Czy na czele Femenu stoi mężczyzna?
Prawie każdy słyszał o organizacji Femen. To wzbudzająca kontrowersje grupa feministek z Ukrainy, które przeprowadzają liczne protesty przeciw seksualnym i politycznym represjom wobec kobiet. „Nasza misja to protest, naszą bronią są nagie piersi”, głosi ich slogan.
Prawie każdy słyszał o organizacji Femen. To wzbudzająca kontrowersje grupa feministek z Ukrainy, które przeprowadzają liczne protesty przeciw seksualnym i politycznym represjom wobec kobiet. „Nasza misja to protest, naszą bronią są nagie piersi”, głosi ich slogan. Zawsze bowiem domagają się swoich praw, występując bez górnej części garderoby, z propagandowymi hasłami wypisanymi na biustach i brzuchach. Z ostatnich doniesień wynika jednak, że na czele tej organizacji stoi… mężczyzna.
Prawda wyszła na jaw podczas 70 Festiwalu Filmowego w Wenecji, gdzie premierę miał film „Ukraina to nie Burdel” w reżyserii Kitty Green. 28-letnia Australijka przez rok towarzyszyła kobietom z grupy Femen. Ujawnia, że za działaniami grupy stoi mężczyzna, niejaki Wiktor Swiatski. Dotychczas sądzono, że to po prostu jeden z członków organizacji. Teraz okazało się, że jest również jej twórcą i szarą eminencją.
- To jego ruch. Zawsze do protestów wybiera najładniejsze dziewczęta, ponieważ one lepiej się sprzedają. Piękna twarz ładniej prezentuje się na pierwszej stronie gazety… To jego sposób na sprzedaż marki – mówi Green.
Z filmu wynika, że to Swiatski wysyłał aktywistki na misje, między innymi na Białoruś, gdzie dziewczęta zostały aresztowane, rozebrane, upokorzone i porzucone w lasach niedaleko granicy z Ukrainą. Green opowiada, że towarzyszyła Femenowi w tej akcji. Mówi w wywiadzie dla „The Independent”, że jej materiał filmowy został ukradziony przez KGB, a ona sama była zatrzymana na 8 godzin, a potem deportowana na Litwę.
Green w swoim dokumencie docenia umiejętności organizacyjne i charyzmę Swiatskiego. Zastanawia się jednak, czy nie ma zbyt dużego wpływu na organizację. – Potrafi być okropny, ale bez wątpienia jest piekielnie inteligentny – mówi reżyserka.
Jej zdaniem, żeby w ogóle dowidzieć się o roli Swiatskiego, trzeba głęboko wniknąć w struktury organizacji. Nie pozwolił na to, żeby uwieczniono go na taśmie filmowej. – Był bardzo niedobry dla dziewcząt. Często krzyczał i nazywał je dziwkami – wspomina Green.
Reżyserka dostrzega paradoks organizacji feministycznej, która jest zarządzana w sposób patriarchalny. Sam Swiatski uważa, że ma pozytywny wpływ na grupę. Jednak zdaniem niektórych jego relacje z kobietami mają znamiona „syndromu sztokholmskiego”, czyli sytuacji, w której ofiara odczuwa sympatię do swojego oprawcy. – Jesteśmy od niego psychicznie uzależnione. Nawet jeżeli to rozumiemy, nie potrafimy działać samodzielnie – mówi jedna z aktywistek.
Co on sam myśli o kobietach z Femenu? – Nie mają siły charakteru. Nie mają nawet ochoty na to, by być silne. Są słabe, niepunktualne, chcą się podporządkowywać. Nie pozwala im to na samodzielną działalność polityczną.
Jedna z liderek organizacji, Aleksandra Szewczenko, tłumaczy, że Swiatski od roku nie jest członkiem ruchu. Nie zaprzecza jednak, że miał ogromny wpływ na działanie grupy. – Wyzwoliłyśmy się spod jego panowania. To doświadczenie pokazało nam, jak ważna jest walka z patriarchatem – zapewnia.
Tekst: na podst. Independent.co.uk/(sr/mtr), kobieta.wp.pl