czuwać. Na to Cathal odrzekł: „Już rozumiem. Jest z Bogiem i będzie na mnie odtąd cały czas patrzeć, na wszystko co robię.”
Dziś syn Veronici ma 22 lata, skończył sztukę na University College Dublin. Graham Turley ożenił się ponownie w 2010 r. ze swoją wieloletnią partnerką Suzanne Tormey, z którą ma córkę Saoirse. Para dostała błogosławieństwo matki Veronici – Bernadette Guerin.
Dziennikarka „Sunday Independent” została zastrzelona dwa dni przed odbywającym się w 1996 r. w Londynie Forum Wolności, podczas którego miała mówić o swojej pracy. Tytuł jej wystąpienia brzmiał: „Umrzeć, aby opowiedzieć historię: dziennikarze a ryzyko.”
W Dublinie postawiono jej pomnik, otrzymała pośmiertnie nagrody za walkę w obronie wolności. Gazeta, w której pracowała, ustanowiła w 2007 r. stypendium dla studenta Dublin City University, który chce zajmować się dziennikarstwem śledczym.
Od jej śmierci minęło 16 lat, a Veronica Guerin do tej pory jest jedną z najżywszych narodowych legend.
(ios/sr)