GotowaniePrzepisyBezmięsne nie zawsze znaczy zdrowe

Bezmięsne nie zawsze znaczy zdrowe

Wegetarianizm definiowany może być różnie. Dla jednych to tylko sposób odżywiania się, menu pozbawione mięsa. Jednak dla większości osób, które decydują się na taką formę żywienia to styl życia. Sposób na zachowanie zdrowia z poszanowaniem np. praw zwierząt. Liczy się nie tylko to czego nie ma na talerzu, ale i jak zostało przyrządzone to, co na niego trafiło. Niestety, o tym wiele polskich lokali wegetariańskich zapomina.

Bezmięsne nie zawsze znaczy zdrowe
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

Wegetarianizm definiowany może być różnie. Dla jednych to tylko sposób odżywiania się, menu pozbawione mięsa. Jednak dla większości osób, które decydują się na taką formę żywienia to styl życia. Sposób na zachowanie zdrowia z poszanowaniem np. praw zwierząt. Liczy się nie tylko to czego nie ma na talerzu, ale i jak zostało przyrządzone to, co na niego trafiło. Niestety, o tym wiele polskich lokali wegetariańskich zapomina.
Dostajemy więc kopiastą porcję ryżu (białego – o brązowym najczęściej nie ma co marzyć), stos surówek (nie zawsze świeżych) i sojowy produkt kotleto- lub gulaszopodobny w gęstym sosie, często z dodatkiem śmietany. Zdarza się też, że reszta talerza tonie w majonezowej zalewie. I co? Wciąż brzmi zdrowo?

- Niestety, w wielu polskich wegetariańskich barach pracują osoby, które nie traktują takiego sposobu odżywiania się i życia jako pasji. Dlatego często takie lokale funkcjonują jak bezmięsne wersje barów mlecznych – komentuje Dominika Stefankiewicz, dietetyczka z Akademii Zdrowej Diety. - Forma podania tych dań pozostawia wiele do życzenia, ale i sposób przyrządzenia potraw daleki jest od ideału.

Pomińmy formę, skupmy się na jakości. Co spotykamy najczęściej?
- Makaron – rzadko kiedy razowy, najczęściej zwykły, biały, a więc bardziej kaloryczny – mówi dietetyk. – Ryż dziki jest szalenie drogi, dlatego także w gastronomii rzadziej spotykany. Często serwuje się nam ryż biały wymieszany z mała ilością dzikiego. Uważajmy także na naleśniki. Wydaje nam się, że te serwowane w takich lokalach wykonane są z mąki ciemnej, razowej. Ale bardzo często wykorzystywana zostaje tylko mąka biała albo mieszanka – trochę mąki ciemnej i dużo białej. Do tego śmietana, w środku twaróg, owoce z puszki i mamy zwykły, wysokokaloryczny posiłek, który zaserwuje nam każda inna jadłodajnia.

Poza tym potrawy z wegetariańskiego menu, chociaż pozbawione mięsa, są jednak wysoko przetworzone – smażone w głębokim tłuszczu, obtaczane w panierce. Co z tego, że zamiast kotleta z ziemniakami zjemy sobie pulpety z sera z białym ryżem i ciężkim sosem? Zmiana w jakości posiłku jest minimalna. Poza tym stosowane zamiast mięsa soja i soczewica są wysokokaloryczne. Oszukujemy się tylko, że jemy zdrowiej, kiedy w rzeczywistości ładujemy w siebie końską dawkę kalorii i cukrów.

No właśnie, skoro jesteśmy już przy dawkach...
- Ilości serwowane nam w takich lokalach są ogromne – mówi Dominika Stefankiewicz. Kopa ryżu, kilka surówek plus danie główne – jeśli mamy skłonności do zjadania wszystkiego co mamy na talerzu, to pożywianie się w wegetariańskich barach może skończyć się lekką nadwagą.

A przecież funkcjonuje przekonanie, że wegetarianie to osoby zdrowe i szczupłe. - To nie do końca prawda. A to dlatego, że w Polsce nie ma jeszcze tradycji kuchni wegetariańskiej. I jeśli ktoś nie chce jeść mięsa, często sięga po „ciężkie” specjały typu kopytka, pierogi, makarony, naleśniki. I tyje.

Jeśli chcemy więc zjeść zdrowe potrawy wegetariańskie, upewnijmy się zawsze co serwuje nam odwiedzany bar. Wypytajmy dokładnie o wykorzystane składniki, zwróćmy uwagę na dodatki (cukier, śmietana), formę przyrządzenia. Stańmy się w pełni świadomymi konsumentami. I nigdy nie odmawiajmy sobie podawanych tam surówek. Jeśli są świeże, to podarujemy sobie w ten sposób olbrzymią porcję błonnika.

(ma)

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)