Zimą grzańce nas rozgrzeją, ale i szybko uderzą do głowy
Z grzańcem żartów nie ma! Gdy na dworze panują siarczyste mrozy albo zimowy przejmujący chłód, chętnie wlewamy w siebie grzane alkohole. Najpierw jest nam ciepło i miło, potem coraz bardziej wesoło. A na koniec wieczoru gotowi jesteśmy nawet położyć się na śniegu. I wówczas nieszczęście gotowe. Lądujemy w łóżku na trzy tygodnie...
21.12.2012 | aktual.: 27.12.2012 09:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z grzańcem nie ma żartów! Gdy na dworze panują siarczyste mrozy albo zimowy przejmujący chłód, chętnie wlewamy w siebie grzane alkohole. Najpierw jest nam ciepło i miło, potem coraz bardziej wesoło. A na koniec wieczoru gotowi jesteśmy nawet położyć się na śniegu. I wówczas nieszczęście gotowe. Lądujemy w łóżku na trzy tygodnie...
Ileż to opowieści snują górale o niedoświadczonych turystach, którzy po „herbatce z prądem” wybierają się, by szusować na nartach lub przemierzać górskie szlaki! Jedna szklaneczka nikomu nie zaszkodzi, ale już cały termos może nas zwalić z nóg. Najprostsza wersja takiego rozgrzewającego napoju to oczywiście zwykła czarna herbata z kieliszkiem spirytusu. Inny przepis to herbata z rumem, malinowym likierem lub mocną wiśniówką. Herbatę można też uzupełnić cytryną, miodem albo zwykłym cukrem.
Jeśli mamy troszkę więcej czasu, warto przyrządzić sobie „luksusową” wersję herbatki rozgrzewającej. Czarną herbatę, kilka goździków i szczyptę cynamonu trzeba zalać wrząca wodą. Po kilku minutach do gorącego naparu trzeba dodać kilka łyżeczek soku malinowego i pokrojone w kostkę plasterki pomarańczy. Do całości należy wlać kieliszek (lub trochę więcej) brandy i natychmiast rozlewać do filiżanek. Jeśli ktoś lubi ostrzejszy smak, może do herbaty dodać także kilka plastrów korzenia imbiru.
W grudniu, we wszystkich niemieckich miasteczkach i wsiach pojawiają się Jarmarki Bożonarodzeniowe. Dla niektórych miejscowości takie imprezy są ważnym zastrzykiem finansowym. Przecież dla turystów nie ma nic bardziej romantycznego przed świętami niż ośnieżone stragany, piernikowe serca i świąteczne melodie... Jednocześnie zaczyna się szaleństwo związane z „Glühwein”. Mocny zapach tego gorącego, alkoholowego napoju roznosi się wszędzie - jak całe Niemcy długie i szerokie. Najbardziej podstawowa wersja „Glühwein” to czerwone wino gronowe, cukier w dużych ilościach drobno pokrojona, lub starta skórka cytrynowa, sok cytrynowy, goździki i cynamon. Wszystkie składniki trzeba mocno podgrzać, ale nie gotować, a następnie przecedzić i rozlać do szklanek.
W tym czasie, gdy Niemcy, Austriacy i Szwajcarzy opijają się grzanym winem, Szwedzi i Anglicy raczą się nie mniej skutecznym ponczem. Podstawowe składniki ponczu to: rum, arak, spirytus, wino ( sherry lub porto), sok z pomarańczy i cytryny, woda lub herbata. Poncz stał się niezwykle popularny także w Polsce. Od XIX wieku większość książek kucharskich podaje rozmaite przepisy na ten mocny trunek. Serwowano go głównie w okresie Nowego Roku i karnawału. Bez niego nie mógł się odbyć żaden porządny bal. Oprócz „klasycznej” wersji z pomarańczami i czerwonym winem przyrządzano także luksusową wersję z żółtkami. W tym wypadku oprócz cukru, cytryn, wody i wina reńskiego trzeba było ubić kilka jajek w całości i następnie wszystkie składniki delikatnie podgrzewać. Podobno smak takiego napoju był wyśmienity.
Czego byśmy jednak nie pili, warto zachować umiar, zwłaszcza jeśli po konsumpcji czeka nas wyjście na mróz. Nie ma bowiem nic bardziej zdradliwego niż takie wyskokowe napitki zimową porą.
Maciej Kucharski (mk/mtr), kobieta.wp.pl