Wywiad z Anią Lewandowską – „Kobiety piłkarzy również mogą osiągać sukcesy”
Mistrzyni karate, wspaniała trenerka i żona jednego z najlepszych piłkarzy. Jest kobietą, która swą postawą nie boi się obalać stereotypów. Zmieniła styl życia milionów Polek, ale na tym nie poprzestaje, bo jak mówi „nigdy nie można spocząć na laurach i trzeba wymagać jeszcze więcej od siebie”. Z Anną Lewandowską o diecie, znalezieniu wewnętrznej równowagi i planach na przyszłość rozmawia Ola Wołejsza.
18.03.2016 | aktual.: 27.03.2016 09:11
Mistrzyni karate, wspaniała trenerka i żona jednego z najlepszych piłkarzy. Jest kobietą, która swą postawą nie boi się obalać stereotypów. Zmieniła styl życia milionów Polek, ale na tym nie poprzestaje, bo jak mówi „nigdy nie można spocząć na laurach i trzeba wymagać jeszcze więcej od siebie”. Z Anną Lewandowską o diecie, znalezieniu wewnętrznej równowagi i planach na przyszłość rozmawia Ola Wołejsza.
WP:
Jesteś inspiracją dla milionów Polek, które dzięki tobie zmieniają swój styl życia na lepszy. Kiedy narodził się pomysł, by założyć bloga „Healthy plan by Ann”?
Wracamy wstecz. Cieszę się, bo dawno nie miałam takiego pytania. Geneza jest taka, że już od ponad sześciu lat interesuję się zdrowym odżywianiem, a ze sportem jestem związana od wielu lat. Tak trafiłam na studia dietetyczne, ukończyłam AWF i w pewnym momencie moja ścieżka zawodowa zaczęła się kształtować w jednym kierunku.
Mój Robert trafił do ekstraklasy i zaczął - trochę przeze mnie - zwracać coraz większą uwagę na to, co jemy. W tym samym czasie mój trener skontaktował mnie ze swoim szwagrem Jackiem Kucharskim, który jest specjalistą do spraw żywienia. Spotkaliśmy się, zaczęliśmy rozmawiać i do dziś tworzymy zgrany zespół. To właśnie on zaszczepił we mnie tego bakcyla. Cały czas staram się też rozwijać w tej dziedzinie i uczyć się nowych rzeczy.
Sam blog powstał w ten sposób, że coraz więcej osób z mojego otoczenia wiedziało, że się tym zajmuje. Zaczęłam udzielać porad, pracować z ludźmi i w końcu moja koleżanka ze studiów Sylwia namówiła mnie, by założyć bloga i spisywać wszystko w jednym miejscu. Długo się przed tym opierałam, ale pewnego razu stwierdziłam, że spróbuję. Założę bloga, ale incognito. Trzy miesiące później wszystko się wydało. W Internecie pojawił się pierwszy artykuł na ten temat i tak maszyna ruszyła. Pisanie i prowadzenie bloga do dziś mnie napędza i daje dużo energii. Teraz, gdy przygotowuje się do zbierania materiałów do nowej książki korzystam właśnie z bloga, który jest wspaniałym bankiem wiedzy, którą do tej pory zgromadziłam.
WP:
Twój blog to jednak nie tylko zdrowe odżywianie i sport. Na jego łamach i w swej książce piszesz także o spokoju ducha. Jak udało ci się znaleźć równowagę w tym wszystkim?
Równowaga to konieczny element naszego życia. W tym co robię, trzymam się takiej piramidy. Nazywam ją złotym trójkątem. Tak jak napisałam o tym w książce, życie w zgodzie z nią może być przepisem na osiągnięcie satysfakcji życiowej. Tworzy ją równowaga wewnętrzna, zdrowe odżywianie i aktywność fizyczna. I tak naprawdę te trzy połączone ze sobą aspekty powodują, że czujemy się dobrze. Są one wzajemnie od siebie zależne. Jeżeli dobrze trenujemy, musimy zadbać też o to, co dzieje się po treningu. Dopiero gdy połączymy odpowiednią dietę z ćwiczeniami, widzimy efekty. W przeciwnym razie nasze wysiłki pójdą na marne. A jeżeli już te dwa elementy zostaną spełnione, to musimy jeszcze znaleźć spokój ducha, by tworzyło to spójną całość. Odpoczynek, równowaga wewnętrzna, radzenie sobie ze stresem – wszystko to jest szalenie ważne.
