Gwiazdy„Ja go zmienię” – czy to naprawdę możliwe?

„Ja go zmienię” – czy to naprawdę możliwe?

Zakochana kobieta jest przekonana, że siłą swojej miłości spowoduje, że ukochany się zmieni. Co prawda niektóre nawyki zmienić można, ale trzeba pamiętać, że dorosły mężczyzna to nie biała kartka do zapisania, tylko ukształtowana już osoba i na wychowanie jest już nieco za późno.

„Ja go zmienię” – czy to naprawdę możliwe?
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

14.02.2012 | aktual.: 15.02.2012 13:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Facet pije, jest brudasem, nie pracuje, lubi zajrzeć do kieliszka. Jednak zakochana kobieta jest przekonana, że siłą swojej miłości spowoduje, że on się zmieni, a właściwie to ona go naprawi. Co prawda niektóre nawyki można zmienić, ale trzeba pamiętać, że dorosły mężczyzna to nie małe dziecko, biała kartka do zapisania, tylko ukształtowana już osoba i na wychowanie jest już nieco za późno.

Karolina ponad 10 lat czekała, aż jej chłopak przestanie pić i zdradzać. Myślała, że on się ocknie, bo przecież się kochają. Liczyła na to, że dla niej, dla ich dziecka, będzie w stanie się zmienić. Była niczym misjonarka, która ratuje zagubioną duszę. Zapisywała go na terapie odwykowe, chowała alkohol i zawsze myślała, że już jutro, pojutrze, za tydzień będzie dobrze. Nie było.

Joanna 6 lat spędziła z mężczyzną, przy którym czuła się jak trędowata, bo nigdy jej nie przytulił, seks był od niechcenia i dość rzadko. W ich związku wiało chłodem, a ona przepłakała nie jedną noc, podczas której jej ukochany zasypiał w drugim pokoju. Mówiła sobie, że może nie miał miłości w dzieciństwie, że ona obudzi w nim czułość. Kiedy o tym rozmawiali, twierdził, że potrzebuje więcej czasu, żeby otworzyć się i zaufać. Czekała na coś, co nigdy nie nastąpiło. Chociaż z pozoru to różne doświadczenia, to łączy je życie w ciągłym oczekiwaniu zmian, niespełnienie, zmęczenie, frustracja i przekonanie, że mogą partnerów naprawić jak zepsute urządzenie.

- Kobiety, ale też mężczyźni, wiążą się z osobami, które nie są dla nich odpowiednie, bo mają problem z niskim poczuciem własnej wartości – mówi Anna Mochnaczewska-Dzik, psycholog, psychoterapeuta z warszawskiego Centrum Psychologii Integralnej „InTeGral”. - Godzą się na związki z partnerami, którzy są uzależnieni do alkoholu, stosują przemoc, wykorzystują, nie dają poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, szacunku i wsparcia, bo nie wierzą, że ktoś inny je pokocha. Natomiast stabilne poczucie własnej wartości kształtuje się w rodzinnym domu, w którym dziecko ma zaspokojone podstawowe potrzeby emocjonalne: miłości, więzi, akceptacji, opieki, bezpieczeństwa. To jest niezbędne do tego, aby ukształtować osobę potrafiącą podejmować mądre dla niej decyzje.

Tak, jak w domu

Karolina pamięta sprzed lat dziewczynkę, która siadała w kryjówce między szafą a poręczą fotela, czasami na całe godziny. Chciała zniknąć. Chowała się za każdym razem, kiedy jej ojciec wracał do domu pijany. Matka i dwójka dzieci schodzili mu z drogi, bo robił się agresywny. Ta dziewczynka to Karolina. Wyprowadziła się z domu, kiedy miała 15 lat, znalazła sobie szkołę z internatem, żeby być jak najdalej od rodziców. I zawsze sobie wyobrażała, że jej samodzielne życie inaczej będzie wyglądało, że będzie miała rodzinę jak z obrazka. Ale po kilku latach związku zachowywała się jak własna matka, a jej dziecko chowało się w swoim pokoju, jak ona kiedyś za poręczą fotela.

- Nie od razu zorientowałam się, że Michał jest alkoholikiem. Na studiach razem chodziliśmy na imprezy. Ale wszyscy studenci się bawią. Zobaczyłam, że jest problem kiedy razem zamieszkaliśmy, a w drodze było dziecko. Miałam nadzieję, że poradzę sobie z tym problemem. Myślałam, że on chce się zmienić. Raz nawet poszedł na terapię, ale stwierdził, że nie będzie słuchać głupot przemądrzałych speców, że od jutra nie pije. Chciałam w to wierzyć, mamy przecież dziecko – wspomina Karolina.

