Tofana – największa trucicielka w dziejach
Sprzedawała swoją miksturę jako kosmetyk, który miał poprawiać kobiecą urodę. W rzeczywistości była to niezwykle silna trucizna – już cztery krople mogły uśmiercić dorosłego mężczyznę.
19.05.2014 | aktual.: 26.02.2018 10:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sprzedawała swoją miksturę jako kosmetyk, który miał poprawiać kobiecą urodę. W rzeczywistości była to niezwykle silna trucizna – już cztery krople mogły uśmiercić dorosłego mężczyznę. To właśnie faceci stanowili większość z blisko tysiąca ofiar specyfiku przygotowanego przez Giulię Tofanę, nieprzypadkowo uznawanej za jedną z największych trucicielek wszech czasów.
„W ciele daje się odczuć pewna zmiana, która skłania otrutego do poradzenia się lekarza. Lekarz go bada, ale nie znajduje żadnych symptomów wewnętrznych i zewnętrznych, nie ma wymiotów, nie ma zapalenia, nie ma gorączki” – opisywał działanie „acqua Tofana” („wody Tofany”) XVIII-wieczny medyk. „Tymczasem trucizna zapuszcza korzenie w organizmie (…). Szlachetniejsze organy obumierają, a w szczególności płuca zaczynają niedomagać. Jednym słowem, od początku choroba jest nieuleczalna”.
Twórczyni śmiertelnie groźnego specyfiku prawdopodobnie już wtedy nie żyła. Według różnych wersji Giulia Tofana została stracona w neapolitańskim więzieniu między 1719 a 1730 rokiem. Jej mikstura zdążyła jednak zabić 600-1000 osób, przede wszystkim mężczyzn, których podobno trucicielka wyjątkowo nienawidziła.
Trująca woda
O biografii Tofany niewiele wiadomo. Na pewno urodziła się na Sycylii i z niektórych źródeł wynika, że była piękną kobietą. Skłonność do eksperymentowania z niebezpiecznymi substancjami miała w genach – prawdopodobnie była córką lub wnuczką Thofanii D’Adamo, którą stracono w Palermo. Kobieta została oskarżona o zamordowanie męża i być może stąd wzięła się nienawiść Tofany do facetów.
Swoją trucicielską działalność zaczęła prowadzić po przeprowadzce do Neapolu. To tutaj powstał jej najsłynniejszy specyfik – „acqua Tofana”, zwany także „manną św. Mikołaja z Bari” (z jego grobu kapała woda o rzekomo cudownych właściwościach, którą sprzedawano w charakterystycznych buteleczkach – w identyczne opakowania Tofana przelewała swoją truciznę).
Do dziś nie wiadomo, co dokładnie zawierała mikstura. Na pewno był tam arszenik. W starożytności i średniowieczu ten biały proszek chętnie wykorzystywano do walki o władzę i wpływy. Nie ma smaku ani zapachu, ale jest bardzo toksyczny, jego zażycie powoduje nasilone wymioty, ból głowy, utratę przytomności, a w końcu śmierć.
Niewykluczone, że Tofana mieszała arszenik z wyciągiem z cymbalarii (silnie toksyczna roślina), korzeniem i owocami belladonny (zwanej także wilczą jagodą) oraz ołowiem. W efekcie otrzymywała idealną truciznę – przypominającą wodną substancję bez smaku i zapachu.
Klientek nie brakowało
Wystarczyło kilka kropli „acqua Tofana”, dolanych do zwykłej wody lub wina, żeby otruć dorosłego mężczyznę. Ofiara umierała w strasznych męczarniach, niekiedy nawet kilka miesięcy, jeśli truciciel chciał ją pomęczyć i odpowiednio zmniejszył dawkę.
Produkt Tofany szubko stał się popularny wśród mieszkanek południa Włoch, ponieważ to one były najczęściej klientkami Sycylijki. Kupowały preparat, gdy chciały pozbyć się bogatego męża albo kochanka, który np. groził ujawnieniem romansu. Oficjalnie kupowały kosmetyk mający poprawiać urodę, ale w rzeczywistości otrzymywały śmiercionośny eliksir wraz z dokładną instrukcją użytkowania. Tofana zachęcała kobiety do znęcania się nad mężczyznami, zalecając, żeby długo ich podtruwały.
Nie wiadomo dokładnie, ile osób umarło po podaniu „acqua Tofana”. Szacuje się, że mogło być ich nawet tysiąc. Sama Tofana przyznała się do uśmiercenia około 600 osób. Zeznała to w trakcie śledztwa i brutalnych tortur, jakim poddano ją w neapolitańskim więzieniu. Trafiła do niego jako dość sędziwa (jak na tamte czasy) 60-letnia dama. Wcześniej skutecznie unikała wymiaru sprawiedliwości, często zmieniając nazwisko i miejsce zamieszkania. Zazwyczaj znajdowała schronienie w klasztorach.
Fortel wicekróla
Tofana pozostałaby pewnie bezkarna, gdyby nie śledztwo wszczęte z rozkazu Wiricha Phillippa von Dauna, wicekróla Neapolu, którego zaniepokoiła duża liczba trudnych do wyjaśnienia zgonów mężczyzn w sile wieku. Dochodzenie nie było łatwe, ale w końcu udało się zdemaskować okrutną trucicielkę.
Aresztowano ją w jednym z klasztorów i przewieziono do więzienia w Neapolu. Wtedy okazało się, że Tofana cieszyła się dużą popularnością wśród mieszkańców południowowłoskiego miasta. Wybuchły zamieszki, a protestujący tłum domagał się uwolnienia „znachorki”.
Wicekról nie ugiął się pod presją i uciekł się do fortelu – kazał rozpuścić w mieście plotkę, że Tofana zamierzała zatruć miejscowe studnie. Plan się udał i prosty lud szybko zmienił front, domagając się śmierci morderczyni. Niedługo później Tofana została skazana i stracona publicznie. Razem z nią na szafot trafiło kilka klientek, które zatruły mężów za pomocą „acqua Tofana”. Wiele innych uciekło do Francji.
Tekst: Rafał Natorski
(raf/sr), kobieta.wp.pl