"Serce mi pęka". Weronika Marczuk opowiedziała, co dzieje się w Ukrainie
— Serce mi pęka, kiedy oglądam nagrania, jak ludzie z dziećmi uciekają do schronów — mówi Weronika Marczuk. Producentka filmowa, prawniczka i osobowość telewizyjna regularnie odwiedza Ukrainę i widzi, jak wygląda tam codzienne życie w cieniu wojny.
W tym artykule:
Weronika Marczuk, która regularnie odwiedza Ukrainę, opowiada o tym, jak naprawdę wygląda rzeczywistość w miejscach, gdzie dźwięk syren alarmowych stał się tłem każdego dnia.
Rzeczywistość w cieniu wojny
Choć temat wojny w Ukrainie już wielu spowszedniał, mieszkańcy wciąż żyją w napięciu i lęku o swoje życie. – Kiedy zaczyna się alarm bombowy, czyli zbliża się zagrożenie nalotami, czy samolotów, czy dronów, ludzie muszą uciekać i starać się chować przed niebezpieczeństwem. Serce mi pęka, kiedy oglądam nagrania przesyłane przez moich bliskich, przyjaciółki, znajomych, którzy biegną w popłochu z dziećmi na rękach, żeby dotrzeć do piwnicy czy schronu – mówi Weronika Marczuk w rozmowie z Faktem.
Czego Polacy oczekują od Nawrockiego? "Żeby nie narobił większego bałaganu"
Dodaje, że gdy myśli o swojej kilkuletniej córce, wyobraża sobie, co przeżywają matki w Ukrainie. – Zatem wyobrażam sobie siebie barykadującą swoją rodzinę, dzieci, zakładającą im słuchawki, żeby zmniejszyć im ten potworny huk, ale cały czas uśmiechając się dla niepozoru, by ich jeszcze bardziej nie przestraszyć. Ale cóż, rzeczywistość jest taka, że nie da się schować przed wojną, tym dzieciom trzęsą się rączki, szczękają ze strachu ząbkami i… już bardzo rzadko płaczą – opisuje.
To dramat nie tylko dla ludzi. – Najbardziej panikują zwierzęta, kiedy zaczyna się ryk syren alarmowych. Psy i koty biegają jak oszalałe, też próbują się ukryć. Starsi ludzie nie mają już siły, by dokądkolwiek biec. Modlą się i tyle – opowiada.
Weronika Marczuk podkreśla, że mimo ciągłego zagrożenia, ludzie w Ukrainie próbują żyć normalnie. – Dla osób z zewnątrz wydaje się to niewyobrażalne. Ale oni nie mają wyjścia, potrzebują jakieś formy normalności, żeby nie zwariować. A ona się pojawia między alarmami. Zatem trzymają się, jak mogą, bo w obliczu śmierci, która codziennie kogoś zabiera, każdy kolejny wschód słońca jest błogosławieństwem. I tak może to brzmi dla nas, żyjących tutaj, pompatycznie. Ale tak właśnie wygląda rzeczywistość w sytuacjach skrajnych – dodaje.
Zrzekła się obywatelstwa
Marczuk, mimo ukraińskiego pochodzenia, od lat posiada jedynie polskie obywatelstwo. – Ja się czuję Polką, ponieważ od 26 lat mam obywatelstwo polskie. Nie mam ukraińskiego. Ja nawet nie mam prawa zagłosować czy pracować w Ukrainie bez pozwolenia – przyznała w podcaście "Departament Kobiet".
W Ukrainie nie można mieć podwójnego obywatelstwa, posiada tylko polskie - ukraińskiego musiała się zrzec. Ukończyła studia w Polsce i tutaj rozpoczęła karierę. Dlatego, kiedy mówi o wojnie i cierpieniu, robi to z perspektywy kogoś, kto zna oba światy – polski spokój i ukraińską codzienność pod ostrzałem.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl