Blisko ludziJak oszukują nas na wyprzedażach?

Jak oszukują nas na wyprzedażach?

Przeceny do 70 procent, ostatnie sztuki sezonu, dołączone „gratisy”. Z takimi ofertami możemy spotkać się niemal w każdym sklepie podczas sezonowych wyprzedaży. Jednak czy w rzeczywistości naprawdę cokolwiek oszczędzamy?

Jak oszukują nas na wyprzedażach?
Źródło zdjęć: © 123RF

07.01.2013 16:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Przeceny do 70 procent, ostatnie sztuki sezonu, dołączone „gratisy”. Z takimi ofertami możemy spotkać się niemal w każdym sklepie podczas sezonowych wyprzedaży. Jednak czy w rzeczywistości naprawdę cokolwiek oszczędzamy? Pracownicy sklepów bywają sprytni: mieszają drogie ubrania z tymi z promocji, „przeceniają” towary o 2-3 złote, kuszą dołączonymi gratisami, za które tak naprawdę płacimy.

Sieci sklepów mają cały asortyment sztuczek, którymi chcą zwabić konsumenta. Przeceny to najlepszy sposób, żeby pozbyć się nadwyżek towaru. Jednak wielu sprzedawców traktuje wyprzedaże jako kolejną szansę na to, by zarobić. Często liczą przy tym na nieznajomość cen i naiwność konsumentów.

- Przed okresem wyprzedaży w bardzo znanej sieciówce wypatrzyłam kamizelkę. Była ładna i moim zdaniem niedroga, kosztowała ok. 60 złotych. Zdecydowałam się jednak nie kupować jej od razu, chciałam przemyśleć zakup. Kiedy weszłam do sklepu w okresie wyprzedaży, zauważyłam, że upatrzona kamizelka wisi wśród rzeczy przecenionych. Ile kosztowała po przecenie? Również 60 złotych – wspomina 25-letnia Monika, studentka z Gdańska. – Gdybym nie wiedziała, ile kosztowała poprzednio, pomyślałabym, że to naprawdę dobra okazja. A tak cały zapał mi przeszedł i wyszłam ze sklepu.

To bardzo częste postępowanie pracowników sieciówek. Między towarem przecenionym umieszczają ubrania w normalnych cenach licząc na to, że klient w ogóle się nad tym nie zastanowi. Innym razem na metce można przeczytać, że towar jest przeceniony, gdy tymczasem kosztuje tyle, ile poprzednio. „Cena cenie nie jest równa. Sprzedawcy podają często zawyżone ceny dotychczasowe czy oferują w promocji wyroby po cenie identycznej jak przed okresem promocyjnym. Tym samym wprowadzają konsumentów w błąd, sugerując im, że kupując dany produkt w promocji, zaoszczędzają” – zaznacza Małgorzata Cieloch, Rzecznik Prasowy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

(Nie)jawne oszustwo

Na wyprzedażach powinno się dokładnie przeanalizować ceny towarów. Czasami trzeba wręcz uważać, żeby nie przepłacić! – Pewnego razu kupiłam na wyprzedaży dwie pary dżinsów i t-shirt. Wszystko przecenione o 30 procent. Bardzo się ucieszyłam. Jednak kiedy przeanalizowałam ceny tych towarów na stronie internetowej sklepu, naprawdę się zdenerwowałam. „Przecenione” spodnie kosztowały tyle samo w trakcie sezonu, a t-shirt był wręcz o 2 złote droższy! – wspomina 35-letnia Paulina, pracownica banku.

Przed podejściem do kasy warto zawsze dokładnie przeanalizować metkę. Byli pracownicy sieciówek wspominają bowiem, że czasami specjalnie obok rzeczy na przecenie umieszczali towar bardzo podobny, jednak nawet dwa razy droższy. Jeżeli klient zorientował się przy kasie, że cena się nie zgadza, obsługa przepraszała i tłumaczyła się nawałem pracy w okresie wyprzedaży. Mało kto miał o to pretensje. Zdarzali się jednak ludzie, którzy kupili kilka rzeczy, nie spojrzeli na rachunek i wychodzili ze sklepu nieświadomi tego, że zostali oszukani.

Innym sposobem na naiwnych klientów jest naklejanie na ubrania dwóch kodów kreskowych – jednego z promocyjną ceną, drugiego ze starą. Sprzedawca przy kasie niby przypadkowo nabija stary kod. Kiedy klient się zorientuje, przeprasza i tłumaczy się nawałem obowiązków. Znów jednak znajduje się wielu konsumentów, którzy po prostu nie zerkną na rachunek.

„Zdarza się, że ceny podane przy produkcie, zakodowane w kasie i podane w gazetkach reklamowych są różne dla tego samego produktu. Pamiętaj - cena podana na półce lub na metce jest obowiązująca. W związku z tym, mamy prawo kupić produkt po tej właśnie cenie” – wyjaśnia Małgorzata Cieloch.

„Ostatnie sztuki sezonu”

Sprzedawcy często posuwają się do manipulacji informacją. Ile razy trafiliśmy na wielką wyprzedaż towaru przed zamknięciem sklepu? Sklep stoi otwarty do dziś, a po przeanalizowaniu promocyjnej oferty okazywało się, że tylko niektóre produkty są przecenione. Oferta miała jednak na celu zachęcenie nas do zapoznania się z asortymentem sklepu.

Innym znanym trikiem sprzedawców jest wystawianie „ostatnich sztuk sezonu” po promocyjnych cenach. – Kiedyś widziałam sukienkę, która była wystawiona jako ostatnia z kolekcji. Na szczęście nie zdecydowałam się na nią, bo źle leżała. Po miesiącu zobaczyłam, że te sukienki są wystawione na regularnej ekspozycji. Kosztowały dokładnie tyle samo – wspomina 35-letnia Paulina.

Specjaliści radzą też, żeby uważać na promocje w stylu „3 sztuki w cenie 2”. Czasami bowiem okazuje się, że choć faktycznie możemy kupić „w promocji” trzy bluzki za 99 złotych, to po przeanalizowaniu nowej kolekcji stwierdzamy, że możemy nabyć trzy rzeczy o wiele lepszej jakości za np. 102 złote.

Uważajmy też na tzw. „gratisy”. W tym przypadku sprawdza się znane przysłowie: jeżeli coś jest za darmo, to kto za to płaci? Płaci oczywiście konsument. Często po przeanalizowaniu atrakcyjnej oferty w stylu „drugi podkoszulek gratis” okazuje się, że w rzeczywistości wcale nie jest gratis, a wręcz może kosztować więcej, niż gdybyśmy kupili dwie koszulki z innej kolekcji czy z innego sklepu.

„Porównujmy oferty różnych sklepów, zastanówmy się, czy rzecz, którą wkładamy do koszyka, jest nam faktycznie potrzebna. Warto krytycznie oceniać kolorowe ogłoszenia o sezonowych przecenach – nie wszystkie są dla nas okazją”, ostrzega Małgorzata Cieloch.

Czy naprawdę tego chcemy?

Pamiętajmy, żeby zawsze przed wyruszeniem do sklepów zastanowić się, co tak naprawdę chcemy kupić. Często bowiem specjalny układ towarów w galeriach handlowych zachęca nas do nabycia czegoś, czego tak naprawdę nie potrzebujemy.

Czasem sami prosimy się, żeby wpaść w pułapkę pozornych okazji na wyprzedażach. Zwróć uwagę na to, jak wystawiany jest przeceniony towar. Przeważnie po wejściu do sklepu umieszcza się ciekawie wyeksponowane, ładnie rozwieszone ubrania z nowej kolekcji. W głębi znajdujemy wieszaki, na których niechlujnie poupychane są rzeczy przecenione. Daje to nam wrażenie, że mamy do czynienia z prawdziwą okazją, na przykład z produktami z końca serii. Tymczasem przypomnij sobie, że jeszcze tydzień temu te towary wisiały z przodu sklepu, nawet na wystawie. Dlaczego wtedy nie zdecydowałeś się na zakup? Czy pozorna oszczędność, często tylko kilku złotych, to wystarczający powód, żeby dokonać zakupu?

Często nad wieszakami z przecenionymi rzeczami widzimy transparent: przecena do 70 procent. Okazuje się, że tylko jedna czy dwie rzeczy są rzeczywiście tak bardzo przecenione. Często obniżka reszty asortymentu to zaledwie parę złotych.

Innym powodem, dla którego warto wcześniej przemyśleć swoje zakupy, jest jakość rzeczy, które możemy nabyć na promocji. Często są to fasony, które ładnie wyglądają tylko na wieszaku. Ubrania uszyte tak, że nie leżą dobrze na nikim czy niewygodne obuwie. Jeżeli więc już spodoba nam się rzecz, która jest podejrzanie tania, nie kupujmy jej w ciemno. Skorzystajmy z przymierzalni, przejdźmy się chwilę w nowych butach. Zawsze zakładajmy obydwa. Często zdarza się bowiem, że jeden but z pary posiada jakąś wadę fabryczną, której nie widać na pierwszy rzut oka.

Co zrobić, jeśli już daliśmy się nabrać?

„Pamiętajmy, że nie możemy zwrócić do sklepu towaru tylko i wyłącznie dlatego, że przestał nam się podobać. Zgodnie z prawem sprzedawca może odmówić przyjęcia towaru bez wad i zwrócenia klientowi pieniędzy, bądź też wymiany na inny”, ostrzega Małgorzata Cieloch. Specjalistka zaznacza jednak, że nie ma przeciwwskazań, jeżeli sprzedawca dobrowolnie zgodzi się przyjąć towar z powrotem i oddać nam pieniądze. Przed zakupem upewnijmy się zatem, jaka jest polityka danego sklepu w tej kwestii.

Inaczej wygląda sprawa w przypadku, jeśli kupiony przez nas towar ma jakąś wadę. „Jeśli kupiliśmy wadliwy produkt, zawsze przysługuje nam prawo do reklamacji. Sprzedawca odpowiada za zgodność towaru z umową aż 2 lata. Reklamację składamy w sklepie – najlepiej na piśmie. Gdy do produktu dołączona jest gwarancja, wtedy możemy zgłosić reklamację gwarantowi (najczęściej jest to producent lub dystrybutor). To my dokonujemy wyboru, który wariant jest dla nas korzystniejszy i u kogo będziemy dochodzić naszych roszczeń”, wyjaśnia Cieloch. Ekspertka zaznacza, żeby zawsze zachowywać rachunek czy inny dowód zakupu produktu.

Jeśli mamy wątpliwości, czy nie zostaliśmy oszukani lub jeżeli bez skutku próbujemy walczyć o swoje prawa ze sprzedawcami, zawsze możemy poprosić o pomoc Federację Konkurencji i Konsumentów. „Klienci sklepów uzyskają bezpłatną pomoc w dochodzeniu swoich praw. Bezpłatne porady dla konsumentów udzielane są przez miejskich i powiatowych rzeczników konsumentów, Inspekcję Handlową, a także pod numerem infolinii 0 800 007 707. Z bezpłatnej pomocy ekspertów można skorzystać także wysyłając pytania na adres porady@dlakonsumentow.pl, który obsługuje Stowarzyszenie Konsumentów Polskich oraz w oddziałach Federacji Konsumentów”, tłumaczy Małgorzata Cieloch.

(sr/pho), kobieta.wp.pl

POLECAMY:

oszustwowyprzedażpromocja
Komentarze (67)