Przerwa w piciu trwała 2 miesiące, ale w pracy była impreza integracyjna, więc twierdził, że nie wypadało się nie napić. A jak był pijany to czasami nie wracał na noc. Mówił, że po pijaku to nie zdrada. Ale Karolina miała do niego coraz większy wstręt. Przestali ze sobą sypiać. Jak od niej odchodził, wypominał, że jest zimna jak ryba, że ma dość jej awantur. A ona zrozumiała, że kiedy walczyła o niego jak lwica, to on wcale nie chciał zmian, było mu dobrze. Miał zadbany dom i mógł bawić się do woli, żona i tak zawsze na niego czekała. Od trzech lat Karolina mieszka tylko z synkiem, na razie nie chce związków, cieszy się spokojem i żałuje, że straciła wiele lat życia próbując uleczyć alkoholika.

- Ktoś może powiedzieć sobie: „wychowałam się w domu alkoholika, wiem co to jest i nigdy nie zwiążę się z osobą nadużywającą alkoholu”. A mimo to wchodzi w związek z uzależnionym. Kiedy doświadczyliśmy w dzieciństwie więcej krytyki niż akceptacji, w rodzinnym domu był chłód emocjonalny lub przemoc, to w życiu dorosłym, pomimo przykrych doświadczeń, mamy tendencję do szukania sobie partnerów, którzy w pewien psychiczny sposób będą robić to samo, czego doświadczyliśmy w domu rodzinnym. To może nie zawsze będzie mąż alkoholik, bo świadomie unikamy takich osób, ale na przykład ktoś kto emocjonalnie będzie równie chłodny lub niestabilny jak osoba która piła – mówi Anna Mochnaczewska-Dzik.

Błędne koło

Joanna myślała, że Pana Boga za nogi złapała, bo jej chłopak nie dosyć, że był przystojny, to jeszcze przedsiębiorczy, miał własną firmę architektoniczną, mieszkanie, samochód. Po pół roku spotykania się wprowadziła się do jego wielkiego mieszkania – trzy sypialnie, salon, pracownia. Ulokowała się w jednym z pokoi. Tylko, że jej ukochany rzadko tam zaglądał. Mówił, że długo pracuje, że czasami lubi spać sam, że każdy potrzebuje przestrzeni dla siebie.

- Trudno nie zgodzić się z takimi argumentami. Tylko ja czułam potworny chłód. Widziałam pary, które trzymają się rękę, idą przytuleni i myślałam, że w moim związku coś jednak jest nie tak. Miałam nadzieję, że zmienię go, że pokażę mu, jak miło jest, kiedy ludzie są blisko siebie również w sensie fizycznym. Obejmowałam go, brałam za rękę. Czasami niby odwzajemniał te gesty, ale na chwilę. Brakowało mi seksu, budzenia się w ramionach mężczyzny. A on mówił, że nie jest misiem do przytulania. Nie wytrzymywałam tego, kłóciliśmy się, rozstanie wisiało na włosku – wspomina Joanna.

Zaproponowała, żeby poszli do psychologa. Terapeuta nie nauczył jej chłopaka, jak być czułym, ale ona pierwszy raz od 6 lat pomyślała, że jej partner, taki po prostu jest i inny nie będzie, że ona go nie zmieni. Co najwyżej może nauczyć się z nim żyć. Zadała sobie pytanie, czy będzie w stanie być szczęśliwą. I zrozumiała, że nigdy go w pełni nie zaakceptowała, że te 6 lat to były ciągłe próby zmian. Rozstali się, ale Joanna nadal chodzi na terapię, bo okazało się, że to ona potrzebuje „naprawy”, bo nie były łatwe jej relacje ani z ojcem, który odszedł, kiedy była mała; ani z zapracowaną matką, której nigdy nie było w domu.

- Mamy tendencje do wchodzenia w sytuacje podobne do tych z przeszłości, dopóki nie jesteśmy świadomi, czego tak naprawdę emocjonalnie nie otrzymaliśmy w dzieciństwie. Bardzo ważne jest, aby szukać pomocy. Można zgłosić się do psychologa, żeby dowiedzieć się, jak radzić sobie z taką sytuacją, co zrobić, aby nie współuzależnić się od problemu partnera i w przyszłości nie powtarzać już więcej takich sytuacji. Warto zmieniać swoje życie na lepsze. Należy natomiast zastanowić się, czy jesteśmy w stanie ulepszać innych; czy oby nie jest tak, że tylko nam zależy na tym, żeby partner się zmienił. Może się okazać, że on nic nie robi w tym kierunku, a to nie rokuje najlepiej – podsumowuje Anna Mochnaczewska-Dzik.

(mos/ma)

POLECAMY:

alkoholizmprzemocuzależnienie
Komentarze (3)