Potem ten trójkąt będzie miał odzwierciedlenie w naszym codziennym funkcjonowaniu. Jako trener uważam, że każdy z nas może go przenieść i wdrożyć w życie. Nie tylko myślę tu o sportowcach, ale też osobach, które pracują w biurze czy korporacji. Ten trójkąt można przenieść na codzienne życie każdego człowieka.
WP:
Czyli takim aspektem twojej pracy, który najbardziej sobie cenisz jest właśnie kontakt z ludźmi?
Zdecydowanie tak. Kontakt z ludźmi mam nie tylko na co dzień, ale też przez Instagram, Facebooka czy pocztę elektroniczną.
Na swoim blogu staram się też zaspokajać ludzi i ich ciekawość. Jeżeli widzę, że jest zapotrzebowanie na jakiś materiał, coś nurtuje czytelników, tworzę wpis na ten temat. Piszę, siedzę nad tym. Właśnie w tym celu staram się cały czas rozwijać, jeżdżę na szkolenia i pracuję nad sobą samą. Robię to zarówno dla siebie, jak i dla swojego męża, najbliższych, klientów, sportowców, uczestników obozu i wszystkich, którzy chętnie czytają mojego bloga i czerpią z niego inspiracje. Dlatego jeżdżę na różne konferencje i konwencje fitness. Chciałabym też ruszyć na szkolenia dietetyczne za granicę. Dużo się dzieje. Także naukowo.
WP:
Jak to się stało, że wybrałaś właśnie karate? Jest wszechobecne nie tylko w twoich treningach, ale też w życiu. Poza tym wciąż wielu ludzi uważa je za mało kobiecą dyscyplinę i domenę mężczyzn.
Pod tym względem masz niestety rację. W moim przypadku to już trochę tradycja rodzinna. Moja kuzynka Katarzyna Krzywańska jest Mistrzynią Świata, a wujek Paweł Krzywański wielokrotnym medalistą zawodów rangi międzynarodowej. Z trenerem Jerzym Szcząchorem mam świetną relację i traktuję go jak ojca, więc karate jest już taką moją codzienną rutyną. Co prawda mama próbowała zapisać mnie na powiedzmy bardziej kobiece zajęcia typu balet, ale nie zdało to egzaminu. Byłam też w dzieciństwie w jakimś stopniu chłopczycą i od początku odnalazłam się w karate. Poza tym ta dyscyplina to nie tylko sport, a raczej filozofia życia, która uczy pokory i daje solidny kręgosłup moralny. Mówi też o chęci rozwijania się, nie spoczywania na laurach i dążenia do doskonałości. Według karate nie kończymy na dzisiaj naszego planu, bo już wystarczająco zdobyliśmy, tylko działamy dalej. Wiele można przenieść z tej dyscypliny na prywatne życie. Samodyscyplina to tylko jedna z lekcji.
WP:
A co myślisz na temat tego trendu, że coraz więcej kobiet porzuca tak popularny dotychczas pilates czy jogę na rzecz kick-boxingu czy krav magi?
Szczerze mówiąc jestem tym mile zaskoczona. Widzę ile osób ćwiczy z moim programem Karate Cardio i to jest fajne. Najlepszym przykładem tej sytuacji, o której mówisz jest to, co zaobserwowałam na moim obozie. Zaplanowaliśmy w ramach niego bardzo zróżnicowane treningi i rodzaje ćwiczeń – od jogi, biegania, boot campy po ćwiczenia z gumami. Frekwencja bywała różna i zapał do pracy również. Ale gdy wzięłam hantle i przeprowadziłam trening Karate Taibo, dziewczyny były zachwycone. Te delikatne kobietki mogły sobie w końcu pokrzyczeć i pokopać. Po prostu wyżyć się. Po zajęciach dziewczyny podchodziły i mówiły, że to najlepszy trening na jakim kiedykolwiek były. Tak zadziały endorfiny i hormony. Taka energia jest fantastyczna!
