Przychodzą do ciebie jacyś ludzie, których widzisz trzeci raz w życiu, przynoszą bombonierkę, kawę rozpuszczalną i ciasto. Niby mają drobną sprawę, drobiażdżek zaledwie, zupełnie nic wielkiego. I pytają, czy pomożesz. Wahasz się, ale przecież jeśli to jakaś drobnostka, to czemu nie. Nie czekają nawet sekundy. Walą cię obuchem prosto w łeb i mówią błagalnym tonem: "zostań matką chrzestną naszej córci".