WP: Jesteś ambasadorką marki Gillette Venus, której towarzyszy hasło „Odkryj w sobie boginię”. Co ono dla ciebie oznacza?
Nie chodzi tu tylko wygląd. Dla mnie to hasło dodaje ogromnej pewności siebie. Pokazuje, że będąc kobietą już same w sobie powinnyśmy czuć się ważne i potrzebne. Kobiety są wspaniałe, stanowią bardzo dużą grupę i bez nich świat nie miałby po prostu racji bytu. Dlatego też każda z nas powinna znaleźć wewnętrzną równowagę i czuć się piękną na swój własny sposób. Każde wyjście z poza stref komfortu, powoduje pewne uprzedzenie i brak wiary w siebie, ale warto próbować przekraczać swoje bariery. Chcę właśnie pokazać, że osiągnięcie złotego trójkąta dodaje nam i pewność siebie i wiary we własne możliwości.
Już samo słowo niesie z sobą taki wydźwięk, że czujemy się dobrze w swojej skórze i powinnyśmy być zadowolone z siebie. Efektywne w pracy, jesteśmy dumne z siebie, więc też nasi współpracownicy i szefowie nas doceniają. Po prostu dajmy sobie szansę i odkryjmy ją w sobie.
WP: Wiele osób uważa, że swoją postawą obalasz stereotypy. Z jednej strony jesteś mistrzynią w karate, a z drugiej bardzo kobieca. Przy okazji doskonale realizujesz się w roli bizneswoman. Coraz częściej stawia się ciebie także za wzór. Jak się z tym czujesz?
Cieszę się, że mogę innych motywować, ale jednocześnie zdaję sobie z tego sprawę, jakie to stawia przede mną oczekiwania. Dlatego tak ważne jest dla mnie, by cały czas się rozwijać i edukować, by coraz lepiej dbać o ludzi, którzy czerpią ode mnie wiedzę. Tak jak już mówiłam, nigdy nie można spocząć na laurach.
W kwestii obalania stereotypów. Rzeczywiście tak jest. Począwszy od stereotypu żon piłkarzy. Kobiety czy żony piłkarzy również działają, pracują i mogą osiągać sukcesy. Trzeba też pamiętać o tym, że przedstawicielki płci pięknej mają uczucia i można je łatwo zranić, ale jednocześnie są silne. Kobiety trenują sporty walki czy tak zwane dyscypliny zarezerwowane dla mężczyzn i mogą być w tym równie dobre. Jak nie lepsze!
WP:
Wielkimi krokami zbliża się wiosna, a to oznacza, że wiele kobiet chciałoby pozbyć się kilku nadprogramowych kilogramów i szybko wrócić do formy po zimie. Masz na to swoje sprawdzone sposoby?
Nie oszukujmy się. Zima to jest czas niedźwiedzia, kiedy naszej tkanki tłuszczowej przybywa i jest to naturalny proces. Dlatego trzeba się z tym przede wszystkim pogodzić. To idealny okres by nieco zwolnić, odpocząć i nie forsować organizmu. Gdy tylko nadejdzie wiosna, wszystko się zmieni, a my dostaniemy zupełnie nowego zastrzyku energii. Nie można jednak przesadzać w żadną stronę i szukać wymówki, że skoro jest zima sięgamy codziennie po ciasto czekoladowe, a potem głodujemy.
Najważniejsze jest znalezienie równowagi i bycie systematycznym. Początek wiosny to idealny moment, by zwiększyć częstotliwość treningów, wyjść na zewnątrz pospacerować czy zacząć biegać. Nie zapominajmy też o codziennej pielęgnacji i urodowych rytuałach. Dbajmy o domowe spa – np. moim niezbędnikiem jest olej kokosowy, który ma całe mnóstwo zastosowań. Po prostu szanujmy swoje ciało, nawilżajmy je i pijmy dużo wody. Jeżeli brakuje nam motywacji, znajdźmy partnera do wspólnych treningów. Ćwiczmy w grupach czy jak ja to mówię healthy teamach.
Kobiety mają teraz dużo problemów autoimmunologicznych czy hormonalnych. Coraz więcej osób dotyka choroba Hashimoto. Wiosna to jest właśnie taki czas, żeby w końcu zadbać o siebie bez żadnych odstępstw. Dbajmy o siebie na każdym kroku i w 100%, bo potem będziemy mieć satysfakcję, że robimy coś tylko dla siebie, a nasz organizm nam za to podziękuje. Nie traktujmy naszego ciała jak śmietnik.
WP:
A jak spędzasz święta? Masz jakieś swoje sprawdzone przepisy?
Wiem, wiem. Te kasztanowe pierogi to moje przekleństwo. Przyznaje się (przepis na pierogi według Ani Lewandowskiej był hitem ostatnich świąt przyp. red.). Cała moja rodzina od trzech lat je bezglutenowo i czuje się z tym rewelacyjne. Także w święta w naszej kuchni nie jest inaczej. W kwestii gotowania zawsze stawiam na lokalne sezonowe produkty, a na stole dominują tradycyjne dania podane w lekkostrawny sposób. Tak żebyśmy mogli odejść od stołu bez rozpinania kolejnego guzika. Unikam smażenia i staram się poddać potrawy odpowiedniej i zdrowej obróbce. Zwłaszcza okres świąteczny zachęca, by trochę pobawić się w kuchni i poeksperymentować.
To także okazja, by pobyć z rodziną. My co roku mobilizujemy się i biegamy, bo w naszym domu ten aspekt jest bardzo ważny. Wspólne spędzanie czasu w aktywny sposób jest wspaniałe i dodatkowo zbliża. Święta będą więc aktywne, zdrowe i przede wszystkim bardzo rodzinne.
WP:
Mówiłaś o oleju kokosowym, co jeszcze jest takim twoim odkryciem kulinarnym? Co ostatnio rzuciło Ci się w oczy?
Coraz częściej obserwuję i przyglądam się ludziom. Zauważyłam, że takim kluczem do tego, co teraz dzieje się z kobietami i ich problemami zdrowotnymi jest unikanie posiłków. Kobiety głodzą się, bo ślepo i bez zastanowienia dążą do doskonałości. Stoi za tym także rezygnacja z dań obfitych w tłuszcze, a przecież to od węglowodanów człowiek tyje. W przypadku większości osób, gdy spiszemy na karteczce ich dzienny jadłospis okaże się, że 80% podaży energetycznej dostarczają właśnie one. Powinniśmy zmienić te proporcje. Trzeba pamiętać, że nasz organizm potrzebuje tłuszczów, które nie tylko przyspieszają metabolizm i redukują stres, ale też regulują pracę układu nerwowego, immunologicznego i hormonalnego.
WP:
Nie tylko pomagasz ludziom realizować swoje cele na co dzień, ale też angażujesz się w działalność charytatywną. Tak było w przypadku twojego ostatniego treningu. Skąd pomysł na tego typu akcje?
Uważam, że zawsze trzeba starać się pomagać i wspierać potrzebujące osoby. W takim duchu zostałam wychowana. Dlatego też postanowiłam, że z każdego treningu swój dochód będę przekazywała na cele charytatywne i akcje prospołeczne. Ostatnio był to Dom Dziecka dla Małych Dzieci w Łodzi, z mojego rodzinnego miasta. A dochód z eventu, który odbędzie się w Gdańsku, zostanie przekazany na Dom dla Samotnych Kobiet oraz Matek z Dziećmi.
Także na swoim blogu zachęcam wszystkich moich czytelników, aby miarę możliwości, dołączali i starali się wesprzeć osoby potrzebujące. Zaproponowałam, aby był chociaż jeden dzień niesienia pomocy, przynajmniej raz w miesiącu. Odzew był i jest bardzo pozytywny. Za co raz jeszcze wszystkim bardzo dziękuję.
Bardzo lubię słowa Ojca Świętego Jana Pawła II, który kiedyś powiedział: "Człowiek jest wspaniałą istotą nie z powodu dóbr, które posiada, ale jego czynów. Nie ważne jest to co się ma, ale czym się dzieli z innymi."
POLECAMY: